Rozdział 12 - Wykrot

277 226 69
                                    

Smoki zostały na polanie oddalonej o jakieś kilka godzin drogi od Rhodebury, gdyż nie chcieliśmy, aby mieszkańcy zaczęli panikować. Razem z Lily, Farrenem i Cathal'em ruszyliśmy przez las, aby koło południa dotrzeć do porośniętego bluszczem muru. Tyle się działo od czasu mojej ostatniej wizyty tutaj, że miałem wrażenie, jakby odbyła się wieki temu. Wcześniej postanowiliśmy wykorzystać Wykrot Nocnych Cieni jako bazę wypadową. Nie wiedziałem, co z niej zostało po pożarze spowodowanym przeze mnie w pokoju Iwo, ale liczyłem na to, że przynajmniej się nie zawaliła.

Chciałem też jak najszybciej odnaleźć Nasirę. Niby wiedziałem, że moja siostra jest uzdolnioną wojowniczką, ale nie przeszkadzało mi to się o nią martwić. Może brzmiało to dziwnie w kontekście tego, że latami nie miałem nawet pojęcia, czy żyje, ale chyba wpływała na mnie właśnie świadomość tego, że teraz znałem miejsce jej pobytu.

Które niezbyt mi się podobało.

Bez trudu odnalazłem wejście do ukrytego tunelu i poprowadziłem towarzyszy w głąb ziemi. Zostawiliśmy torby w ciemnym korytarzu, bo nie wiedzieliśmy, co zastaniemy w środku. Tutaj nie widziałem żadnych śladów pożogi, ale to o niczym nie świadczyło. Dopiero, kiedy po dłuższej chwili udało mi się otworzyć drzwi i zapaliliśmy nasze latarnie, mogłem ocenić rozmiar zniszczeń.

Pierwsze, co do mnie dotarło, to nadal obecny delikatny swąd spalenizny. Następnie ogarnąłem wzrokiem główną salę. Wszędzie było czarno. Światło padało kolejno na stół i krzesła, komody, stojaki na broń, regał i wysokie świeczniki. Meble się nie spaliły, ale całe pokryła tłusta sadza. Świeczki stopiły się od panującego tu wtedy gorąca i wyglądały teraz jak zastygłe w czasie łzy. Okładki książek, do których podczas szkolenia zdarzało mi się zaglądać, popękały i skurczyły się.

‒ Urocze macie to gniazdko ‒ zauważył bard, zaglądając mi przez ramię.

‒ Chyba nie najlepiej radzę sobie z urządzaniem komnat ‒ mruknąłem i wpuściłem do środka resztę drużyny.

‒ Mnie to nie przeszkadza. ‒ Cathal wzruszył ramionami i rozglądał się z zaciekawieniem.

‒ Musimy sprawdzić pokoje. Może tam sytuacja jest nieco lepsza ‒ powiedziała Lily i skierowała się w stronę drzwi prowadzących do sypialni.

‒ Może lepiej nie zaglądaj do Iwo, choć nie sądzę, żeby coś tam zostało ‒ rzuciłem w stronę jej pleców i zabrałem się za zapalenie zdatnych do tego ogarków świec.

‒ Renny! ‒ Usłyszałem po krótkiej chwili wołanie wojownika. Stał pod wrotami do tunelu, którym moglibyśmy się dostać do miasta.

‒ Co? ‒ spytałem i podszedłem do niego. Farren łaził za mną jak cień i robił wszystko, byle tylko nie ubrudzić swojego pstrokato czerwonego płaszcza.

‒ Spójrz. ‒ Cathal wskazał ręką na podłogę i skierował tam latarnię.

Pochyliłem się, aby zobaczyć, do czego zmierzał. W sadzy pokrywającej podłogę wyżłobione były półkoliste rysy, wskazujące na wielokrotne otwieranie tego przejścia.

‒ O co chodzi? ‒ zapytał bard.

‒ Ktoś tu zaglądał. Idę do Lily. Zostańcie tutaj i bądźcie czujni ‒ powiedziałem, ale nie zdążyłem zrobić nawet kroku.

‒ Renny! ‒ Tym razem to złodziejka mnie zawołała, więc natychmiast ruszyłem w jej stronę.

‒ Co się dzieje? ‒ rzuciłem, kiedy tylko wparowałem do jedynych otwartych drzwi i zderzyłem się z moją złodziejką.

‒ Ktoś tu mieszka, a ciało Iwo zniknęło ‒ rzuciła szybko.

‒ Co? Jak to? ‒ dopytywałem i spojrzałem w głąb pomieszczenia.

Miasto Złodziei (Część 3) - RhodeburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz