Rozdział 6 cz. 2 - Dolina Smoków

389 267 130
                                    

Chyba spodziewałem się czegoś innego. Było tu niemal zbyt cicho. Gdzie te smoki? Wiedziałem już, że legendy o ich ogromnych rozmiarach są przesadzone, w końcu na własne oczy widziałem Mizu, ale jednak.

Wjechaliśmy między drzewa dróżką tak wąską, że gałęzie smagały nas po twarzy, mimo iż jechaliśmy gęsiego. Cały czas czujnie nasłuchiwałem i wytężałem wzrok w poszukiwaniu jakichś śladów życia. Jednocześnie coś nie pozwalało mi się w tej chwili odezwać. Nasira, w przeciwieństwie do nas, uśmiechała się jak mysz do sera. Co jakiś czas sprawdzała tylko, czy nadal za nią podążamy.

W pewnej chwili grunt zaczął się obniżać, a drzewa zrobiły się bardziej powykrzywiane, starsze. Musieliśmy zejść z koni, żeby się przez nie przedrzeć. Serce waliło mi coraz mocniej i byłem coraz bardziej podenerwowany. Najmniejszy szelest sprawiał, że niemal podskakiwałem w miejscu. Dobrze, że szedłem na końcu, bo Lily z pewnością by mnie wyśmiała.

Wreszcie las przed nami zaczął się przerzedzać, a między pniami udało mi się dostrzec jakieś zabudowania. W oddali mignęła mi kobieta z koszem na głowie, który przytrzymywała jedną ręką.

Człowiek, czy smok? ‒ zastanawiałem się, nauczony poprzednimi doświadczeniami.

Nagle, jak spod ziemi wyrosła przed nami zielona bestia. Cofnęliśmy się zaskoczeni, a konie zaczęły nerwowo parskać i ciągnąć za uzdy. Jego łuski niemal zlewały się z kolorem listowia, czyniąc ich barwę jeszcze głębszą. Wydawał mi się większy i masywniejszy od Mizu. Pierś miał szeroką i o jaśniejszym odcieniu, a trójkątną głowę wieńczyły krótkie, proste rogi. Spore skrzydła złożył wzdłuż ciała i zmierzył nas czujnym spojrzeniem złotych oczu.

‒ Kto idzie? ‒ usłyszałem niski głos.

‒ Nasira z klanu Smoczego Kła oraz posłowie księżniczki Akasy. ‒ Moja siostra skłoniła się lekko. Widocznie wystawili straż nawet w tak odległym i ukrytym przed ludźmi miejscu.

‒ Witajcie. Powiadomiono nas o waszym przybyciu. Księżniczka powinna odpoczywać teraz w swoim pawilonie ‒ odparł smok i odsunął się na bok.

Nasi ruszyła przed siebie, a my potulnie razem z nią. Kiedy mijałem zieloną bestię, musiałem wysoko zadrzeć głowę, żeby na nią spojrzeć, co nie spotkało się z życzliwym odbiorem. Natychmiast odwróciłem wzrok. Natomiast Lily gapiła się bez zażenowania. To był pierwszy smok, którego mogła zobaczyć z tak bliska i dosłownie pożerała oczami każdą jego część.

Zielony gad w zniecierpliwieniu uderzył pokrytym kolcami ogonem o ziemię. To w końcu przekonało ją, aby pilnowała własnego nosa.

‒ Zajrzymy najpierw do stajni i zostawimy konie. Weźcie ze sobą swoje rzeczy. Po audiencji załatwię wam nocleg ‒ powiedziała Nasira i skierowała się do pobliskiego długiego budynku pokrytego strzechą.

‒ Wiedziałem, że spiżowe nie są tępe. Po prostu są strasznie gburowate ‒ szepnąłem z tłumionym śmiechem do Lily, przywołując naszą niegdysiejszą konwersację. Złodziejka musiała zakryć dłonią usta, aby swoim parsknięciem nie urazić smoka.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, ku naszemu zdziwieniu w stajni kręcili się ludzie. Nie spodziewałem się, że spotkamy ich tutaj aż tylu. Jakiś mężczyzna przerzucał siano, inny szczotkował pięknego gniadosza, a chudy chłopiec starał się z całych sił nie wylać wody z wiadra, które właśnie taszczył. Boksów było kilkanaście, a w wejściu zmieściłby się może Mizu, ale na pewno nie strażnik, którego spotkaliśmy. Budynek nie został przystosowany do smoczych potrzeb, bo i po co? Konie mogły im służyć co najwyżej za posiłek.

Zostawiliśmy nasze wierzchowce na wolnych miejscach, a Nasira poprosiła jednego z mężczyzn, aby rozkulbaczył je i napoił. Uśmiechnął się do niej, ale nas zmierzył podejrzliwym spojrzeniem. Mogłem się założyć, że niewielu obcych się tu pokazywało. O ile w ogóle jacyś.

Miasto Złodziei (Część 3) - RhodeburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz