Rozdział 11 cz. 2 - Rozmowy

275 230 44
                                    

Nazajutrz zaprowadzono nas do królewskich komnat. Ty razem audiencja miała odbyć się w bardziej kameralnym gronie, dlatego zdziwiła mnie obecność Farrena i małżonki Rhodericka. Królowa Rowena prezentowała się jak zwykle dostojnie w koronie i długiej jasno zielonej sukni.

Oprócz nich rozpoznałam też brata poprzedniego króla. Z tego, co wiedziałam, Godfryd służył młodemu bratankowi pomocą i radą. Z tak bliska zauważyłam podobieństwo między nimi. Ich włosy miały ten sam odcień brązu, a mimika nie różniła się tak bardzo, pomimo innych rysów twarzy.

Poza nimi w sali siedziało jeszcze kilku mężczyzn, zapewne reszta królewskiego dworu. Skłoniliśmy się nisko królewskiej parze i zajęliśmy wskazane miejsca przy długim, dębowym stole. Komnata nie została strojnie urządzona. Ewidentnie pełniła funkcję czysto administracyjną. Na surowych ścianach wisiały tylko proporce z trójkątnym herbem Aranel. Ten sam symbol wyryto także w blacie ogromnego mebla, stojącego na środku.

Kiedy już wszyscy byli gotowi, król rozpoczął naradę.

‒ Przejdę od razu do rzeczy. Nie mogę zgodzić się na wszystkie warunki królowej Lefasi ‒ rzekł oficjalnym tonem.

Cholera jasna! Niby spodziewałam się, że tak może być, ale jednak miałam nadzieję na inny obrót spraw. Nie mieliśmy czasu na negocjacje. Smoki, mimo swojej długowieczności, nie należały do istot cierpliwych, kiedy już powzięły jakąś decyzję.

‒ Co masz na myśli, panie? ‒ spytałam jednak ostrożnie.

Starałam się wyglądać na opanowaną, ale pod stołem wbijałam paznokcie w kolano Renny'ego z taką siłą, że wcale bym się nie zdziwiła, gdyby polała się krew.

‒ Nie mam problemu z nadaniem im stałego terytorium. W zasadzie to nawet dziwię się, że w pakcie nie zostały ustalone jakieś granice, które pozwalałby na bardziej jednoznaczne określenie ich przywilejów. To w wielu kwestiach administracyjnych i prawnych ułatwiłoby sprawę. Obecnie jesteśmy świadkami właśnie takiego wykorzystania tych niedopatrzeń... ‒ zawiesił głos, jakby spodziewał się, że ktoś mu przeszkodzi. Wypomni, o co toczy się stawka.

‒ W takim razie, gdzie leży źródło problemu? ‒ spytał złodziej.

‒ Nie mogę zgodzić się na zabieranie dzieci wbrew woli ich samych lub ich rodziców. Tym bardziej, że jaja, które skradziono, zostały zwrócone opiekunom.

‒ Tylko te, o których oficjalnie wiemy. Mimo to nie wszystkie udało się uratować ‒ powiedziałam cicho, a przed oczami stanęło mi to malutkie, zwinięte w kłębek ciałko.

‒ Cóż... nie mogę za to odpokutować w taki sposób. Jeśli królowa Lefasi się zgodzi, mogę natomiast rozpowszechnić w królestwie informację o poszukiwaniu smoczych pomocników. Może sama wyznaczyć kogoś odpowiedzialnego za rekrutację takich osób i ustalić jej przebieg oraz warunki współpracy. Jeśli moi obywatele dobrowolnie zgodzą się jej służyć, nie będę stał na drodze ‒ zapewnił.

‒ Myślę, że to rozsądna oferta i z całą pewnością królowa ją rozważy. A co z ostatnim warunkiem? ‒ dopytywał Renny.

Wyglądało na to, że jednak jest jakaś nadzieja.

‒ Zgadzam się, że trzeba znaleźć sprawców tego haniebnego procederu i wymierzyć im sprawiedliwość. Domyślam się, że chcecie wziąć w tym udział?

‒ Tak, panie. Królowa wyznaczyła nam takie zadanie. Po prawdzie to moja siostra, jedna ze służek Asili, już nad tym pracuje ‒ stwierdził Hornan. ‒ Możemy jednak odstąpić od działań na rzecz twoich ludzi, jeśli taka jest twoja wola.

‒ Nie. W tej kwestii muszę przyznać rację królowej. Jesteście w tym na tyle głęboko, że łatwiej pójdzie wam odszukanie winnych. Farren pojedzie z wami jako mój poseł. Zabierzecie także ze sobą mojego zaufanego sługę. ‒ Wskazał upierścienioną dłonią jednego z mężczyzn siedzących przy stole.

Miasto Złodziei (Część 3) - RhodeburyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz