Po pożegnaniu w Wykrocie, jak najszybciej ruszyłam w umówione miejsce. Wybraliśmy polanę na tyle blisko miasta, aby dojście tam nie zajęło mi kilku godzin, ale na tyle daleko, by nie przyciągnąć niepotrzebnej uwagi. Wcześniej nie nadawała się dla smoków, bo zwyczajnie była zbyt mała. Uświadomiłam to sobie, kiedy w końcu tam dotarłam. Trzy bestie leżały na ziemi, ściśnięte niczym makrele w beczce.
Akasa nie wyglądała już tak dostojnie, jak zawsze. Uparła się, by wziąć udział w akcji, ale musiała jakkolwiek się zakamuflować. Dlatego patrzyłam teraz na księżniczkę umorusaną błotem, mchem i liśćmi. Nie zakryło to zupełnie jej pięknych, perłowych łusek, ale przynajmniej nie przyciągała już tak wzroku.
Podeszłam bliżej i wszystkie trzy głowy skierowały się w moją stronę z wyczekiwaniem.
− Jeszcze nic nie wiem − odparłam, odpowiadając na ich nieme pytanie.
− Do zachodu jest jeszcze czas. My jesteśmy gotowi. − Agares trącił mnie nosem. Bardziej delikatnie niż można by się spodziewać po istocie o takich gabarytach.
− Wiem, ale i tak będę się martwić, dopóki znów go nie zobaczę. Dopóki to wszystko się nie skończy. W ten, czy inny sposób.
Nie mogłam wyrzucić z głowy pożegnalnego spojrzenia Renny'ego. Czy to był ostatni raz? Miałam nadzieję, że nie, ale nie wiedziałam, co Macha zapisał nam w gwiazdach.
− Łuski mnie już świerzbią. Mam nadzieję na niezłą jatkę. − Lu'bong w swoim stylu przerwał moje markotne rozmyślania.
− Wolałabym, żeby jednak obyło się bez ofiar śmiertelnych. Przynajmniej wśród niewinnej ludności. − Akasa zgromiła go wzrokiem, na co spiżowy smok podkulił ogon. − Sam nasz widok powinien wystarczyć, aby wszyscy pochowali się w domach, ale jak Agares zacznie ziać ogniem, to dopiero zacznie się popłoch.
− Tak, ale nie możemy pozwolić na to, żeby Złodzieje Czasu zabarykadowali się w tej cholernej świątyni! − Walnęłam pięścią w ziemię, czując narastającą frustrację. − Nie możemy zwalić im sufitu na te wypełnione żądzą krwi łby. Musimy najpierw wydostać stamtąd jajo.
Nie mogłam usiedzieć w miejscu, więc zaczęłam krążyć po niewielkiej przestrzeni. My tu sobie siedzimy w słoneczku na polance, a Renny w tej chwili naraża życie, byśmy mieli jak największe szanse. Bo o uzyskaniu przewagi nie mogło być mowy. Bardzo chciałam, aby wszystko poszło po naszej myśli, ale tam mogło zdarzyć się wiele rzeczy.
− Tak, czy inaczej, wiele teraz nie zrobimy. Musimy czekać − rzekł czarny smok, jakby w ogóle nie przejęty trudnym zadaniem i związaną z nim powagą sytuacji.
− A co jeśli nic nie poczuję? Jeśli nasze Nexum nadal jest za słabe? Jeśli...
− Nie mamy teraz na to wpływu. Jeśli nie dostaniemy znaku od Hornana do zachodu słońca... − przerwała mi smoczyca.
− Polecimy, zrobimy swoje i znajdziemy twoich towarzyszy − skończył za nią strażnik jaj.
− A kiedy już odzyskacie nasz skarb, rozwalimy tę świątynię w drobny mak! − ryknął zielony.
− Możesz być ciszej? − syknęłam. − Jesteśmy całkiem blisko miasta. Bardzo niefortunnie byłoby, gdyby dowiedzieli się o waszej obecności zbyt wcześnie.
Niezadowolony smok bez słowa położył łeb na trawie i tylko łypał na mnie z dołu żółtymi oczami.
− Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać − westchnęła Akasa, a ja jej zawtórowałam.
Usiadłam nieopodal, zjadłam lekki posiłek zabrany z Wykrotu i zajęłam się rozmową z moimi towarzyszami. Czarny smok jak zwykle poszedł spać. Nie miałam pojęcia, skąd w nim tyle spokoju nawet w takich okolicznościach. Księżniczka co jakiś czas dorzucała swoje trzy korony, ale konwersowałam głównie z Lu'bongiem. Wiedziałam, że na miejscu to on usiedzieć nie potrafi, ale do tej pory nie sądziłam, że ma aż tyle powiedzenia.
CZYTASZ
Miasto Złodziei (Część 3) - Rhodebury
FantasyLily nigdy nie szafowała swoim zaufaniem, ale teraz ma wątpliwości nawet wobec własnych pragnień i uczuć. Mimo to, chce doprowadzić do końca sprawę zaczętą w Mariporcie, choć tym razem w dużej mierze będzie musiała się zdać na swojego wspólnika. Re...