rozdział 29

885 35 4
                                    

- Ja za tobą też tęskniłam Vi, ale ty już mnie nie zostawisz, prawda? - zapytała patrząc na mnie niepewnie.
- Oczywiście, że nie kruszynko, a teraz powinnaś iść spać, napewno jesteś zmęczona - mruknąłem kładąc dziewczynkę na łózku.
- Ale zostaniesz ze mną?
- Tak słonko.

C.D.N...

Pov. Tony


Vincent nie wychodził z sali Hailie przez dobre trzy godziny. Ile mogą trwać takie odwiedziny? Nie miałem pojęcia, ale napewno byłem już tym wszystkim znużony, niby rozumiałem, że się za nią stęskinił ,ale że siedzieć tam trzy godziny? No bez przesady.
W końcu nie wytrzymałem i ruszyłem do sali, nie zapukałem nawet wiedząc, że przecież oni tylko rozmawiają, a nie prowadzą najważniejszą rozmowę w ich życiu. Pf!... wcale, a wcale! (Sarkazm).
W sali nie było słyszeć niczego po za pochrapywaniem Vincenta. zaraz?! chwila?! co?! Pochrapujący Vincent?! I jak tu nie skorzystać z okazji... hi...hi...hi!
Zawołałem na szybko Shane oraz Dylana i całą tróją dorysowaliśmy Vincentowi wąsy, ale takie duże wąsy.
- Nie chce być w waszej skórze, kiedy on się obudzi - mruknął z kpiną w głosie Will ( Will z kpiną w głosie?! Takie rzeczy tylko u mnie! Brzmię jakbym promowała jakąś reklamę, ale mówi się trudno).
- Nie przesadzaj Will, przecież Vincent ma Hailie co się równa: nie będzie zły, a my mamy wąsy dla Vincenta i wszyscy są zadowoleni - mruknął Dylan.

Pov. Hailie

Wstałam chwilę przed Vincentem, który miał wąsy na twarzy. Zaśmiałam się urodowana, budząc przy okazji Vi.
Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, po czym przetarł sobie twarz dłonią, czym jeszcze bardziej rozmazał sobie wąsy.
- Z czego się śmiejesz?
- Z niczego Vi.
- Powiedz.
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- No dobrze - odpowiedziałam chwytając telefon Vi i robiąc mu zdjęcie.
- Zabije ich! - warknął.

Rodzina Monet - Znak dzieciństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz