rozdział 21

967 31 8
                                    

Gdzie wy byliście? - zapytał szeptem.
- Może Pan powtórzyć?
- Gdzie byliście w tym momencie?! - wrzasnął Vincent tracąc panowanie nad sobą.
I kiedy zamierzał coś jeszcze dodać usłyszeliśmy dźwięk przychodzącego esemesa...

Vincent podniósł swój telefon po to by zaraz go wypuścić z przerażeniem z rąk. Podniosłem go i przeczytałem wiadomość na głos, a to co tam było napisane sprawiło, że zrobiło mi się niedobrze.

Dobrze wiem, że to się teraz stało nie za bardzo się wam podoba, ale nie musicie się martwić nie długo to wszystko się skończy. Dziewczynie nic nie jest... narazie. Nie rządam od was pieniędzy, bo wiem, że jesteście mi za nią zapłacić kosmiczne ceny. Będziecie cierpieć tak jak ja wtedy, a dziewucha tylko na tym ucierpi. Kto wie może już ucierpiała? Zależy to tylko od tego kiedy to przeczytaliście. Nie szukajcie mnie, bo i tak mnie nie znajdziecie...

Popatrzyłem na Vincenta z nadzieją w oczach, ale nawet on w tej chwili był bezradny, świadczyły o tym jego trzęszące się ręce. Pokręcił głową ponuro i powiedział:
- To robota Jasona.
- Jak go dopadnę... - zaczął wściekły Dylan, gdy przerwało mu głośne pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedział Tony patrząc na mój telefon w skupieniu.
Do środka wszedł jeden z najbardziej zaufanych nam ludzi, po czym podał nam kopertę, w której znalazło się pasno włosów Hailie. Vincent wpadł w szał jak to zobaczył i to dosłownie.
- Udało mi się! - wrzasnął Tony pokazując nam z dumą lokalizację miejsca, w którym znajduje się Hailie.
Biegiem rzuciliśmy się w stronę garażu. Chłopcy zadzwonili  jeszcze po naszych ludzi i pojechaliśmy.
Miałem tylko nadzieję, że nie jest za późno...

Chciało mi się płakać jak to pisałam, bo wiem co będzie w następnym rozdziale i jak to się skończy😔🤧😢

Rodzina Monet - Znak dzieciństwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz