- Wziąłeś szalik?
Przytaknął bezgłośnie wpatrując się pustym wzrokiem w małą, skórzaną walizkę na pokryte rdzą zatrzaski.
- Ten szary? Nie, poczekaj, on jest już znoszony, weź ten brata.
Jego matka szybko zmieniła decyzję i otworzyła walizkę ponownie wkładając do niej znacznie ładniejszy, niemal nowy szalik z prawdziwej bawełny. Był w jasnym odcieniu brązu, Roan dostał go na uprzednie święta i nigdy nie pożyczył go swojemu młodszemu bratu, co zresztą rodzice podtrzymywali. Teraz dużo się zmieniło, nawet ich podejście do syna. W końcu miał wyjechać na podróż po wszystkich dystryktach, na Kapitolu kończąc. To jest w wielu oczach zaszczyt jaki nie czeka każdego.
- Mamo- szepnął czując się przytłoczony całą tą sytuacją. Nie ruszył się ani o milimetr.
- Nie przesadzaj, to nie on stanie przed samym prezydentem i...
- Mamo- powiedział nieco głośniej, aż nie zwróciła na niego uwagi. Zamiast jednak powiedzieć to co naprawdę miał na sercu, westchnął i postanowił ciągnąć bezsensowny temat.- Styliści pewnie o to zadbają.
Uśmiechnęła się tylko, ale i tak kątem oka dostrzegł, że pakuje nieszczęsny szalik do walizki. Nie mógł z tym walczyć.
Tournee miało przypomnieć mu o igrzyskach, tak jakby wcale nie myślał o nich codziennie. Tu jednak może zaszyć się przy starej wierzbie, albo na ciemnym strychu i przeżywać to wszystko w samotności. Tam będzie musiał uśmiechać się do tłumów, jakby został co najmniej koronowany, a na końcu podczas balu w Kapitolu i tak przypomną mu, że jest najmniejszym ogniwem w łańcuchu korupcji tego świata.
Gdy był gotowy, wsadzono go w pociąg i wyruszył w podróż po dystryktach. Do tej pory widział tylko skrawek jedynki, która dzieliła go od Kapitolu jadąc na Igrzyska. Teraz miał zobaczyć je wszystkie od środka.
- Spakowany, gotowy?
Orys wszedł do pomieszczenia nonszalancko kiedy pociąg ruszył. Nie czuli jego ogromnej prędkości, dlatego gdy postawił szklankę z sokiem na mały stolik, jej zawartość nawet nie drgnęła.
- Nie odzywaj się do mnie, dziękuję- odparł ironicznie wbijając wzrok w lasy za oknem, które szybko mijali.
- Oh więc oprzytomniałeś, jak super. Mam dla ciebie nieco informacji, dobrych i złych- spojrzał na niego wymownie co Wooyoung wyraźnie dostrzegł w odbiciu szyby.- Irene napisała przemówienia.
Rzucił na ten sam stolik stos kartek spiętych spinaczem. Podsunął je chłopakowi pod nos i postukał w nie palcem wskazującym.
- Mhm...
- Wooyoung- mówił już znacznie ciszej.- Jedziemy do czwórki.
W jego oczach dostrzegł zmianę. Źrenice wyraźnie się zwężyły a kącik ust drgnął. Wydawało mu się też, że na moment przestał oddychać i jedynie czekał, aż ktoś wykona kolejny krok.
- Do czwórki- brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Tak wyznaczona jest trasa. Potem jedynka, piątka... Wooyoung?
Dostrzegł na jego policzku szklaną łzę, spłynęła po jasnej cerze i zniknęła gdzieś w warstwach materiału szarego szalika.
Wytarł ją szybko niezdarnym ruchem ręki i znów wrócił do bezemocjonalnej obserwacji widoku za oknem.- Rozumiem, mów dalej.
Orys spojrzał niepewnie na swojego podopiecznego, potem znów na plik kartek we własnej dłoni i zaczął czytać. Wymienił resztę dystryktow w kolejności w jakiej mają je odwiedzić, a na końcu wspomniał o uroczystym balu. Wooyoung nie słuchał od połowy.
CZYTASZ
Ballad Of Chaos [2] ¤ WOOSAN
FanfictionWooyoung zostaje okrzykniętym zwycięzcą osiemdziesiątych siódmych Głodowych Igrzysk, rozbity i bez chęci życia wraca na ekrany stając się prawdziwą gwiazdą, który w oczach widzów stracił miłość życia by przetrwać. On jednak nie chce odpowiadać na ża...