32: On Nigdy Mnie Nie Zdradzi

34 12 7
                                    

Wooyoung naprawdę wierzył w wolność, którą sam miał sobie wywalczyć. Wierzył, że za granicami Panem jest dla nich miejsce i że da im dom. Będą mogli wtedy całkowicie zapomnieć o tym co przeżyli i co zmieniło ich nie do poznania. Wszystko szło przecież tak dobrze, że nie mógł wymyślić niczego, co na tym etapie mogłoby pokrzyżować im plany. 
Miał przecież w sobie determinację, której nie miał ani Roan, ani nawet jego ojciec, który umiał jedynie przymilać się Kapitolowi w zamian za nędzne życie.

Czy ludzie w dystrykcie będą go wspominać? Opowiadać o nim legendy, cicho szeptać w obawie przed represjami, może nawet wezmą go za przykład, będą opowiadać własnym dzieciom o chłopcu, który w końcu zrzucił z siebie ciężar łańcuchów. Miał w głowie tyle pięknych porównań, historii, może trochę podkoloryzowanych, ale zawsze tak było z legendami.

Minęło wiele godzin, ale w końcu dotarli do ostatniego punku, który mógł stawić im czoło. Robiło się coraz jaśniej, ale wraz ze wschodem słońca przyszły kłęby czarnych chmur.

Kiedy przychodziła wiosna zaczynało być głośno.
Wydawało się, że wszystkie wyrastające z ziemi kwiaty krzyczały o swojej egzystencji, zwierzęta zaczynały być rozgadane, wiatr zdawał się przypominać o swojej obecności w dość niezauważalny sposób, nawet słońce szeptała do ucha niezrozumiale frazesy.
Zima była ciszą. Świat zamykał się wtedy jak w szklanej kuli, gdy tylko spadał śnieg wszystko było spokojne, jakby zatrzymało się w czasie, dlatego Wooyoung kochał zimę.

Ale była jedna rzecz, która była wyjątkiem. Jedyna, która jako zwiastun wiosny nie powodowała w nim bólu głowy, ani uczucia niepokoju, głośna i jednocześnie cicha, przerażająca i piękna.

Pierwsza wiosenna burza.

Uwielbiał ciepły deszcz, uwielbiał kiedy krople wody padają mu na twarz, przesiąkają przez ubrania, kiedy niebo przybiera odcień głębokiego granatu, a na drzewach odbijają się ostatnie promienie znikającego słońca. Grzmoty są donośnie, lecz przynoszą ciszę, układają wszystko w głowie, przywołują do szeregu i nagle wszystko jest proste.

Wooyoung stał na skraju lasu patrząc na wyrastające przed nim góry, a pierwsze kropelki zaczęły spadać na jego brudną twarz zmywając z niej resztki gleby tak jak zmywa się ludzkie grzechy. Raz mógł poczuć się nie tyle wolny, co czysty od wszystkich rzeczy zostawiających na nim swoje piętno. Miał w głowie porządek, wszystko ucichło, przymknął oczy i przez powieki widział jedynie delikatne błyski piorunów, a za nimi ciągnęły się głośne uderzenia, ale nie przeszkadzały mu, były jego częścią. Pierwsza wiosenna burza zawsze przynosiła ukojenie.

Pierwsza wiosenna burza tym razem zmyje za nim całą jego przeszłość i zostawi nowy, czysty rozdział.

- Musimy przyspieszyć i schować się w zagłębieniu gór. Deszcz zmyje nasze ślady.

Ocucił go pomruk Sana, który naciągnął na swoją głowę szary kaptur.

- Najbliższe przejście graniczne jest jakieś sześćdziesiąt kilometrów stąd, nie zdążyliby nas tu znaleźć nawet gdyby do tej pory zauważyli zniknięcie- dodał.- Za tym płotem- wskazał na zardzewiałą siatkę pokrytą kolczastym drutem- Tam jest przyszłość.

San uśmiechnął się lekko, ale zanim ruszył, złapał Wooyounga nieśmiało za dłoń i splótł ich wychłodzone palce. Poczuł jak kropelki wody płynął po ich skórze i skapują na nędznie rosnącą trawę pod ich stopami.
Byli tak niewyobrażalnie blisko ucieczki, że nie do końca w to wierzyli.
Cały ten trud, który przeszli, arena, śmierć ich przyjaciół, domniemane samobójstwo Sana, a potem czas rozłąki, to wszystko w końcu miało się opłacić. Stali właśnie przed decyzją mającą sprawić, że życie nigdy nie będzie już takie samo.

Ballad Of Chaos [2] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz