3: Batalia Dwóch Serc

84 20 4
                                    

Siedząc w jednynym miejscu, które przypominało mu o jego dawnym życiu czuł się jak inny człowiek. Zamykał oczy, pozwalał by zalała go ciemność i w końcu nie słyszał krzyku, a jedynie cichy powiew wiatru i szum otaczających go traw.

Ostatnie miejsce jakie przypominało mu o jego człowieczeństwie.

Igrzyska odebrały mu wszystko. Dom, który znał, brata, którego i tak już prawie nie miał, Sana, którego gdzieś tam w głębi zawsze pragnął, ale przede wszystkim jego samego. Przestał być sobą, nie poznawał się, gdzieś w tej plątaninie życia i śmierci całkowicie zapomniał jak to jest być sobą. To chyba martwiło go najbardziej.
W głębi naprawdę liczył na to, że po powrocie chociaż Roan ucieszy się na jego widok, może w końcu go przytuli i na moment mógłby pomyśleć, że odzyskał chociaż jedną rzecz.

Pamiętał, że kiedyś dogadywali się znacznie lepiej. Gdy był jeszcze mały i ciekawy świata, gdy nie zdążył znienawidzieć Sana tak mocno, jak przedstawiał to potem. Lubił zbierać kwiaty z bratem i podarowywać je matce. Byli wtedy idealnym rodzeństwem, jak dwie krople wody, śliczne dzieci o hebanowych włosach, dopełniali się idealnie. Potem to wszystko szybko się zmieniło i już sam nie poznawał siebie z własnych wspomnień.

Pamiętał kiedy to wszystko zaczęło się sypać, a potem byli dalej niż obcy sobie ludzie.
Pamiętał, że leżał wtedy w dokładnie takiej samej pozycji, z książką w ręku, schowany między długimi ramionami wierzby płaczącej, a wiatr delikatnie smagał jego czarne loki. Roan pojawił się znikąd, zupełnie jakby go śledził, bądź szukał. Zaśmiał się kpiąco zbliżając się do starego drzewa.

- No proszę, znowu marnujesz czas- jego głos zdawał się być ostry i złowieszczy.

- Zostaw mnie- odburknął jedynie skupiając się z całych sił na nadrukowanych na kartkach słowach książki.

- Matka cię szuka, miałeś jej pomóc z paleniem papierów.

- Umie chyba sama wrzucić do kominka kilka kartek.

Roan jednak zbliżył się do brata i wytrącił z jego rąk książkę.

- Żebym ja nie wrzucił do kominka twoich nonsensów- zabrał Gęsiareczkę i zaśmiał się triumfalnie.

- Zostaw Ro- wydukał bezilnie.- To mamy.

Wydawało się, że puścił wtedy zdobycz tylko z tego jednego powodu. Na końcu znów się zaśmiał, a Wooyoung przytulił do siebie swój skarb.

- Wracaj niedługo bo ojciec się zdenerwuje.

- Gdzie zgubiłeś swój ogon?- Odpowiedział mu złośliwie.- Wydawało mi się, że nie posiadasz osobowości bez Sana.

Roan zmarszczył brwi i już miał rzucić się na niego z pięściami, ale nigdy nie uderzył jeszcze swojego brata i postanowił opanować swoje narwane emocje.

- Po prostu... wracaj.

Wooyoung przypinając sobie to wspomnienie prawie oderwał się od szarej i bolesnej rzeczywistości jaka go otaczała. Jednak zadumany we własnych myślach poczuł na twarzy cień, zanim jednak otworzył oczy ktoś go ubiegł.

- Nigdy się nie zmienisz.

Drgnął na ten dźwięk, ale osoba stojąca tuż nad jego twarzą pokryta była cieniem. Spanikował, zaczął się szamotać by znaleźć pod ręką coś, czym będzie mógł się bronić. Czuł, że w jego żyłach płynie adrenalina i zaraz eksploduje. Brakowało mu oddechu, chciał uciekać, ale wiedział, że nie wyrwie się spod rąk oprawcy. Mógł też krzyczeć, ale stąd San nigdy by go nie usłyszał. Otworzył więc usta w niemym krzyku i poczuł, jak jego serce powoli przestaje wystarczać by utrzymać jego spanikowane ciało przy życiu.

Ballad Of Chaos [2] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz