28: Miłosny Opętaniec

55 10 4
                                    

Roan sprawił, że jego życie stało się trudniejsze. Mimo wielu przeszkód, które już i tak spotykał na codzień, teraz musiał uważać znacznie bardziej. Łatwo było zagadać Yunho, który swoim ograniczonym umysłem nie widział nic podejrzanego w jego zniknięciach w głębi miasteczka. Seonghwa zazwyczaj akceptował jego tajemniczość, Yeosang miał swoje zastrzeżenia, ale nie ośmielił się powiedzieć ich mu w twarz, a Roan? Roan węszył.

- W sobotę pojedziemy do rodziców na obiad.

- Nie mogę- odburknął dokładnie czyszcząc swoją broń. Spędzał nad tym zdecydowanie zbyt dużo czasu.

- Nie możesz. A to dlaczego?

Wooyoung najpierw nie odpowiedział, skupił się na wycieraniu lufy, ale Roan wciąż pretensjonalnie nad nim stał. Gdy czuł na dłoniach jego wzrok, westchnął i zaprzestał czynności.

- Jestem zajęty- odparł dyplomatycznie.- Umówiony.

- Z kim?

- Nie jesteśmy w domu Roan. Nie masz tu nade mną władzy.

Tak, życie bez brata w wojsku było paradoksalnie dużo łatwiejsze.

- Co się z tobą dzieje Wooyoung, nie wracasz do domu, nie odwiedzasz matki, ona za tobą tęskni. Nie mówiąc chociażby o zajściu do Orysa, żeby podziękować mu za nie wiem, ratowanie twojego życia jak mógł! Co chcesz osiągnąć tą niewdzięcznością?

Wooyoung wstał powoli ze swojego miejsca, broń trzymała się na jego ramieniu na skórzanym pasku, może naumyślnie jej nie odłożył. To prawda, że z nią czuł się dużo pewniej, nawet przed własnym bratem.

- Życie uratował mi San, nie Orys. A ty je tylko niszczysz Roan. Dorosłem, to się stało, przestałem patrzeć na ciebie przez pryzmat tego jak wielbił cię San. Jego nie ma i nagle straciłeś jedyną osobę, która widziała w tobie coś wartościowego. A ja jej nie straciłem. Sam jestem dla siebie taką osobą, sam mówię sobie jak mam żyć. Więc nie, nie pójdę do rodziców na obiad w sobotę. Mam swoje sprawy.

I nawet jeśli mówiąc to nie był do końca szczery, to Roan więcej tego nie zaproponował. Kosztowało go to tylko ich relację, która od dawna przechodziła poważny kryzys i był wolny. Utrata członka rodziny za święty spokój.

Dotrzymał zresztą słowa i nie odwiedził rodziców tamtej soboty. Wyszedł jak zwykle z Yunho i Seonghwą do tawerny. Mając w głowie ostatnie wydarzenia z Coel starał się nie rzucać w oczy i nie opuszczać kolegów kiedy to było możliwe. Taka prawda, pierwszy raz mimo tego, że Roan stąpał mu po ogonie, czuł się lepszy. Miał więcej ludzi u swojego boku, może nie najlepszych przyjaciół, ale najważniejsze, że byli. Był wolny i pewny siebie.

Znów spotkali Hope i Benneta, siedzieli przy małym stoliku w samym kącie. Niższy, rudy chłopak właśnie wlał w siebie cały kieliszek bezbarwnego płynu do ust i odstawił go dnem do góry z głośnym stukiem.

- Założyli się?

- Durnie będą się ścigać kto więcej wypije- Yunho zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Wooyoung szedł tuż za nim, na końcu ciągnęli za sobą też Seonghwę.

- Przyznać się, który wpadł na ten genialny pomysł- Hwa kopnął lekko swoim wojskowym butem w nogę drewnianego stołu, a kilka pustych kieliszków zatrzęsło się z cichym brzdęknięciem.

- On- Hope wskazał na Benneta, który właśnie dostał ataku czkawki.- Hej- kontynuował widząc, że jego przyjaciel nie jest obecnie zdolny mówić- Jung, twój brat ponoć poszedł do wojska! To prawda?

Ballad Of Chaos [2] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz