1: Żelazne Spojrzenie

119 21 9
                                    

Wooyoung po raz ostatni spojrzał na Kapitol, którego strzeliste budynki znikały powoli za murem ochronnym. Pociąg jechał tak szybko, że nie potrzebował wiele, by niemal całkiem stracić miasto z zasięgu wzroku.

Przykleił nos do szyby i patrzył jak mijają łąki i pola otaczające stolicę. Był tu zaledwie trzy tygodnie, a miał wrażenie, że już zaczęła nadchodzić jesień. Trawy wydawały się suche i zwiędłe, a liście przybierały odcienie jasnego miodu. Wszystko wokół niego działo się tak okrutnie szybko, jakby nie był w swoim ciele, a jedynie oglądał to nędzne życie z boku co chwila przeskakując większość jego wydarzeń.

Chciał być sam i Orys chyba to rozumiał, bo przez te kilka dni niemal nie rozmawiali. Widział się tylko z Donte przed wywiadem, musiał przywrócić jego sponiewierane włosy do porządku i ubrać w coś co nie było przepoconą od nocnych koszmarów piżamą.

Miewał je niemal za każdym razem gdy zamknął oczy. Słyszał krzyki, czuł na sobie lepką krew i widział, naprawdę widział jak San odbiera sobie życie.
Czasem sam nie wierzył już w to, że przeżył. Co jeśli ciała są głęboko analizowane zanim wyrzuci się je na stos? Co jeśli jagody z areny działały inaczej niż te w dystrykcie, a może to San pomylił się i zjadł o jedną za dużo?

Wooyoung tam był i pamięta, że jego serce stanęło. Słyszał wystrzał armaty mówiący, że czip w jego ciele nie wykrył pulsu. Jak długo mógł trwać w takim zawieszeniu? Ile w ogóle jest szans na to, że się obudził?
Przechytrzenie Kapitolu w tak błahy sposób wydawało się niemal niemożliwe. Organizatorzy to ignoranci, ale zdawało się, że skrupulatnie pilnują reguł swojej gry.

- Jeśli chcesz się wyspać to najlepiej w wagonie sypialnianym. Zaraz będziemy jeść tu obiad.

Otworzył oczy wciąż zawieszone na zaparowanej od jego ciepłego oddechu szybie. W jej odbiciu dostrzegł jak Orys z kuflem piwa w ręce siada przy okrągłym stole i rozkłada na kolanach białą serwetkę.

- Nie jestem głodny.

- Wiem- uniósł brwi.- Dlatego możesz sobie iść.

- Jesteś okrutny.

- Okrutny jest świat w jakim się urodziłeś Wooyoung. Oraz rzeczywistość, która cię czeka. Przechodziłem przez to i uwierz mi, im wcześniej zrozumiesz, że twoje życie teraz to opowiadanie o twojej smutnej wygranej, tym dla ciebie lepiej.

Odwrócił się gwałtownie i wbił pretensjonalny wzrok w mentora. Niewątpliwie przejmował się jego losem, wydawał się chudszy i zmęczony, zapewne oglądał każdą sekundę Igrzysk, ale to nie dawało mu prawa do mówienia o tym z taką lekkością.

- Potrzebuję czasu.

- Niewątpliwie. Naładuj baterie zanim wrócimy do siódemki. Tam czeka cię kolejne huczne powitanie, musisz się uśmiechać i machać do kamer, aż publika będzie rzygać tym widokiem. Jeden fałszywy ruch i pożałują, że wygrałeś. Nie chcesz wiedzieć co robią z rodzinami tych, którzy w ich mniemaniu nie zasługują na sławę jaką zostali hojnie obdarowani.

- To chore- wysyczał jedynie zaciskając palce na srebrnym łańcuszku na szyi. Nie pozwolił go zdjąć nawet podczas mycia. Miał cel oddać go Sanowi, jeśli ten jeszcze kiedykolwiek się pojawi i tego dokona.

- Nie mówię, że nie. Ktoś musiał umrzeć Wooyoung- odłożył srebrne sztućce z głośnym stukiem i wziął głęboki wdech.

- Nie dał mi zadecydować kto.

- To uszanuj jego wybór. To była jego ostatnia wola, zacznij patrzeć na to od tej strony.

Wooyoung naprawdę nie był głodny. Trochę dlatego, że po głodowaniu dniami na arenie, nie potrafił wcisnąć w żołądek więcej niż filiżankę herbaty, a trochę dlatego, że nie mógł w spokoju jeść wystawnych obiadów, gdy San głodował, bądź leżał martwy na stosie innych ciał.

Ballad Of Chaos [2] ¤ WOOSANOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz