19. Cisza przed burzą

119 13 6
                                    

Rozdział 19
Cisza przed burzą

Siedział na pniu drzewa przed swoim domkiem w Dyrdal. Susanoo grzecznie leżał u stóp pana, co jakiś czas nastawiając uszu, gdy w liściach drzew zapodział się jakiś ptak. Poranek był rześki, nic nie wskazywało, aby coś złego miało się wydarzyć

Sasuke wypił kolejny łyk ciepłej kawy z białej filiżanki i rozkoszował się tym aromatem jeszcze przez kilka dobrych minut. Dziś w planach miał narąbać jeszcze więcej drewna, bo zapowiadała się dość zimna noc. Ponadto nie miał być w domku sam, po raz pierwszy mieli przyjechać goście i nie miał to być nikt z Anbu czy z policji, czy innych tajnych agentów. Tym razem trafił na lukę, podczas której nie był pod obserwacją. Ten czas cenił sobie najbardziej, bo dopiero wtedy czuł, jak wielkie napięcie spada z jego barków. Przez cały czas świadomości, że ktoś śledzi każdy jego ruch i zdaje te relacje przełożonemu, spinał się i zamykał w sobie, nie mogąc do końca swobodnie się poruszać. Zawsze miał wrażenie, że ktoś wręcz nawet depcze mu po piętach. Co śmieszniejsze, nawet podczas kąpieli czuł się tak, jakby tylko on był na celowniku. Mogło to się wydawać trochę nieco nad wyraz, ale kto by się nie czuł zaszczuty, gdyby wiedział, że ktoś ciągle bacznie się mu przygląda.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu wziął głęboki wdech i poczuł, jak cudowne powietrze wypełnia jego nozdrza. Czyste, zimne, orzeźwiające. Nagle jakby cała okolica wydawała się być taka ładniejsza, taka... sympatyczna. Zimno też już przestało doskwierać, wystarczyła ciepła kurtka z kożuchem i ciężkie, ocieplane buty, aby czuć życie.

I koniec końców jak głupie by to nie było, Sasuke poczuł, że żyje.

- Muszę wziąć się do roboty - skierował swoje słowa do psa, który uniósł łeb i popatrzył na niego ciemnymi ślepiami z zainteresowaniem. - Jeśli nie chcemy dziś marznąć, czas coś porąbać. A później pójdziemy trochę pobiegać, co?

Susanoo zaszczekał dwa razy, dając wyraz swojej aprobaty na ten jakże cudowny pomysł.

Wstał, odstawił filiżankę na drewniany stolik, który służył za jego mały warsztat i już zakładał rękawice, aby zacząć w nich pracę, kiedy nagle zza płotu wyłonił się sąsiad, niosąc zwiniętą gazetę w ręce i wymachując nią przed siebie, jakby właśnie znalazł najciekawszą wiadomość tego poranka.

Owczarek zaszczekał kilkukrotnie, machając ze szczęścia ogonem. Wybiegł gościowi na powitanie, skacząc z radości. Pan Larsen, chociaż nie bał się zwierzęcia tak jak wcześniej, przez moment wyglądał, jakby chciał uciec w drugą stronę, ale kiedy pies już dotknął jego spodni przednimi łapami, nieco się rozluźnił i w pędzie pogłaskał go czule po głowie. Gdzieś tam między truchtem w stronę Sasuke, a odpędzaniem się od psa, padły słowa radości na widok owczarka. Uchiha uśmiechnął się pod nosem, to był zawsze komiczny widok. Wcześniej Larsen nie tolerował zwierząt, a teraz wręcz jakby tylko się dało, to spędzałby z psem całe godziny, byle nie wracać do pustego domu.

Był gdzieś pod sześćdziesiątkę, żył samotnie, bo żona - jego miłość życia - odeszła bardzo młodo już w wieku trzydziestu sześciu lat. Larsen tak załamał się po stracie ukochanej, że przez dziesięć lat tylko pił, aż w końcu - jak sam stwierdził - dostał objawienia. Pewnej nocy, kiedy leżał na kanapie z flaszką wódki, a w Norwegii trudno było o alkohol, wydawało mu się, że ktoś pukał do drzwi. Kiedy je otworzył, oczom ukazała mu się jakaś blada postać blondwłosej kobiety, która sarnimi oczami patrzyła na niego i układała usta w błagalne słowa, które zawierały w sobie trochę prośby, trochę groźby. Larsen, nie uznając tego oczywiście za jakikolwiek omam alkoholowy, przyznał sam przed sobą, że chyba oto odwiedziła go jego własna żona, która zdenerwowała się na pijackie życie swojego męża i przybyła, aby postawić go do pionu. Tak też się stało, ale jaka była prawda - tego chyba nigdy nikt się nie dowie. Od tamtej pamiętnej nocy minęło dziewięć lat i było to też dziewięć lat od czasu, gdy w ustach miał alkohol po raz ostatni.

Perfidia SSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz