8. Nie mam już brata

517 35 5
                                    

W obliczu śmierci nic nie jest pewne na sto procent.

Każda sekunda była na wagę złota. Kostucha stała gdzieś w ciemnym kącie i zacierała szczęśliwa ręce, oczekując na nową duszę, którą pragnęła umieścić w swej szklanej kuli niczym trofeum. We wszystkim liczył się czas, który tak nieubłagalnie gnał do przodu.

Wpadli do szpitala z przewieszonym przez ich ramiona Kibą, który już nawet nie próbował poruszać nogami; najzwyczajniej w świecie ich nie czuł i nie zamierzał się forsować, nie miał na to siły. Grawitacja zaczynała działać i ciało podkomisarza z minuty na minutę robiło się coraz cięższe, zmuszając dwójkę przyjaciół do większego wysiłku.

— Policja — wysapała głośno Sakura, gdy pojawili się tuż przed rejestracją. Pielęgniarka natychmiast przeprosiła pacjentów, których papiery wypełniała i wezwała doktora, sama biegnąc po wózek stojący w rogu korytarza. — Rana postrzałowa, wykrwawia się już od kilkunastu minut.

Ostrożnie usadowili Kibę na wózku inwalidzkim, który pielęgniarka kilka sekund później pchała już w stronę biegnącego lekarza. Sasuke odetchnął z wyraźną ulgą, nagle przypomniawszy sobie o cholernie natarczywym bólu w nodze. Kuśtykając jednak, zmierzał za pędzącymi lekarzami i pielęgniarkami, którzy wylali się z kilku pomieszczeń po drodze. Krzyknięto, by przygotować salę operacyjną i zebrać specjalistów.

Szpital znał każdego policjanta z Kioto i zawsze działali na szybkich obrotach, gdy sprawa była cięższej wagi; w tym przypadku nagląca i tragiczna, gdyż podkomisarz gubił swoją egzystencję z każdą sekundą. Liczyła się natychmiastowa pomoc, mimo iż szpital pękał w szwach od potrzebujących.

Szklane drzwi OIOM-u otworzyły się z hukiem, nie pozwalając pozostałej dwójce wejść do środka. Zatrzymała ich pielęgniarka, która przez cały ten czas wiozła Kibę na wózku. Gdy interwencję przejął lekarz prowadzący, nie była już potrzebna i koniecznie powinna wrócić na rejestrację.

— Ktoś z państwa musi pójść ze mną i wypełnić kartę pacjenta — odparła niska szatynka o oczach w kolorze dojrzałego pomelo. Poprawiła nerwowo biały kitel i spojrzała wyczekująco na zmęczoną dwójkę.

— Ja pójdę — charknęła Sakura, biorąc głęboki wdech. Zapach alkoholu etylowego zamącił jej na moment w głowie. — Gdyby mogła pani wezwać jakiegoś lekarza, by opatrzył mojego partnera...

— Nie ma takiej potrzeby — warknął Sasuke, przerywając jej prośbę.

Pielęgniarka jednak zwróciła uwagę na dziurę w nodze mężczyzny i wylewającą się z niej krew, więc tylko skinęła głową, prowadząc dwójkę w stronę gabinetu zabiegowego. Oczywiście Uchiha bardzo się upierał, ale niska kobieta przekonała go jednak, że i tak w niczym już teraz nie pomoże, a kulę należy wyjąć i ranę natychmiast zaszyć. Poprosiła również, by Sakura później sama udała się na przetarcie powierzchniowych ran i dała się zbadać lekarzowi w ramach zwyczajowej obserwacji.

Bez słowa rozeszli się, każdy w swoją stronę. Komisarz bardzo unikał kontaktu wzrokowego z detektyw, jakby w obawie o serię niewygodnych pytań i oskarżeń. Był dla niej oschły i najzwyklejszym warczeniem zdradzał swoje zdenerwowanie. Nie był jeszcze gotowy na konfrontację z własną przeszłością i demonami.

Jeszcze nie teraz.


— Twoim obowiązkiem jest zabić, Sasuke.

— Ojcze... nie potrafię...

— To nasza jedyna szansa, nie możesz się teraz wycofać. On jest gotowy.

Perfidia SSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz