1. Nie zabiłem

1K 45 6
                                    

Oddychał ciężko, próbował przypomnieć sobie wszystkie szczegóły z wydarzenia sprzed dwóch dni, ale nic nie wskazywało na to, by wspomnienia w ogóle zaprzątnęły jego głowę. To, co stało się w piątek wieczorem było tylko wielką, czarną dziurą.

Siedział w pokoju przesłuchań już od bitych kilku godzin. Za każdym razem inny policjant wchodził i zadawał pytania, zapisywał coś w notatkach i wychodził, bez słowa pocieszenia czy choćby krótkiej wymiany spojrzeń. Koledzy po fachu okazali się być zupełnie inni, niż wcześniej mógłby przypuszczać. Tylko Kiba poklepał go przyjacielsko po ramieniu i wyszedł, a Naruto... Naruto nawet nie raczył przyjść, po prostu z góry ustalił, że to, co się wydarzyło, to tylko wina Sasuke i dowody go obarczające są prawdą, prawdą i tylko prawdą.

I wtedy weszła ona, jego partnerka. Kompletnie nieprzygotowany na taki zbieg zdarzeń, wyprostował się na krześle. Plecy bolały go niemiłosiernie od tej skulonej postawy, jaką przybrał. Nie był w stanie nikomu nic udowodnić. Nie sądził, że jego urlop skończy się właśnie w taki sposób.

Kobieta usiadła spokojnie naprzeciwko niego i odłożyła czarną teczkę na stół. Nie otworzyła jej jednak, nie wyjęła notatnika, ale też na niego nie spojrzała. Możliwe, że bardzo bała się odkryć coś w jego karych tęczówkach, a może po prostu przyszła tutaj, by tylko porozmawiać. W końcu nie powinna zajmować się tą sprawą, byli partnerami, każde śledztwo należało do nich, siedzieli w tych kryminalnych sprawach razem, od momentu nowego przydziału i pomimo że początkowo strasznie darli ze sobą koty, a ona po prostu nie była w stanie z nim wytrzymać, zaprzyjaźnili się. Czyżby właśnie teraz na włosku wisiała ich ta, jakże trudna i skomplikowana, relacja?

Była detektywem, najlepszym w swoim fachu. Wiedział zatem, że będzie chciała rozwiązać tę sprawę, udowodnić, że to nie była jego wina! Oczywiście na to liczył, ale kiedy wreszcie uraczyła go swoim mądrym spojrzeniem, znieruchomiał.

— Jesteś głównym podejrzanym, Sasuke.

Westchnął.

— Mówiłem już wielokrotnie — zaczął spokojnie, zaciskając szczękę — że nie pamiętam kompletnie nic z tego wieczoru i nie wiem, jak się tam znalazłem przed wami. Po prostu nie pamiętam.

Sakura pochyliła się nad stołem i zaczęła świdrować mężczyznę wzrokiem. Nie ugiął się pod jej spojrzeniem, wiedział, że nie zabił, po prostu czuł to w kościach. Instynkt podpowiadał mu, że gdyby zabił, pamiętałby. Z pewnością to potworne uczucie nie wyparowałoby ot tak. Będąc policjantem zabił wielu ludzi, głównie tych złych i z reguły zawsze w słusznej sprawie, i dobrze pamiętał, że to okropne uczucie winy, gdy patrzył, jak z drugiej osoby uchodziło życie, nie dawało o sobie zapomnieć. Nigdy.

— Dobrze, wróćmy zatem do kilku godzin sprzed zabójstwa. — Wtedy też otworzyła czarną teczkę pełną dokumentów i zdjęć. Kartkowała również notatnik i wyjęła długopis. — Gdzie byłeś zanim urwał ci się film?

Ponownie westchnął. Przesłuchania były męczące, tym bardziej, że każdy zadawał te same pytania, wyciągał swoje wnioski i wychodził, ściskając mocno nadzieję, iż odkrył prawdę. Ona jako detektyw też to robiła, z wyjątkiem jednego — nie notowała. Na kartkach papieru spisywała swoje myśli i ewentualne tropy, które później starała się dokładnie zbadać. Nigdy nie cytowała podejrzanych i nie wypisywała dokładnych zeznań. Bardzo imponowało mu, że słuchała swojego niesamowitego instynktu, szczegółowo analizując najmniejsze dowody w sprawie. Miał nadzieję, że i tym razem ten instynkt podpowie jej o jego niewinności.

— Korzystałem z urlopu — odpowiedział chłodno. — Byłem w barze, czekałem na kolegę. Trochę za dużo wypiłem, on się nie zjawiał, więc około godziny dziesiątej postanowiłem wrócić do domu.

Mówił prawdę i Sakura to wiedziała. Patrzył w jej zielone oczy i nawet na moment nie mrugnął, nie zawahał się, mówił wyraźnie i z pewnością. To utwierdziło ją w przekonaniu, że naprawdę nie pamiętał niczego po zdarzeniu. W swoim zeznaniu zaznaczał wielokrotnie, iż moment wyjścia z baru był czysty, ale co wydarzyło się potem, nie wiedział. Przekonywał, że nie był tak bardzo pijany, by w jakikolwiek sposób film mógł się urwać, jednakże tak się stało,a on nie potrafił tego wytłumaczyć. Dodał jednak, że wydawało mu się, że ktoś go śledził od paru godzin, ale nie był w stanie uzasadnić swoich podejrzeń jakimś znaczącym szczegółem.

— Dlaczego twój kolega się nie zjawił, skoro byliście umówieni? — spytała.

Uchiha oparł zakute w kajdanki ręce na stole i pokiwał przecząco głową. Próbował znaleźć odpowiedź, ale nie nadchodziła.

— Możliwe, że zapomniał — wychrypiał. Był już zmęczony. — Może coś się stało, nie wiem.

— Sasuke — odezwała się już mniej oficjalnie i pochyliła się nad stołem. Nie chciała, by kamery i mikrofony wychwyciły tę część rozmowy, ale nie mogła tego uniknąć. — Mają twarde dowody, że to ty zabiłeś inspektora. Wierzę, że nie pamiętasz, co się wydarzyło, ale nie wierzę, że w ogóle tutaj jesteś. Mogą cię za to wtrącić do więzienia. Jeśli się przyznasz i będziesz współpracować, to kara będzie...

— Ty w to wierzysz?! — przerwał jej natychmiast, krzycząc i zrywając się z niewygodnego krzesła. — Sądziłem, że jako moja partnerka, która zna mnie najlepiej i wie, jak pracuję, staniesz po mojej stronie! Nie przypuszczałem, że tak bardzo mogę się mylić.

Dotknęła jego dłoni delikatnie, spokojnie, chcąc uświadomić mu, że nie to miała na myśli. Ten mały, niewinny gest był czytelny dla niego i natychmiast się uspokoił. Wziął głęboki oddech i usiadł na krześle. Sakura szybko zabrała dłoń.

— Nie zabiłem.

Patrzyli na siebie długo, wnikliwie analizując zmianę wielkości swoich źrenic, jakby oczy mogły powiedzieć wszystko, co tylko chcieli wiedzieć. Jego chłodne, ciemne tęczówki były wpatrzone w jej mądre, zielone jak wiosenna trawa. Chwila ciszy mogłaby się wydawać wiecznością, ale była momentem zrozumienia, pojednania i wiary.

Sakura przerwała kontakt wzrokowy, zamykając teczkę i notatnik, wciskając dokumenty pod pachę. Wstała z krzesła i już kierowała się bez słowa w stronę drzwi. Zawahała się jednak i zerknęła na przygnębionego Sasuke. Posłała mu spojrzenie, które mówiło coś bardzo ważnego.

Uwierzyła.

Uchiha uśmiechnął się niezauważalnie, a pani detektyw wyszła, mijając się w drzwiach z Kibą, który trzymał w dłoni papierowy kubek z gorącą kawą. Głośne „uwaga!" rozległo się gdzieś pomiędzy korytarzem a pokojem przesłuchań pochłoniętym w półmroku. Tylko wisząca, co jakiś czas poruszająca się lampa nad stołem była jedynym jasnym blaskiem w tym pomieszczeniu, dusznym i głuchym. Jedna kamera stała w rogu, zaraz naprzeciwko wielkiego, weneckiego lustra, za którym wielokrotnie stał Sasuke. Teraz sam siedział po drugiej stronie i był sądzony, podejrzany.

Kiba zamknął drzwi nieco zaskoczony dość rozkojarzoną Sakurą. W ogóle jej się tutaj nie spodziewał, wszyscy sądzili, że sama wycofa się ze śledztwa, gdyż było jednak zbyt osobiste. Brać sprawę, w której przyjaciel, partner z pracy został podejrzany o zabójstwo? Inuzuka pokręcił zdegustowany głową.

— Twoja kawa, tak jak obiecałem rano — przywitał go tymi słowa, stawiając kubek na stole.

Inuzuka usiadł na krześle, które jeszcze przed chwilą zajmowała Sakura i spojrzał na Sasuke z powątpiewaniem. Chciał zadać mu kolejne pytania, bo to jemu zlecono przesłuchanie, ale zawahał się, widząc jak Uchiha prostuje się na krześle i spogląda na niego spode łba. Czarne kosmyki włosów opadały mu na oczy, przesłaniając zmarszczone brwi. Wpatrywał się hardo w Kibę i zacisnął ręce na krawędzi stołu.

— Nie zabiłem — oświadczył nagle, wyraźnie i głośno, mrożąc krew w żyłach.

Kiba nie odezwał się, próbował wytrzymać to spojrzenie, aż w pewnym momencie coś w nim pękło.

Uwierzył.



Witam serdecznie :3 Kto jest gotowy na kolejną historię spod mojego pióra? Tym razem do przeczytania tylko tu, a nie na żadnym blogu.  Pomysł zrodził się już dawno, ale Blue_Bell (której pewnie tu nie ma) zainspirowała mnie jakoś, aby tę historię udostępnić publicznie. To szczerze, podoba się?

PS Aplikacja na telefonie też Wam tak zamula czasami? :/

Perfidia SSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz