Sakura czekała w knajpie „Ferris" na swoje zamówione danie na wynos. Od rana nic nie jadła i jej żołądek od razu zareagował na zapachy w budynku. Uwielbiała to miejsce i jedzenie, jakie tutaj serwowali. Tajska kuchnia, najlepsza w mieście. Niemal każdy lunch przesiadywała tu z Sasuke albo — jak nie pozwalał im na to czas — zamawiali posiłki, które ładowali do radiowozu. Często kupowali jedzenie na zapas, gdyby godziny śledzenia lub pilnowania nieco się przedłużyły, a woleli być najedzeni aniżeli głodni.
Ferris był Latynosem; niskim, ale przystojnym. Właśnie przywołał Sakurę gestem ręki i podał jej siatkę, w której umieścił plastikowe, białe pudełeczko. Dorzucił jeszcze wodę mineralną i jak zawsze wydał resztę, nie chcąc słyszeć o napiwku od władzy. Bał się, że posądzą go o spoufalanie się z policją, czego nie chciał — wiele gangsterów lubiło jego jedzenie i nie zamierzał tracić swojej reputacji. Póki mu płacono, nie oczekiwał niczego więcej. Kobieta więc podziękowała mu uśmiechem i wyszła z budynku, życząc właścicielowi miłego dnia.
Dzień był słoneczny, ale chłodny. Od dwóch dni zapowiadano deszcze, ale pogoda postanowiła chyba zrobić psikusa meteorologom i ulice nie zaznały nawet kropelki zimnej cieczy z chmur. Ludzie chodzili w płaszczach, okrywając zmarznięte szyje szalikami. Sakura nie wzięła swojego z samochodu i teraz żałowała — zimno zmroziło jej kości.
Szybko przebiegła na drugą stronę ulicy, gdzie zaparkowała służbowe auto i wsiadła do środka. Odpaliwszy silnik, zapięła pasy i włączyła radio. W wiadomościach wciąż huczało o zabójstwie generalnego inspektora policji i mniemanym mordercy, ale nikt nie odważył się podać nazwisk. Gdyby tak się stało, widmo grzywny, potężnego mandatu wisiałoby nad tym głupim chojrakiem nieubłaganie. Wściekle zmieniła stację na inną. Akurat leciał koncert jakiejś światowej orkiestry. Z dwojga złego, mogła się chociaż troszeczkę wyciszyć. Dotarcie do pracy nie zajęło jej nawet dziesięciu minut.
Na komisariacie wciąż było szumnie i tłoczno. Trzeba było odpędzać się od hien telewizyjnych, całej masy pytań i zażaleń. Policjanci tonęli w papierach i biegali po schodach.
Spotkała na swojej drodze Kibę i natychmiast go zatrzymała.
— Sasuke wciąż jest w pokoju przesłuchań?
Inuzuka popatrzył na nią nieco nieobecnym wzrokiem i pokiwał znacząco głową.
— Za godzinę zabierają go do celi, jutro znowu będą go przesłuchiwać — wychrypiał. Sakura zrozumiała, że chyba właśnie zatrzymała Inuzukę w trakcie jego pięciominutowej przerwy na papierosa. — Wybacz, ale muszę iść. Za dużo roboty, od kiedy Naruto jest na urlopie... i ten bałagan z Uchihą... no, sama rozumiesz.
Mruknęła coś pod nosem i puściła go dalej, sama kierując się w stronę pokoju przesłuchań. Pomachała legitymacją przed nosem policjanta, który pilnował pomieszczenia i natychmiast ją wpuścił, upewniając się, że to co wnosi, to tylko jedzenie. Sakura weszła do pokoju i na moment znieruchomiała. Sasuke siedział na krześle ze spuszczoną głową. Prawa ręka była wolna i swobodnie leżała na jego kolanie, ale lewa została przykuta do nogi stołu i tym samym był już kompletnie uziemiony.
— Pewnie jesteś głodny — przywitała się i postawiła na stole plastikowe pudełko. — Ferris jak zawsze postarał się, by było ostrzejsze. Specjalnie dla ciebie.
Uchiha spojrzał na nią z lekkim uśmiechem i dziwną ulgą na twarzy, nawet jakby się rozluźnił. Wtedy też zauważyła, jak bardzo był zmęczony. Sińce, jakie zrobiły mu się w przeciągu tak krótkiego czasu, mówiły same za siebie. Nikt nie wytrzymałby godzinnych przesłuchań zaraz po zabraniu podejrzanego z miejsca zbrodni. Minęły raptem dwa dni, a Sasuke już miał serdecznie dosyć i wyglądał jak wrak człowieka.
CZYTASZ
Perfidia SS
FanficKomisarz Sasuke Uchiha, zostaje oskarżony o zabójstwo generalnego inspektora, Madary Uchiha. Niestety nie pamięta żadnych szczegółów i nie potrafi wyjaśnić, jakim cudem znalazł się na miejscu zbrodni zanim dotarła tam policja wraz z jego partnerką...