≓ Epilog ≒

28 5 11
                                    

Rozłożysty dąb niemal pośrodku polany, rosnący jakby krok przed lasem, wydawał się być osią świata. Wykrzywiony pień, choć mógłby zapraszać do zabawy, nosił tylko ślady drobnych łapek wiewiórek czy ptaków. Mocne, zdrowe konary wnosiły się wysoko w górę i zdawały się podtrzymywać nieboskłon przed runięciem na ziemię. Być może tak było – a przynajmniej tak Sewerynowi podpowiadała wyobraźnia. 

Lubił tę myśl. Przywiązywał się do niej coraz bardziej, bo stare drzewo, tak solidnie wznoszące się nieopodal domu, postrzegał jako centrum i naprawdę solidną podporę – jedyną, jakiej naprawdę potrzebował.

Odetchnął pełną piersią, raz jeszcze doceniając to, co miał, co znalazł i co przysięgał sobie chronić aż do końca życia. Jego własną oś; punkt, w którym skupiało się wszystko, co ważne i nieważne, cenne, pospolite i zupełnie bezwartościowe.

– O czym myślisz?

Seweryn oderwał zamyślony wzrok od dębu i spojrzał na Maję, która właśnie postawiła przed nim szklankę z wodą i uśmiechnął się.

– O tym, co ważne i nieważne – odpowiedział, kołysząc cząstką cytryny zanurzoną w wodzie.

– Och? Czyli jednak planujesz zacząć filozofię? Ostatnim razem, gdy sprawdzałam, chciałeś pójść na doktorat z chemii.

– Hm... A co byś powiedziała, gdybym oznajmił, że zmieniłem zdanie?

– No cóż, w tej kwestii chyba nic. – Maja zaśmiała się, przysiadając na biurku. – Bo co mi pozostało. Jestem w stanie cię do czegoś przekonać?

– Jeśli ktoś jest w stanie mnie przekonać, to tylko ty.

– Po prostu dużo się nauczyłam, panie profesorze. W ostatnim czasie to pan okazał się prawdziwym mistrzem przekonywania.

Seweryn zaśmiał się – może trochę głupio, ale minął czas, gdy wstydził się każdego uśmiechu. To, co powiedziała Maja nie było zresztą żartem, ale dość zabawnym stwierdzeniem faktu. Nowo odnaleziona oś świata była efektem tego, że on uparł się, by ją odnaleźć, a potem wokół niej zbudować zupełnie nowe życie. Po raz pierwszy był tak zdecydowany, tak stanowczy i pewny, i bardzo mu się to podobało.

Dopiero gdy upewnili się, że Laura trafiła do więzienia, mogli odetchnąć – oboje, chociaż Sewerynowi zajęło to nieco więcej czasu. Możliwe, że nie udałoby mu się zyskać spokoju, gdyby nie zdecydował się pójść do psychologa i zacząć terapii. Myślał o tym od bardzo dawna, jeszcze zanim poznał Maję, zaraz po tym, gdy pojawiły się najmroczniejsze myśli, ale nigdy nie znalazł w sobie dość odwagi. Do serca wziął sobie też to, co Maja powiedziała mu w szpitalu: że też jest ofiarą. Gdy powiedział to psychologowi, ten się uśmiechnął.

– Pana partnerka to bardzo mądra osoba – stwierdził.

Terapia była bolesna. Seweryn niejeden raz wracał do domu ze łzami w oczach, ale powoli uczył się nad tym panować. Nie miało znaczenia to, jak jest mu trudno rozliczyć się z samym sobą. Walczył, bo miał dla kogo; walczył, bo zrozumiał, że nawet z tak cudowną kobieta u boku nigdy nie będzie szczęśliwy, jeśli nie uporządkuje tego, co ma w głowie i co działo mu się w duszy. Dopóki nie zrozumie, dlaczego Laura była w stanie trzymać go w swoich szponach przez tyle lat.

Kiedy on zmagał się z własnymi demonami, Maja powoli wracała do zdrowia – a każdy dzień rehabilitacji dodawał obojgu sił. Nie wszystko mogło wrócić na stare tory. Lekarze orzekli, że uraz kręgosłupa raczej wyklucza bieganie w maratonach, a przez jakiś czas najlepszym wyborem jeśli chodzi o aktywność fizyczną będzie basen, ale liczyło się tylko codzienne, normalne życie, układające się po dawnemu. Co prawda Seweryn jeszcze długo na ulicy oglądał się za siebie, ze strachem zaglądał do skrzynki, a każdy czerwony samochód podnosił mu ciśnienie, lecz powoli wszystko zmierzało ku dobremu. Czuł tylko, że musi się coś zmienić – i nietypowo dla siebie postanowił postawić na politykę grubej kreski.

To on przekonał Maję, by wdrożyli zasady ECOllege'u w pełni i wyprowadzili się do skromnego domku gdzieś na wsi – najlepiej w okolicach gór, a więc na drugim końcu Polski. W tym pomyśle miał nieoczekiwanych sojuszników w postaci rodziców Mai, którzy wreszcie mieli szansę mieć córkę bliżej siebie. Najbardziej zaskakującym wsparciem okazał się jej ojciec, Marek, który, chociaż długo traktował Seweryna z dystansem, w końcu złapał z nim wspólny język – i bardzo pomógł im się urządzić. Jego nieustanne westchnienia nad "mieszczuchem, któremu tak trudno ogarnąć wszystko w domu" przestały być złośliwe, a stały się po prostu ich małym żartem, szczególnie odkąd przyszły zięć udowadniał, że wprawdzie nie za wiele potrafi, ale bardzo chętnie się uczy.

To Seweryn jako pierwszy odbył z dyrektorem szkoły długą rozmowę, zapowiadając, że ten rok jest jego ostatnim. Trochę obawiał się, gdzie i jaką pracę znajdzie, ale był zdeterminowany, by spróbować wszystkiego. Przede wszystkim nie chciał zostać w mieście, które kosztowało go tyle straconych nerwów. Artur oczywiście żałował, że straci nie tylko wspaniałą biolożkę, ale również znakomitego chemika; jak twierdził, najlepszego, jakiego miał od początku kariery.

– Ale rozumiem – powiedział w końcu z westchnieniem. A potem nieoczekiwanie się uśmiechnął. – To dobra decyzja, Sewerynie. Czasem trzeba wylać wszystko do zlewu i zacząć jeszcze raz. Trzymam za was kciuki. I koniecznie odezwijcie się czasem!

Przy okazji Trzmielewski powiedział wiele innych, ciepłych słów. W efekcie Goszczyński opuszczał gabinet ze ściśniętym gardłem i mocnym postanowieniem, że gdy będzie się żenił, zaprosi tego człowieka na swój ślub i absolutnie nic nie odwiedzie go od tego zamiaru.

On przekonał Maję, że położona nieopodal Zakopanego Kasina Wielka będzie dla nich idealnym miejscem na nowy start. Przekonał też koty, by spróbowały wybaczyć im kolejne życiowe tornado, z transportem w uciążliwych kontenerkach na czele. Przekonał również siebie do tego, że skoro znalazł pracę w innym mieście, położonej nieopodal Rabce, przyda mu się samochód i zapisał się na kurs prawa jazdy.

Wreszcie przekonał Maję, że powinni się pobrać – choć, po prawdzie, w tej kwestii nie musiał używać zbyt wielu argumentów. Wbrew wróżbom Kuby nie oświadczył się pod palmami, na tropikalnej plaży, lecz na progu ich niedużego domu, który powoli odnawiali. Za świadków wziął położone nieopodal drzewa – w tym wielki dąb rosnący na polanie. Ale wierzył, że skoro on był osią całego świata, a przynajmniej na taki wyglądał, będzie najlepszym świadkiem i gwarantem stałości.

A to właśnie stałości tak bardzo pragnął – i jednego "my", które będzie naprawdę wspólne.


✦•······················•✦•······················•✦


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


My ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz