≓ Rozdział 20 ≒

23 3 12
                                    

Gdyby wiedział, w co się wpakuje na własne życzenie, powstrzymałby wszystkie głupie impulsy. Raz jeszcze przekonał się, że w dłuższej perspektywie nie wynika z nich nic dobrego, choćby na pierwszy rzut oka wydawały się spełnieniem marzeń. I gdyby mógł przewidzieć, jak to się skończy, powstrzymałby siebie. Albo Maję. Ale stało się i nie pozostało mu nic innego niż zmierzyć się ze skutkami własnych, podejmowanych impulsywnie decyzji – najtrudniejszym zadaniem w życiu.

– Wszystkiego najlepszego, Kimchi – szepnął w wigilijny wieczór, stawiając przed mruczącą głośno kotką zabawną miskę ze słuszną porcją karmy. – Furrell, nie pchaj się, panie przodem. No nie patrz tak, tu mam kolację dla ciebie. I wszystkiego najlepszego.

Kiedy koty zajęły się jedzeniem, Seweryn opadł na wygodną kanapę w pokoju i ukrył twarz w dłoniach. Nagle zachciało mu się płakać – bo samotność w Wigilię jeszcze nigdy nie bolała go tak jak dzisiaj.

Pocałunek z Mają tylko potwierdził coś, z czego podświadomie zdawał sobie sprawę od jakiegoś czasu. Zakochał się. Tak całkiem, bez odwołania i wymówek. A co więcej, dałby sobie rękę odjąć, że czegoś takiego jeszcze nie czuł. Bo chociaż przez całe życie myślał, że na zabój kocha Laurę, czego nie zmieniła nawet miła Magda, z którą spotykał się na pierwszym roku studiów, Maja uświadomiła mu, że w jego sercu zostało jeszcze sporo miejsca do wypełnienia – nie tylko zachwytem nad urodą i urokiem osobistym, ale prawdziwą bliskością, oddaniem, troską i pasją. Wniosek, początkowo niewygodny i trudny do przyjęcia, teraz stał się dla niego klarowny. I domagał się egzekwowania, a nie samotnego siedzenia i patrzenia na mrugające światła choinki, w które w pustym, cichym mieszkaniu wyglądały wręcz absurdalnie radośnie.

Choć początkowo Seweryn miał opory przed zostawaniem w nie swoim mieszkaniu, już dzień przed Wigilią zamknął za sobą drzwi, a na podłodze postawił wypakowany bardziej niż zwykle plecak. Znalazło się w nim trochę ubrań, piżama, szczoteczka do zębów, żel pod prysznic i laptop. Maja rzeczywiście zostawiła mu na kanapiestosik świeżo wypranej pościeli, która zapraszała do tego, by rozgościł się, jeśli będzie miał ochotę. A on właśnie tego dnia miał na to ochotę, i to bardzo. Na ponury żart zakrawało to, że wszystko stało się dzięki Laurze.

Spotkał się z nią tego samego dnia, w Cavablance. Sam zaproponował to miejsce, nawet nie spodziewając się, że tak szybko je opuści – i w takim nastroju. A wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Kiedy przyszedł na umówione miejsce, przy bramie prowadzącej na rynek, Laura już na niego czekała – ubrana tak, że miał ochotę zapytać, czy po spotkaniu idzie na randkę.

– Wyglądasz olśniewająco – stwierdził zamiast tego.

Laura skwitowała komplement uroczym uśmiechem, ujęła go pod łokieć, tylko pogłębiając jego zakłopotanie i ruszyła w stronę Cavablanki. Gawędzili spokojnie, jakby nic się nie stało. Z każdym krokiem Seweryn tracił pewność siebie. Jakaś część niego po dawnemu cieszyła się z ciepłych, bliskich relacji, których zawsze pragnął, ale coś nakazywało mu być ostrożnym. I jak na złość umysł podsuwał mu obraz Mai, otulonej szalem z kocimi łapkami.

Gdy usiedli i złożyli zamówienia. Seweryn z plecaka wyjął małą torebeczkę ze starannie dobranym prezentem. Tym razem po namyśle zamówił dla przyjaciółki podgrzewacz do kubka, z kablem pozwalającym na podpięcie urządzenie do komputera.

– Żeby nigdy nie zabrakło ciepłej kawy na poczet dobrej pracy – oznajmił, obserwując jej reakcję. – I wszystkiego najlepszego na święta.

– Och, Sew, jesteś nieoceniony! – zawołała, oglądając prezent. – To jest dokładnie to, czego potrzebuję! Jak ty mnie dobrze znasz. Kuba o tym nie pomyślał.

My ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz