≓ Rozdział 22 ≒

27 4 12
                                    

O ile samych świąt Seweryn nie wspominał dobrze, o tyle dni pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem jawiły mu się jako piekło wątpliwości, trudnych myśli i smutku. Wtedy miał przynajmniej dwa pocieszne koty, które rozpraszały złe myśli. Teraz nie zostało nic – i tym razem „nic" bolało o wiele bardziej.

Bał się odezwać do Mai. Bał się, że będzie na niego obrażona, zupełnie jak kiedyś Laura, gdy zrobił coś nie tak, wdeptując na minę, którą sama na niego zastawiła, ale złamał się już następnego dnia. Kiedy leżał w łóżku, przypominając sobie, że ledwie dobę wcześniej obudził go zapach kawy i uśmiech kobiety, którą pokochał, natychmiast sięgnął po telefon. Napisał wiadomość i od razu ją skasował. A potem napisał kolejną. I znów skasował. W końcu wybrał najmniej kreatywną ze wszystkich opcji. Zabrakło mu sił, by wymyślić coś lepszego.

Dzień dobry! Chciałem tylko zapytać, czy wszystko u Ciebie okay :)

Odpisała niemal od razu:

Tak, jest w porządku. Nie sądziłam, że to napiszę tak szybko, ale chyba będę musiała wyskoczyć do sklepu na zakupy!

Potrzebujesz pomocy? – odpisał szybko, w pośpiechu plątając litery.

Myślę, że nie, to tylko drobiazgi. Herbata, cukier... Aż dziw, że mama nie wpakowała mi tego do torby :D Ale dziękuję, kochany jesteś!

Uśmiechnął się z nostalgią. Bardzo chciał być kochany. I bardzo chciał mieć pewność, że nie rani kobiety, która jest mu tak bliska.

Gdy wymieniali wiadomości, Seweryn nie mógł pozbyć się wrażenia, że Maja przeżywa to wszystko równie mocno – i równie mocno boi się tego, co będzie dalej. Nie wiedział jednak, jak pokierować rozmowę w tę stronę, więc nie napisał nic. Po raz pierwszy pomyślał, że to, co kiedyś złośliwie powiedziała mu Laura, może być prawdą. Możliwe, że naprawdę jest upośledzony emocjonalnie i nie potrafił rozmawiać z ludźmi, szczególnie tymi, na których mu zależało.

Była jeszcze jedna rzecz, którą o sobie wiedział bez żadnych wątpliwości – czasem, tak paradoksalnie, los mu sprzyjał. Niekiedy tylko na dobrą drogę popychał go przez ciernie, wspierając w bardzo dziwny sposób.

Dwa dni przed Sylwestrem niespodziewanie odezwał się jego telefon. Zerknął na wyświetlacz i od razu rzucił to, co miał w dłoniach.

– Halo, Maja?

Szloch w słuchawce postawił mu wszystkie włoski na karku.

– Sew, ktoś mi się włamał – wydusiła. – Nie mogę znaleźć Kimchi.

– Już do ciebie biegnę! – krzyknął, w pośpiechu wyłączając palniki. Przytrzymując telefon barkiem, przysiadł na krześle w przedpokoju, zrzucając z niego wszystko na podłogę i odruchowo sięgnął po martensy. A potem rzucił je i szybko wsunął materiałowe sneakery, które miał już wyrzucić kilka razy, bo zupełnie mu się nie podobały, ale ciągle o nich zapominał. – Nie rozłączaj się, już zbiegam!

Jeszcze nigdy tak szybko nie zamknął za sobą drzwi – a winda nie jechała tak wolno. Przez cały czas towarzyszył mu głos Mai, która nieskładnie próbowała wyjaśnić, co się stało. Słuchając jej, próbował jednocześnie nie upuścić telefonu i ubrać kurtkę.

– Dzwoniłaś na policję? – zapytał, wybiegając z bloku.

– Tak, już się zbierają.

– Świetnie. Ja już biegnę na autobus i też zaraz tam będę. Albo złapię taksówkę. Rozglądaj się za Kimchi. Może weszła pod łóżko? Albo pobiegła na górę? Na pewno gdzieś jest, pewnie się wystraszyła.

My ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz