≓ Rozdział 34 ≒

15 4 13
                                    

Piszczenie szpitalnej aparatury było wszechobecne. Otaczało Seweryna nawet gdy wyszedł ze szpitala, żeby złapać oddech, by kupić sobie butelkę wody... nawet gdy niechętnie oddalał się od sali, dobrze wiedząc, że musi wrócić do domu, by nakarmić koty. Tylko dla nich zdecydował się zostawić ukochaną na chwilę bez opieki, mając w pamięci to, że jej bliscy już są w drodze. Póki co miała tylko jego.

Rodzinę powiadomił od razu po rozmowie z lekarką, czując się, jakby śnił najgorszy w życiu koszmar. Najpierw drżącymi dłońmi napisał do jednego z braci, Bartkiem, podając swój numer. Potem jeszcze bardziej drżącym głosem rozmawiał z nim przez telefon, wyjaśniając szczegóły, a na końcu – z zapłakaną i przerażoną mamą Mai. Rodzice już siedzieli w samochodzie, bo chociaż mieli przed sobą pięciogodzinną podróż, rzucili wszystko, by być na miejscu.

Rozumiał to. Sam za nic nie chciał zostawiać Mai, nie chciał, by obudziła się sama... Lub co gorsza, by sama musiała odejść. 

Ta myśl pojawiła mu się w głowie jak błyskawica i sprawiła, że zrobiło mu się niedobrze. Starał się przestać o tym myśleć, ale nie potrafił. Zmusił się jednak do pamiętania o zwierzętach. Wiedział, że Maja nie darowałaby mu tego, że Kimchi i Furrel były głodne. Pojechał wiec taksówką, by było szybciej, ale gdy wszedł do cichego, pustego mieszkania, nawet miauczenie i dotyk ciepłych futerek nie był w stanie powstrzymać łez. Seweryn nałożył zwierzakom do misek solidną porcję karmy, usiadł na podłodze i kompletnie się rozkleił. Próbował przywołać się do porządku; powtarzał sobie, że Maja tam może na niego czekać, może go potrzebować, może zaraz będzie miał tylko chwilę, by się z nią pożegnać, ale wszystkie te myśli były tak przerażające, że długo nie potrafił się podnieść.

Kiedy w końcu zebrał się w sobie, posprzątał w kuwetach, poszedł się przebrać i uznał, że sam też powinien coś zjeść. Nie miał na to ochoty, ale rozsądek podpowiadał mu, że musi. Spróbował więc – i zwrócił wszystko, co zdołał przełknąć.

Już w drodze powrotnej do szpitala zadzwonił też do dyrektora. Musiał powiedzieć, że Mai nie będzie– i zamierzał błagać o urlop, a gdyby to nie zadziałało, po prostu złożyłby wypowiedzenie, nie stawiając się w pracy. Okazało się jednak, że Artur był bardziej spostrzegawczy, niż można było się spodziewać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Maję i Seweryna łączy coś więcej niż ECOllege i wykazał się takim współczuciem, że wywołał w rozmówcy łzy.

– Naprawdę, niczym się nie przejmuj – powiedział łagodnie. – Jakoś to poustawiamy. Są teraz ważniejsze rzeczy. Dobry Boże... a wiesz już może, co z Mają? Obudziła się?

– Właśnie jadę do szpitala – wykrztusił Seweryn. – Ale kiedy wychodziłem, była dopiero po operacji. Składali ją kilka godzin. A ja... ja wyszedłem tylko nakarmić nasze koty. Tylko na chwilę. Mam nadzieję, że...

Nie dokończył. Głos mu się załamał.

– Dobry Boże... – Artur westchnął. – Trzymaj się, Sewerynie, a gdybyś czegokolwiek potrzebował, też daj mi znać. Naprawdę. Nie krępuj się. I daj mi znać, gdy Maja się obudzi. Bo się obudzi, rozumiesz? Nie możesz myśleć inaczej.

Seweryn tylko mruknął, by dać znać, że słyszał. Nie potrafił zdobyć się na nic więcej.

– I jeszcze jedno. – Artur znów westchnął. – Ja cię znam, wiem, że potrafisz dać z siebie wiele, dlatego dbaj o siebie, Sewerynie. Wiem, że nie masz głowy, ale dbaj, naprawdę. Śpij, jedz, te sprawy. Pamiętaj, Maja cię będzie potrzebować. Chociażby dlatego.

Seweryn mógł tylko podziękować za troskę i rozłączył się. A potem przez resztę drogi dyskretnie ocierał łzy, modląc się w duchu o to, by po tym wszystkim Maja naprawdę go jeszcze potrzebowała. By w ogóle był jeszcze ktoś, kto będzie go potrzebował.

My ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz