Kiedy dysząc i ociekając deszczem, stanął na progu mieszkania Mai, zdążył już kilka razy przekląć samego siebie za idiotyczną rycerskość, która kazała mu oddać parasol. Ale nawet gdyby zjawił się w idealnym stanie, świeży, suchy i odświętny, przy gospodyni i tak czułby się jak wypłosz. Bo nie tylko on przygotował się na ten wieczór najlepiej, jak umiał. Maja olśniła go już od progu, ubrana w krótką, zwiewną sukienkę, której kolor tylko z grubsza zidentyfikował jako jakiś odcień bordo. Włosy, luźno upięte spinką, opadały lśniącymi kaskadami na ramiona, a wrażliwy nos chemika owionął zapach przyjemnych, świeżych perfum. Maja otworzyła z uśmiechem, ale ten zgasł momentalnie, gdy zobaczyła ociekającego wodą gościa.
– O matko moja, co się stało? – zapytała, wpuszczając go do środka.
– No nie uwierzyłabyś.
– Przekonajmy się. Rozgość się, zaraz zrobię ci coś rozgrzewającego do picia.
Zostawiła go w przedpokoju akurat gdy chciał wręczyć jej nieco zawilgniętą torebkę z prezentem i pobiegła do szafki.
– Mam czarną herbatę... jeszcze jedną czarną herbatę... – Przeglądała pospiesznie zawartość wyciągniętego koszyczka. – Herbatę czarną z goździkami i cynamonem, albo... hm, zieloną herbatę.
Popatrzyła na niego z nagłym zakłopotaniem. A on uśmiechnął się, próbując doprowadzić do jako takiego porządku mokre włosy.
– To może... herbata? – odpowiedział po udawanym namyśle. – Ta z goździkami brzmi dobrze.
Atmosfera błyskawicznie się rozluźniła – ale tylko na chwilę. Bo gdy czekali na wrzątek, a sitkach wsadzonych do kubków już znalazł się susz z daleka pachnący korzennymi przyprawami, Seweryn opowiedział o tym, co spotkało go tuż przy skwerze. Starał się nadać całości lekkiego tonu, ale sam czuł, że cała ta historia była dziwna, dziwniejsza niż chciał to przyznać. Nastroju nie poprawiało to, że Maja nie uśmiechnęła się ani razu – za to z każdym słowem wydawała się coraz bardziej zaniepokojona.
– No miałeś rację, nie uwierzyłabym – odpowiedziała, ostrożnie otwierając wieko czajnika, by woda nieco przestygła. – I jesteś pewien, że to była ta... Laura, tak?
– Tak, no na pewno. Rozmawialiśmy przez chwilę.
– I mówiła, że wybrała się tutaj na spacer, ciekawe...
Seweryn wzruszył ramionami. Wtedy Maja odwróciła się i zalała susz wrzątkiem.
– A tak z ciekawości, długo ją znasz? – zapytała odstawiając czajnik.
– Laurę? No pewnie, poznaliśmy się w szkole. Właściwie przed szkołą. Mieszkaliśmy niedaleko siebie, zaprzyjaźniliśmy się jeszcze jako dzieciaki i tak już zostało.
Umilkł, przypominając sobie jesienny poranek, gdy zaglądał przez płot na osiedle, udając, że wcale nie zazdrości bawiącym się tam dzieciakom. I że wcale nie był w szoku, że ktoś taki jak Laura zainteresował się właśnie nim. To zdziwienie towarzyszyło mu zresztą całymi latami.
– Słodzisz? – zapytała Maja, otwierając kolejną szafkę.
– Tak.
Podsunęła mu cukierniczkę i ujęła swój kubek za ucho, ale nie napiła się, wciąż patrząc na niego badawczo.
– A czy Laura kiedyś robiła już coś podobnego? – zapytała po chwili, ale jakby niepewnie. – Mam na myśli... jakieś samotne, dalekie spacery. Albo o późnych porach. Czy przy dziwnej pogodzie. Cokolwiek, co byłoby inne.
Seweryn zamyślił się, ale coś w tym pytaniu kazało mu odpowiedzieć kolejnym pytaniem.
– A dlaczego pytasz?
CZYTASZ
My ✔️
Romans❝Obiecałeś mi, że będziesz mój. Sprawię, że dotrzymasz słowa.❞ Seweryn miał jedną oś wyznaczającą kierunek jego świata. Jeden nieosiągalny cel, jedno marzenie... jedną miłość: Laurę Skolimowicz. To dla niej poświęcił karierę, dla niej wrócił do znie...