≓ Rozdział 9 ≒

19 4 21
                                    

Po krótkiej naradzie postanowili udać się do Cavablanki – kawiarni w industrialnym stylu, ulokowanej w jednej z bocznych uliczek odchodzących od rynku. O tej porze lokal był już w znacznej mierze wypełniony, ale udało im się znaleźć wolny stolik – przytulony do odsłoniętej ściany z cegieł, nad rzucającą ciepłe światło żarówką na długim kablu. Od okna odgradzał ich jeszcze jeden wolny stolik, przy którym długowłosa brunetka czytała jakąś ogromną książkę, a od sali – przegroda z półeczkami pełnymi roślin o soczyście zielonych liściach.

– Alokazje. A tam na dole to wężownice. – Maja przyjrzała im się z bliska. – Bardzo zadbane. Dobrze im się tu wiedzie.

Seweryn przyglądał się z kolei odsłoniętym przewodom wentylacyjnym pod sufitem.

– To jest zastanawiające, że coś, co jeszcze dekadę temu byłoby uznane za budowlane partactwo, dzisiaj jest... hm, dizajnerskie – stwierdził.

Podchwytując spojrzenie towarzyszki tylko westchnął.

– Brzmię jak pośniedziały dziad, co? „Za moich czasów..."

– Ależ skąd, tak tylko patrzę w twoim kierunku.

Zaśmiali się, zupełnie jakby przyszli tu towarzysko, a nie w konkretnym celu – chociaż niczego nie można było wziąć za pewnik. Cała ta sytuacja była tak niezwykła, że Seweryn sam już nie wiedział, co myśleć.

Rzadko bywał w kawiarniach, bo czuł się głupio, jakby na galę wręczenia Oscarów przyszedł w dresie. Miał wrażenie, że na pierwszy rzut oka widać, że nie pasuje do tego miejsca, a jego uwaga – dopiero teraz uświadomił sobie, jak kretyńsko zabrzmiała – od razu stawia go na jeszcze gorszej pozycji. Ale gdy wszystko udało się obrócić w żart, doświadczył dziwnego odrealnienia. Jakby to nie działo się naprawdę. Jakby nie siedział w kawiarni z niemal zupełnie obcą osobą, która, choć poznana ledwie miesiąc temu, wydawała mu się bliska jak dobra znajoma. A do tego, choć bronił się rękami i nogami przed tą myślą – kobietą, która naprawdę mu się podobała, pod względem charakteru... i nie tylko.

– Dzień dobry, karty dla państwa.

Szczuplutki chłopak, wyglądający jak tegoroczny maturzysta, podsunął im sztywne karty z imponująco długim menu – a potem kolejne, mniejsze, z ofertą sezonową. Maja studiowała je przez chwilę z uwagą, zupełnie nie zauważając tego, że Seweryn co jakiś czas na nią zerka.

– Nigdy nie wiem, co wybrać – westchnęła. – Zainspiruj mnie. Co bierzesz?

– Miałem zamiar poprosić o to, co ty, ale skoro tak, możliwie, że będziemy siedzieć tu do sądnego dnia w poszukiwaniu natchnienia.

– Niedobrze. To znaczy, ja nie miałabym nic przeciwko, tylko moje koty mogłyby zatęsknić.

Seweryn uniósł brwi.

– Koty? Zatęsknić?

– No tak. To chyba wezmę kawę, muszę przestać bełkotać. Chociaż... właściwie moja Kimchi mogłaby zatęsknić, wiesz? Lubi się przytulać. Szczególnie o trzeciej w nocy, gdy próbuję spać. Nie wiem, czy miałeś kiedyś kota, ale zaręczam, że dla nich to zawsze najlepsza godzina na czułości. I na bieganie po domu jak opętane.

– Moment. Czy ja dobrze zrozumiałem, że nazwałaś kota... Kimchi? Jak ta azjatycka potrawa?

Maja parsknęła.

– Głupia historia. To znajda, zaniosłam ją do weterynarza, nawet nie wiedząc, czy chcę ją adoptować. Gdy facet zapytał mnie, jak chcę dać mojemu kotkowi na imię, nie potrafiłam mu powiedzieć, że tylko ją znalazłam, no i palnęłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy. Moja przyjaciółka była w Korei, pewnie dlatego mi się skojarzyło. Ale skoro kotka dostała takie imię, musiała już zostać, przecież nie oddałabym jej nikomu z takim imieniem.

My ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz