≓ Rozdział 27 ≒

17 4 10
                                    

Łatwiej było powiedzieć, niż zrobić. Kiedy kilka dni później, w weekend, stanął u boku uradowanej Mai na sali, czuł się jak skończony idiota. Ostatni trening zaliczył w szkole, na lekcjach wuefu, czyli ponad dekadę temu – bo na studiach jako jeden z nielicznych mężczyzn wybrał piesze wycieczki cztery razy w semestrze zamiast regularnych wizyt na siłowni czy chociażby basenu.

Idąc do groźnie wyglądających maszyn, z którymi nie do końca wiedział, co począć, rozglądał się dyskretnie, ale nigdzie nie zobaczył Laury. Nie spodziewał się za to, że...

– No nie wierzę! Seweryn?

Aż się wzdrygnął, głównie z zaskoczenia.

– O, hm. Cześć Kuba. – Odchrząknął zakłopotany. Zaciekawiona Maja też przystanęła. – Chyba się nie znacie, więc... Maju, to Kuba, mój znajomy ze szkoły.

– Miło mi poznać, tak oficjalnie, bo chyba się już mijaliśmy. – Gancarczyk uśmiechnął się imponująco. – Za to ciebie, Seweryn, widzę pierwszy raz. Nie wiedziałem, że chodzisz na siłownię.

– Cóż... Ja też nie wiedziałem.

W odpowiedzi Maja szturchnęła go w bok. A potem przystąpiła do mściwego ataku.

– Nie marudź. Ja wiem, że to pierwszy raz na siłowni i jesteś trochę spięty, ale spokojnie. Nie zginiesz.

Maja bywała złośliwa, chociaż rzadko. Seweryna zwykle to bawiło, lecz tym razem tylko rzucił jej naburmuszone spojrzenie. Kuba zaśmiał się.

– A ja mu się wcale nie dziwię, na początku też nie wiedziałem, gdzie się obrócić. Ale hej, mogę pokazać, co i jak, bez spiny. Nie jest tak strasznie, jak mogłoby się wydawać.

Seweryna zapiekła urażona duma. Uniósł głowę.

– Dam sobie radę, dzięki.

Kuba popatrzył na niego dziwnie – i może o sekundę dłużej, niż mógłby.

– No weź. Jestem dzisiaj sam, a we dwóch zawsze lepiej podnosić ciężary, chociażby ze względów bezpieczeństwa. Pogadamy, powspominamy stare czasy... Maju, pozwolisz, że porwę ci lubego?

– Jasne, ja i tak dzisiaj tylko bieżnia. I mam słuchawki, nie będę się nudzić.

Maja obdarzyła obu pogodnym uśmiechem. Ścisnęła dłoń Seweryna tuż nad nadgarstkiem, a potem lekko powidła palcami w dół, aż do zagłębienia dłoni. Wiedział, co próbowała mu powiedzieć, znał ten gest: „zrób to, będzie dobrze". Dostrzegał jeszcze jeden powód. Coś w spojrzeniu Kuby sugerowało, że chociaż spotkali się zupełnym przypadkiem, nie nalega bez powodu. Dlatego Seweryn oddał uścisk i z nieoczekiwanym towarzyszem ruszył na półpiętro, do strefy ciężarów. Niepewnie podszedł do pierwszego z brzegu sprzętu, wyławiając wzrokiem bieżnię powyżej, na której Maja już zaczynała bieg.

– Prr, koniku, najpierw rozgrzewka. – Kuba już stał w rozkroku, z rękami na bokach.

Już sam wstępny trening wystarczyłby Sewerynowi za cały wysiłek i nie wiedział, jak przetrwa resztę. Jeszcze dobrze nie złapał oddechu po energicznych skłonach, gdy Kuba wskazał głową na maszynę i szybko objaśnił, jak jej używać. Sam zasiadł tuż obok.

– Dobrze ci idzie – pochwalił po chwili. – Tylko nogę sobie popraw. Serio cię nie doceniałem. Nie wyglądasz na kogoś, kogo da się zaciągnąć na siłkę, bez urazy.

– To dlatego nie możesz się zebrać?

– W sensie?

– Nie ściemniaj. Chcesz mi coś powiedzieć, tylko nie masz pojęcia, jak zacząć, nawet kiedy Maja już nie może nas usłyszeć. Po tym wnoszę, że chodzi o Laurę.

My ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz