Rozdział 24

288 16 0
                                    

Wczorajszy dzień totalnie zmarnowałam. Przespałam większość dnia, drugą połowę spędziłam na czytaniu książki i graniu na pianinie.

Unikałam jak ognia Jamesa, bo wciąż miałam wrażenie, że nie wieży mi co do nocy filmowej u Mii, a nie chciałam się przez przypadek wygadać.

Dzisiaj za to, od rana siedziałam i pakowałam na jutro prezenty. Normalnie skakała bym z radości, że jutro 25 Grudnia, ale teraz coś nie miałam ochoty.

Po obejrzeniu, chyba z 5 poradników na YT, jak ładnie zapakować prezent. Udało mi się wszystkie 5 prezentów w miarę ładnie opakować.

Poirytowana, ruszyłam do salonu, bo coś sobie włączyć.

Zmęczona położyłam się na kanapie i odpaliłam jakiś świąteczny film na HBO, z nadzieją, że trochę się wyluzuje po tym wszystkim.

Kto by przypuszczał, że pakowanie prezentów jest tak wyczerpujące?

Jednak po 30 minutach, oczy mi się zamknęły i otulona kocem zasnęłam.

-Ahoj! Usłyszałam jak ktoś krzyczy i rzuca się na mnie.

Przerażona krzyknęłam. Bo przecież kto normalny rzuca się na śpiącą osobę coś krzycząc.

No oczywiście, że robi tak właśnie Jackson.

-Pojebało cię! Pultałam się i próbując go zrzucić ze mnie. Gdy mi się to w końcu udało, spadł z kanapy na podłogę z niezłym hukiem. Widziałam jak się krzywi i rozmasowuje tył pleców.

-Ał. Nie mogłaś być delikatniejsza?

-No przepraszam bardzo, ale kto normalny, skacze na ciebie i krzyczy Ahoj? I czemu Ahoj? Co ty pirat jesteś.

-No nie. Chociaż to dobry plan na przyszłość jak by mi w życiu coś nie pykło. Pływał bym statkiem i tak krzyczał. Kupił bym papugę i tak bym sobie żył.

Gadał podnosząc się, powoli.

-A krzyczałem Ahoj, bo dowiedziałem się, że po czesku to cześć. Z takich ciekawostek. Więc powinnaś mi dziękować, że przyszedłem cię do edukować.

Prychnęłam pod nosem, nie mogąc z niego.

-Nie no dziękuje. Przecież to było tak ważne, że musiałeś mnie wybudzić ze snu. Powiedziałam z ironią.

-Kobito, jest 13, a z tego co słyszałem wstałaś o 10.

-Co? Już 13? Kurde szybko minęło. Trochę mnie zdziwiło, że ten dzień też mi tak szybko mija.

-Jadłaś śniadanie? Spytał totalnie, ni z gruchy, ni z piertruchy.

-Przecież jad... kurde, faktycznie dzisiaj jeszcze nic nie jadłam.

-No jeszcze nie. Zapomniałam. Odpowiedziałam nie za bardzo się tym przejmując.

-Charlotta. Powiedział moje imię tak ostro, że trochę mnie zdezorientował.

O co mu chodzi?

-Każdemu zdarza się zapomnieć zjeść śniadania. Wyluzuj.

-Ile ważysz?

-o co ci chodzi. Poza tym kobiet o wagę się nie pyta. Fuknęłam.

-Mam wrażenie, że strasznie schudłaś, odkąd tu jesteś. Powiedział, a w jego oczach widziałam zmartwienie. Tylko czemu?

No dobra. Faktycznie trochę spodni stało się dla mnie za luźne, no ale bez przesady.

-Wyolbrzymiasz Jackson.

This was never supposed to happen.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz