Rozdział 35

231 6 0
                                    

-Was po prostu odkleiło! Krzyknęłam, bo już straciłam swoją resztkę cierpliwości.

-Nie, nas nie „odkleiło" jak powiedziałaś, tylko martwimy się o ciebie i twoje bezpieczeństwo. Widziałam, że ojciec też po woli zaczynał tracić resztki cierpliwości, której swoją drogą mu zazdrościłam. Potrafił być opanowany w każdym wypadku, za to ja wybuchałam przy najmniejszym zirytowaniu.

-No i super, tylko nie rozumiem czemu niby bym nie mogła chodzić do szkoły koro bliźniacy chodzą? Co?

Obserwowałam jak przeciera zmęczone oczy rękom i wzdycha.

-Słuchaj Charlotto oni dorastali w tym świecie i raczej nic im w szkole nie zagraża, a ty...

-co znowu ja?! W szkole przecież nikt mnie nie porwie.

-No proszę, Jackson i Jacob tam tez będą. Prosiłam, robiąc maślane oczy, bo po 2 tygodniach obmyślania strategii by się zgodził.

-Charlotto... niech ci będzie, ale mam pewne warunki. Od razu pokiwałam energicznie głowom.

-Aiden będzie pod szkołą czekał cały czas i będzie za tobą jeździł. Masz mi się też sama meldować gdy gdzieś jedziesz, rozumiemy się?

-Tak. Odparłam bez zastanowienia i zasalutowałam, bo już wolałam taka opcje niż kiszenie się w tym domu jak ogórek.

***

-Charlotta!!! Usłyszałam pisk Mii i już po chwili zostałam zamknięta w mocnym uścisku.

-Też się cieszę, że cię widzę. Zaśmiałam się, bo w końcu było mi dane wrócić do niej do szkoły.

-Szczerze myślałam, że ci się nie uda przekonać swoje ojca.

-Widzisz, cuda się zdarzają.

-Najwidoczniej.

Pogawędziłyśmy jeszcze przed szkołą i gdy już miałyśmy iść na lekcje, dostrzegłam Nicolasa i od razu do mojej głowy wróciła rozmowa moja i Harrego.

Kochał...

Jednak nie pisaliśmy do siebie od naszego wypadu do parku i nie wiedziałam co z tym zrobić. Nie uśmiechało mi się pisać pierwszej, skoro on nie totalnie olewał, nawet gdy przychodził do bliźniaków.

Ale czy mnie to obchodziło? Ani trochę. W ogóle, niech spierdala.

Siedziałam znudzona lekcją matematyki i niech mi ktoś powie, że te dwa tygodnie starań były tego warte. Inni pewnie by uznali, że nieźle mnie postało skoro chciałam wrócić do szkoły, no coś, mnie najwidoczniej posrało.

Wpatrując się bezsensu w tablice, gdy usłyszałam jak przychodzi do mnie powiadomienie. Zaskoczona, od razu na niego zerknęłam.

Kurwiszon: Zabiorę cię gdzieś po szkole, więc nawet nie waz się odjeżdżać.

Charlotta: Brawo dla panicza, przypomniałeś sobie o moim istnieniu?

Kurwiszon: O co znowu ci chodzi?

Charlotta: O ten tramwaj co nie chodzi

Kurwiszon: Dojrzale

Charlotta: I pisze to osoba, która jest zapisana jako kurwiszon

Kurwiszon: Przypominam, że to ty mi go zmieniłaś

Charlotta: No i co z tego?

Kurwiszon: ?

Charlotta: :)

Kurwiszon: :(

Charlotta: Możesz pomarzyć, że gdzieś z tobą pojadę

Kurwiszon: Pojedziesz

Charlotta: Nie

Kurwiszon: Tak

Charlotta: Nie

Kurwiszon: Tak

Charlotta: Nie

Kurwiszon: Tak i koniec.

Charlotta: Pierdol się.

Od razu zgasiłam ekran telefonu i odłożyłam go na zeszyt. Boże drogi, z nim coś ewidentnie było nie tak. Co ja jestem? Osoba towarzysząca, gdy mu się nudzi?

Resztę lekcji spędziłam próbując skupić się na lekcji, co wychodziło mi dość kiepsko, bo moje myśli uciekały do pewnego bruneta.

Wyszłam ze szkoły po 15 i ruszyłam do swojego auta. Niestety Mia miała dziś trening drużyny, więc nie mogłyśmy nigdzie wyjść.

-Moje auto jest tam. Usłyszałam zachrypnięty głos za swoimi plecami, więc odruchowo się odwróciłam, z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

-Jezu, gościu posrało cię czy jak?

-Jezusa tu nie widzę i nie nie posrało mnie. Przecież ci pisałem, że cię gdzieś zabieram.

-A ja ci odpisałam, że nie ma takiej opcji.

-Doprawdy? Spytał, posyłając mi ten swój uśmieszek.

-Doprawdy. Fuknęłam i już chciałam się odwrócić i odejść, gdy brunet złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.

-Nicolas, postaw mnie natychmiast! Moje krzyki nie zrobiły na nim wrażenia, tak samo jak próby wyrwania się, więc tylko szedł i się nie odzywał.

Psychol .

Na szczęście po chwili odstawił mnie na ziemie, tuż obok swojego porsche, na co od razu spiorunowałam go wzrokiem, gdy tylko złapałam równowagę.

-NO co? Mówiłem, że jedziesz ze mną.

-Coś mnie zaraz strzeli. Czy jak pojadę z tobą to dasz mi spokój?

-Możliwe.

-A co z moim autem?

-Nie wiem, napisz do kogoś by je zabrał.

-A co ja prowadzę zbiór księgowości dla holowników?

-A to ja mam to wiedzieć. Prychnął.

Przysięgam zaraz mu wpierdolę.

Szybko wyciągnęłam telefon by napisać do Aidena, który pewnie przyglądał się nam i miał z tego niezły ubaw. Napisałam, by napisał do kogoś, by zgarnął moje auto. Na co odpisał emotikon kciuka w górę.

Czy Aiden zamierzał jechać za nami?

Zapewnię tak.
Czy zamierzałam o tym wspominać Nicolasowi?

Nie.

Po sekundzie już siedziałam z brunetem w aucie nucąc piosenki, które akurat leciały w radiu.

-Ty chodziłaś na jakieś zajęcia wokalne, czy jak, że tak ciągnę coś nucisz?

Spytał, po 3 piosenkach.

-Nie... tylko. Od razu ucięłam, gdy dotarło do mnie co prawie mu powiedziałam, przecież go to pewnie nawet nie interesowało, wiec przestałam nucić i już się nie odezwaliśmy do siebie.

This was never supposed to happen.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz