Rozdział 1

1K 25 1
                                    

Dzień zaczął się całkowici normalnie, wstałam z wielkim trudem o 6:00, by zdążyć się ogarnąć do szkoły. Poszłam do swojej łazienki by przemyć twarz orzeźwiającą wodą, spojrzałam w lustro nad umywalką, miałam wielkie wągry pod oczami, pewnie przez to, że nie wiele spałam.

Wróciłam do pokoju, postawiłam dzisiaj na biały top, luźne czarne spodnie, zrobiłam swój standardowy makijaż, czyli korektor, puder, bronzer, rozświetlacz, brwi i rzęsy. Na szczęście nie miałam problemu z trądzikiem, więc nie używałam podkładu. Spakowałam torbę i zeszłam na dół.

Gdy dotarłam do kuchni zobaczyłam mamę, która jak co ranka piła swoją czarną kawę przy blacie kuchennym.

-Jak coś to się już zbieram do szkoły. Zakomunikowałam jej.

-Dobrze, Charlotte tylko wróć do domu przed 18, będę robiła kolacje dla nas.

-Dobrze. Odpowiedziałam jej sennym głosem. Moja mama Adel Mills, była wysoką, szczupłą brunetką o pięknych brązowych oczach, zawsze jej zazdrościłam tych oczu, ja niestety miałam niebieskie, ale wzrost zdecydowanie odziedziczyłam po niej. Kochałam moją mamę, mimo, że często była zimna jak lud, ale była też kochana, zawsze o mnie dbała i gdy jej potrzebowałam była.

Wyszłam z domu, podążyłam w stronę mojego auta, uwielbiałam prowadzić, niezwykle mnie to relaksowało. Kochałam moje auto, był to mustang, dbałam o niego jak o swoje dziecko, nie gdy nie pojęłam jakim cudem mama mi go kupiła, nie byłyśmy biedne, ale też milionerkami, żyłyśmy na standardowym poziomi.

Ruszyłam do szkoły, dojechanie zajęło mi jakieś 7 min, nie mieszkałam jakoś daleko od mojego liceum.

Zaparkowałam auto na parkingu i wysiadłam kierując się w stronę budynku. Przy szafkach czekała już na mnie Lili, moja najlepsza przyjaciółka.

-Charlotte, nareszcie, myślałam, że już nie wytrzymam. Niskiego wzrostu blondynka o zielonych oczach, zaatakowała mnie falą słów.

-Spokojnie, o co chodzi?

-Byłam w sobotę w klubie i tam spotkałam tak cholernie przystojnego chłopaka. Ma na imię Kai, a wiesz co jest najlepsze, że chodzi z nami do szkoły.

Nie zareagowałam jakoś nad specjalnie na wieść o nowym chłopaku, średnio co tydzień za uraczała się w jakimś.

-Fajnie. Odparłam. -Mamy dzisiaj jakąś kartkówkę?

-Ty mnie w ogóle nie słuchasz, a co do kartkówki to mama na 4 lekcji.

-Kurwa. Zaklęłam pod nosem, totalnie mi wypadło z głowy, przecież ta diablica pani Miller od matmy zapowiedziała ją na ostatniej lekcji.

-Umiesz coś. Spojrzałam błagalnie na Lili.

Spojrzała się na mnie z politowaniem. -Ja? Serio? I matma?

Ciężko westchnęłam i obie udałyśmy się w stronę sklepiku, by kupić kawę.

***

Lekcje mijały mi nawet stabilnie, do momentu aż usiadłam w ławce, a pani Miller oznajmiła, że wyciągamy karteczki. Żółć niemal podeszła mi do gardła, nic nie umiałam. Nagle do Sali weszła moja wychowawczyni.

-Dzień dobry, czy mogła bym zabrać Charlotte na chwilę do dyrektorki?

-Dobrze, Valerie napiszesz kartkówkę jutro. Miałam takie szczęście, jak to mówią głupi zawsze ma szczęście.

Podążyłam za wychowawczynią do gabinetu dyrektorki.

-Coś się stało, że idziemy do dyrektorki? Kalkulując w głowie, czy w ostatnim czasie niczego nie odwaliłam.

-Nie mam pojęcia, pani dyrektor kazała mi cię przyprowadzić.

Pokiwałam głową po czym nauczycielka zapukała do pokoju i weszła.

-Przyprowadziłam Charlotte.

-Dobrze. Dyrektorka wzięła głęboki wdech, już czułam, że stało się coś złego.

-Coś cię stało? Spytałam.

-Dzwonili ze szpitala, twoją mamę ktoś potrącił, trafiła do szpitala, ale nie udało jej się odratować.

Głos uwiązł mi w gardle, stałam jak wryta, nie wiedziałam co zrobić.

Moja mama NIE ŻYJE, nie to na pewno nie prawda, to nie mogła być prawda. Na pewno czeka na mnie w domu i szykuje kolacje jak obiecała.

W końcu udało mi się wydukać, bo łzy zaczęły zalewać mi oczy.

-To nie możliwe, jak, co?

-Podobno pojechała do sklepu i przechodząc przez pasy, potrącił ją jakiś mężczyzna. Spojrzała na mnie współczującym wzrokiem.

A ja już nad sobą nie panowała, zaczęłam płakać, nie ja wyłam, łzy ciekły mi po policzkach, brakowało mi powietrza, nie wiedziałam co zrobić.

-Już spokojnie, wszystko będzie dobrze. Zapewniała mnie wychowawczyni, przytulając.

-Masz kogoś z rodziny, kto mógł by się tobą zająć?

Pokiwałam przecząco głową.

-Już dobrze wszystko, będzie dobrze. Ale jej nie słuchałam, mój mózg był przepełniony, nie wiedział co zrobić, więc płakałam.

This was never supposed to happen.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz