Rozdział 36

229 12 0
                                    

-Lotta wstawaj. Mruknęłam cicho, gdy usłyszałam głos Nicolasa, lecz nie otworzyłam oczu. Tak dobrze mi się spało...

-No wstawaj. Nie odpuszczał, tym razem już mną lekko potrząsnął, dopiero wtedy się faktycznie obudziłam i mruknęłam, lekko zachrypniętym głosem.

-Co?!

-Jesteśmy. Odpowiedział brunet, któremu o dziwo uśmiech nie znikał z twarzy. Uznałam to jednak za niezbyt dobry zwiastun, skoro on się prawie nigdy nie uśmiech i bardziej przypomina na co dzień nadąsane dziecko.

-Gdzie to do cholery mnie wywiozłeś? Spytałam i podniosłam się na siedzeniu, by wyjrzeć przez okno i w sumie to nie byłam pewna gdzie jestem.

Spojrzałam na chłopaka pytająco, na szczęście zrozumiał moje zdezorientowanie i wyjaśnił.

-Witam panią na Camden Town.

Dopiero wtedy zaczęło mi coś świtać, Camden Town, słyszałam o tym miejscu trochę, podobno jest najbardziej „odjechaną" ulicą.

Pomimo tęgo, że bardzo mnie to miejsce ciekawiło, to nigdy się tu nie wybrałam, a przecież nie było ono jakoś daleko.

Szybko pociągnęłam za klamkę od samochodu i wysiadłam, nie mogąc się już doczekać ,by je zwiedzić. Niektórzy pewnie by nie zrozumieli mojego zachwytu głupimi uliczkami, ale ja lubiłam takie rzeczy.

Nie ruszyłam się nawet o milimetr, przyglądając nie budynkom, uwielbiałam nie typowe budowle, a przede mną było kilka budynków pomalowanych na przeróżne kolory, różowy, czarny, a inny był pomalowany w różne malunki. Przed nimi były różne stragany z przeróżnymi spodniami. Moją uwagę przykuły śmieszne różowe dzwony w panterkę. Musiałam ej mieć.

Nagle obok mnie znalazł się Nicolas.

-I jak się podoba?

-Jest super, skąd ty wymyślasz te miejsca? Byłam naprawdę tego ciekawa i czemu w ogóle mnie w nie zabierał?

-To pozostanie moją słodką tajemnicą. Ale powiedz i było trzeba topić scenę na parkingu? Zaśmiał się kpiąco, a ja miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmiech z tej pięknej twarzyczki.

-Warto. Odparłam i ruszyłam prosto w stronę straganu ze spodniami.

-Gdzie idziesz Lotta? Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy usłyszałam jak podbiega do mnie, by wyrównać kroku.

-Idę kupić spodnie nie powiesz mi, że nie są zajebiste. Mówiąc to wskazałam na spodnie, które mi się podobały.

-W takim razie pozostaje mi tylko jedno pytanie do zadania?

?

-Byłaś u okulisty? Spytał udając przejętego.

-Tak, kilka razy, a co? Ja na naprawdę nie rozumiałam tego człowieka.

-To chyba powinnaś się wybrać jeszcze raz, bo tamten ewidentnie nie miał wysokich kompetycji, skoro uważasz to za piękne gacie.

-Że co proszę?

-To co słyszałaś.

Nie mogę z niego, jest po prostu niemożliwy.

Posłałam mu pełne mordu spojrzenie, a następnie szybko pokonałam dzielącą mnie i sklep odległość.

Gdy tylko zobaczyłam sprzedawcę, od razu się odezwałam.

-Dzień dobry, czy mogłabym kupić te różowe spodnie?

-Pewnie, już zdejmuję. Czy jeszcze jakieś by pani chciała, mieliśmy wczoraj dostawę więc jest ich masa. Sprzedawca wydawał się miły, był na pewno po pięćdziesiątce, cienkie białe włosy, średniego wzrostu. Również był ubrany w ciekawy strój. Czerwone spodnie w czarne paski, czarna pocięta koszulka i skurzana kurtka.

-Doprawdy, a ma pan coś dla tego gbura. Wskazałam ręką na bruneta, który stał kilka kroków od sklepu i nas obserwował, już nie z uśmiechem, a raczej z grymasem.

-Mówisz i masz. Odpowiedział i żwawym krokiem ruszył do wieszaków po prawej stronie. Zaczął w nich intensywnie przebierać, aż w końcu wyciągnął dzwony w pół beżowe, a w pół zielone z falbankami wzdłuż nogawek. Była to jednak tak jaskrawa zieleń, że gdyby wyszedł w tym na nocny spacer na sto procent nikt by go nie potrącił.

-Idealne, biorę.

Z szerokim uśmiechem zapłaciłam, podziękowałam i wróciłam do Nicolasa.

-Kupiłaś je? Spytał i posłał mi pełne politowania spojrzenie.

-No oczywiście, że tak! Ale nie martw się tobie też kupiłam jadę, będziesz w nich wyglądać niesamowicie.

-To ja jestem niesamowity, a nie jakieś tak spodnie.

-Mam wrażenie, że twoje ego jest większe niż ta ulica. Zakpiłam.

Na mój tekst, chłopak tylko podniósł do góry jedną brew z poirytowaniem.

Nie czekając na jego odpowiedź, wyciągnęłam z siatki zielone dzwony, które mu wybrałam.

Nicolas przez chwilę patrzył w osłupieniu na prezent, aż w końcu się odezwał, a ja myślałam, że popłaczę się ze śmiechu.

-Cię do reszty posrało. Na cholerę mi takie spodnie. Czy ja wyglądam jak klaun.

Moje rozbawienie sięgnęło zenitu, gdy usłyszałam głos mężczyzny, który sprzedawał mi te spodnie.

-hej kolego, żadne mi tam spodnie dla klauna i jak twoja dziewczyna kupuje ci prezent, to nieważne jak brzydki by był, zawsze masz być zadowolony i ładnie podziękować. Wiem co mówię, miałem już pięć żon.

Gdy sprzedawca skończył swoje wyznanie i wrócił do środka budki, wybuchłam tak głośnym śmiechem, że kilku przechodnich posłało mi pytające spojrzenia.

-Widzisz powinieneś posłuchać się sprzedawcy. Udało mi się powiedzieć pomiędzy atakami śmiechu.

-Wiesz ja podziękuję za pięć żon, za dużo byłoby z nimi użerania. Nie mogłam po prostu z jego miny i odpowiedzi.

-Dobra, dobra, uspokój się, bo mi tu się udusisz, a ja nie mam zamiaru potem mówić dlaczego trupa odwiozłem do dom, twoim braciom i ojcu.

***

Wróciłam do domu, późnym wieczorem. Szczerze nie spodziewałam się, że tak spędzę ten dzień, po moim ataku śmiechu, przeszliśmy się przez te ulice, rozmawialiśmy i zjedliśmy. Jednak nie rozumiałam dlaczego Nicolas zabrał mnie tak i dlaczego w ogóle był taki... taki, no sama nie wiem.

Na szczęście moje auto wróciło do garażu, więc przynajmniej nie musiałam jeszcze po nie dygać, po tym jak Nicolas odwiózł mnie do domu.

Robiłam sobie herbatę do nauki, mojego „ukochanego" przedmiotu jakim jest chemia. Miałam dzisiaj prawie cały dom dla siebie, pomijając Marry, która się gdzieś krzątała, ochronę i Jacoba który leżał chory i to wcale nie tak, że mu nie mówiłaby nie szedł jeździć na desce z Jacksonem w krótkich gaciach i koszulce. Jednak chłop się uparł, że on jest zahartowany i nic mu nie będzie, no właśnie wszyscy widzieliśmy jak mu nic nie było, gdy kichał, kaszlał i smarkał.

Za to reszta wybyła gdzieś w sprawach „biznesowych".

Zalewałam kubek wodą, gdy nagle usłyszałam jakiś huk. Szybko się odwróciłam przerażona w poszukiwaniu przyczyny tego hałasu.

Słyszałam czyjeś kroki, nie czekając dłużej chwyciłam za jedyną rzecz która była pod ręką, czyli wałek. Dlaczego nigdy nie ma niczego bardziej skutecznego, tylko ten walony wałek.

Kroki stawały się coraz głośniejsze, gdy nagle usłyszałam jak rozbija się szyba po mojej lewej stronie. Odruchowo skuliłam się za blatem kuchennym z tym walonym wałkiem. Cała się trzęsłam, nie rozumiałam co się tu do cholery odwalało. Kto wybił szybę i czy mnie widział?

This was never supposed to happen.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz