Rozdział 11

457 16 0
                                    

Po tym jak Jackson zmusił mnie do opuszczenia imprezy, na której swoją drogą bardzo dobrze się bawiłam. Brat wparował do gabinetu ojca i zaczął krzyczeć, że jak to się stało, że tam się znalazłam? Czy on o tym wiedział? I takie tam podobne.

Trochę go zatkało kiedy dowiedział się, że ojciec mi pozwolił. Jednak nadal byłam na niego wykurzona, jakim prawem on mnie z tamtą zabrał?

Siedziałam właśnie w salonie i czytałam jedną z książek, które ze sobą tu zabrałam. Starałam się unikać wszystkich, byle tylko nie musieć się z nikim komunikować, ale niestety świat miał dla mnie inne plany, bo ojciec, nawet nie wiem skąd znalazł się przed kanapą na której leżałam.

-Charlott?

Spojrzałam na ojca, odkładając książkę na bok. Był ubrany jak zawsze w elegancki garnitur. Często zastanawiałam się, po cholerę on chodzi tak po domu.

-Chciał bym ci coś pokazać. Choć. Jego mina, mało co zdradzała, w sumie to nic. Byłam ciekawa, co ma mi do pokazania.

Wyszliśmy z salonu, przeszliśmy przez inny długi korytarz, którego jakimś cudem nigdy nie widziałam. Zatrzymaliśmy się przed ogromne podwójne drzwi, były z jakiegoś na pewno bardzo drogiego drewna, tak właśnie wyglądały.

Ojciec pokazał ręką na drzwi, bym otworzyła je. Niepewnie chwyciłam za klamkę, nacisnęłam i pchnęłam je.

Gdy zobaczyłam co znajdowało się w środku zamurowało mnie. Była to biblioteka, niczym z Pięknej i Bestii, a w kącie stało piękny fortepian. Stałam tak i skanowałam wzrokiem każdy centymetr pomieszczenia.

-Wiem, że lubisz czytać. Więc pomyślałem, że spodoba ci się to miejsce.

-Jest przepiękne. W końcu wydusiłam z siebie.

-Możesz tu przesiadywać kiedy chcesz i ile chcesz. Raczej rzadko, któryś z moich synów tu przychodzi, więc nie musisz się martwić, że na któregoś wpadniesz. Spojrzałam na ojca trochę z zakłopotaniem, skąd on wiedział, że unikam ich wszystkich?

-Skąd wiesz, że ich unikam?

Uśmiechnął się i westchnął -Od razu to widać, tylko czemu tak bardzo nie chcesz na nich wpaść?

Również westchnęłam, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Powiedzieć, że co? Że czuję się tu jak piąte koło u wozu? Że czuje się tu nie chciana?

-No bo... jest trudno. Nie wiem o czym miała by z nimi porozmawiać. Jackson i James wydają się mili, ale nie wiem, a Jacob, sprawia wrażenie jak by mnie tu nie chciał.

Patrzyłam na ojca, a on wyglądał jak by nad czymś myślał.

-Wiem, że jest ci trudno, nawet nie wyobrażam sobie co czujesz, a chłopkami naprawdę nie mają nic do ciebie. Tylko chyba muszą to wszystko jeszcze przyswoić., daj mi czasu, ale też ich nie unikaj.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, ale potem musiał wracać do pracy, a ja zostałam i zmierzałam dokładnie obejrzeć bibliotekę.

Książki były poukładane alfabetycznie, na pięknych drewnianych półkach, z boku była również drabina z tego samego materiału, by dosięgnąć do najwyższych regałów.

Spędziłam tam czytając jakieś 4 godziny, totalnie straciłam rachubę czasu. Wstałam z fotela, który się tam znajdował, by rozprostować nogi. Przeszłam się po pomieszczeniu i zatrzymałam się przed fortepianem.

Biłam się z myślami, ale w końcu usiadłam na taborecie i podniosłam klapę. Pstryknęłam kośćmi w palcach, położyłam je na klawiszach, by zapoznać się z instrumentem, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam grać. Grałam jedną z moich ulubionych piosenek „All of me". Kochałam grać na pianinie, mama stwierdziła, że jak miała 8 lat to zapisze mnie na zajęcia. Nie mam zielonego pojęcia jak na to wpadła, ale trafiła w punkt. Nauczyciele mówił, że mam prawdziwy talent. Czasem wyobrażałam sobie, że gram przed publicznością.

Mało osób wie, że potrafię grać, nie wiem czemu nie lubiłam o tym mówić, mimo, że byłam w tym naprawdę dobra.

Gdy wybrzmiały ostatnie nuty piosenki, którą właśnie grałam, usłyszałam, że coś się poruszyło z nimi placami. Gwałtownie się obróciłam w stronę dźwięku.

Zamarłam i wybałuszyłam oczy, przede mną stał Jacob, po jego twarzy nie mogłam nic wyczytać. Mężczyźnie powinni mieć jakieś tabliczki przyczepione do czoła, by było można wiedzieć o co dokładnie im chodzi. A mówią, że to kobiety są skomplikowane.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ojciec mówił, że raczej tu nie przychodzą, a może słychać było jak gram i przeszkadzało im to, a teraz dostanę opierdol za to, że grałam na nim?

Już miałam się wytłumaczyć, gdy on wziął stołek od biurka, które stało trochę dalej, położył je obok mnie i usiadł. Byłam lekko zdezorientowana, lecz on nadal nie wypowiedział ani jednego słowa. Może jedna nie przyszedł mnie opieprzyć, jak myślałam.

Odwróciłam się z powrotem w stronę pianina, by widzieć co robi.

Delikatnie ułożył ręce na pianinie, jak by bał się, że je uszkodzi, po sekundzie jednak zaczął naciskać na klawisze, robił to z taką delikatnością, precyzją i łatwością, jak by urodził się by grać właśnie na tym pianinie. Wodziłam wzrokiem za jego palcami, tak szybko i zwinnie nimi manewrował. Byłam pod ogromnym wrażeniem, bo po mimo tego, że byłam naprawdę dobra w tym, to on przewyższał moje zdolności dziesięciokrotnie.

Siedziałam tam jak zahipnotyzowana, podczas gdy on gała, dopiero po chwili zorientowałam się co grał było to „Gaspard De La Nuit". Wiedziałam, że to właśnie ten utwór, bo kiedyś na zajęciach nauczycielka puściła mi jeden z trudniejszych utworów do zgrania, sama próbowałam się nawet go nauczyć, ale w końcu odpuściłam.

Gdy rozbrzmiały ostatnie nuty, trochę smutno mi się zrobiło, bo mogła bym tu tak siedzieć i słuchać jak gra. Szczerze nie spodziewałam się po nim tego, wydawał się tak bardziej, no nie wiem... w stylu bad boy, a tu proszę, pianista z najwyższej półki.

Patrzyłam na chłopaka, chciałam mu powiedzieć jak zajebiście gra, ale on pierwszy się odezwał.

-Nasze matka zawsze na nim grała. Miałam. Wrażenie, że wypowiada te słowa z niezwykłą trudnością.

-Przynajmniej z tego co mi mówił ojciec i James. Westchnął.

-Co się z nią stało? Już miałam walnąć się ręką w czoło, przecież, to nie była moja sprawa. Nie pierwszy raz mam problem z tym, że najpierw mówię, a potem myślę.

Brunet od razu się spiął, widziałam, już, że to dla niego naprawdę ciężki temat.

-Umarła. Podczas moich i Jacksona narodzin. Podczas porodu nastąpiły komplikacje, trzeba było wybrać, czy przeżyje matka, czy synowie. wybrano nas, jej nie udało się uratować.

Wytrzeszczyłam oczy i wstrzymałam oddech. Boże, to było okropne. Też straciłam matkę, ale co innego stracić ją podczas swoich narodzin i nigdy nie mieć dane jej poznać.

-Tak mi przykro. Powiedziałam, a oczy mi się zaszkliły. -Naprawdę ,nie wiedziałam. Jąkałam się.

-Spokojnie, minęło już tyle lat...

Nie wiele myśląc, czy życzy sobie tego czy nie, przysunęłam się i objęłam go rękoma. Wydawał się być w szoku. Chyba nie przywykł do tego typu czułości, ale po krótkiej chwili, delikatnie, ale również mnie objął.

This was never supposed to happen.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz