Większość nocy nie przespałam, przewracałam się tylko z boku na bok, nie mogłam przestać myśleć o tych jebanych artykułach.
A czy ja przypadkiem nie miałam się wyspać dzięki tej przerwie świątecznej?
Zamiast tego wygramoliłam się z lóżka o 8:30, z wielkimi worami pod oczami i lekko opuchniętą twarzą.
Powolnym krokiem niczym zombie, ruszyłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwszą lepszą szarą bluzę z kapturem i getry z nike, pod spód założyłam jeszcze czarny top.
Po ubraniu się, odłączyłam telefon od ładowarki, po czym schowałam go do kieszeni.
Nie wiedziałam co ze sobą począć, bo podejrzewałam, że większość jeszcze śpi.
Myślałam by w takim razie wybrać się na zakupy świąteczne, lecz sklepy otwierają dopiero od 10, więc muszę jeszcze trochę poczekać.
Koniec końców wyszłam z pokoju i ruszyłam schodami do biblioteki
Skoro nie miałam nic lepszego do roboty, to zamierzałam trochę poćwiczyć swoją grę na fortepianie. Ostatnio robiłam to dość często w wolnej chwili, bo po tym jak upewniłam się, że gdy drzwi są zamknięte i jesteś oddalony o kilka metrów, to nic nie słychać. Czułam się nieco swobodniej.
Usiadłam na taborecie i zaczęłam grać pierwszą piosenkę jaka wpadła mi do głowy, była nią akurat „perfect", po niej zagrałam jeszcze z kilka utworów.
Gdy zegar pokazał godzinę 10, zebrałam się i opuściłam pomieszczenie w, którym się znajdowałam.
Wróciłam na chwilę do pokoju, by zmienić getry na jasne jeansy, które idealnie opinały moją talie, ale na dole pozostawały luźne, włosy spięłam w niechlujnego koka, a krótkie pasemka wypuściłam z upięcia, by opadły mi po bokach twarzy.
Chwyciłam małą czarną torebkę, do której wrzuciłam portfel i chusteczki do nosa.
Znowu zeszłam na dół i ruszyłam w kierunku kuchni, w między czasie napisałam do Aidena, czy może mnie zawieść do galerii. Zdziwiło mnie to, że odpisał niemal od razu i na dodatek, że się zgadza. Nalałam sobie jeszcze wodę do szklanki i wypiłam ją duszkiem. Zastanawiałam się też jaką wiadomość zostawić bracią i tacie, by się nie martwili, że niby leże w rowie.
Ostatecznie napisałam do taty i Jamesa, że jadę do galerii i wrócę za kilka godzin. Wyszłam z kuchni i powędrowałam do wyjścia, wcześniej zakładając brązowe UGG na platformie.
Po 2 minutach siedziałam już w aucie, razem z moim szoferem, boże to nadal tak niemożliwie brzmi, że mam szofera.
Podróż trwała 15 min, nie rozmawialiśmy podczas niej, raczej nie rozmawiałam z nim i w sumie mi to pasowało.
Po opuszczeniu auta, skierowałam się do drzwi obrotowych, które prowadziły do środka.
Nie miałam zielonego pojęcia co miała bym im kupić. Wydaje się, że pewnie jeśli coś chcą to sobie to od razu kupią.
A po drugie, czemu ja zawsze zostawiam takie rzeczy na ostatnią chwilę? Jak bym nie mogła zacząć z tydzień temu, jak nie miesiąc.
Po kilku godzinach i paru wiadomościach od braci, któryż dopytywali się kiedy wracam, znalazłam dla każdego prezenta.
Miałam ogromną nadzieję, że im się spodobają i ich nie wyśmieją.
Obładowana torbami ruszyłam do drzwi wyjściowych. Nagle poczułam, że ktoś na mnie wpada, przez co prawie wypuściłam z rąk torby.
-Co do chole... Obróciłam się by opierzyć osobę, która nie potrafi patrzeć jak łazi.
Jednak zdziwiłam się trochę, gdy ogarnęłam kto to. Był to ten chłopak ze Starbucks, który zostawił mi swój numer telefonu.
CZYTASZ
This was never supposed to happen.
RomantiekCzy zastanawialiście się kiedyś jak życie potrafi być ulotne? Siedemnastoletnia Charlotte Juliet Valerie, mieszka wrzą z mamą w Los Angeles, miała sobie właśnie zdać z tego sprawę. Tak dużo wydarzeń: śmierć matki, ojciec którego nie znała, bracia, m...