Prolog

91 4 5
                                    

Słyszałem nieraz pieśni o bitwach i wyobrażałem sobie, słuchając ich, że klęska może być pełna chwały. Ale teraz widzę, że to rzecz straszna, by nie rzec: rozpaczliwa.
J.R.R. Tolkien – Hobbit, czyli tam i z powrotem

***
Prolog
Pamięta pierwszy raz, kiedy zabiła człowieka. Był to ciepły czerwcowy dzień 2030 roku. Stała naprzeciw napastnika, a w jej trzęsącej się dłoni chybotała się broń. Pot spływał jej ciurkiem po plecach. Nie była jednak pewna, czy to z panującego wszechobecnie gorąca, czy nerwów. Naprzeciw niej średniego wzrostu blondyn, trzymający ją na muszce, tak jak i ona jego. W brązowych oczach strach i przerażenie, drżące usta, które zdawałoby się szeptem wypowiadają modlitwę. Żadne z nich nie chciało umrzeć, ale nie było wyjścia. Nie było drogi ucieczki. Jedno z nich musiało zginąć. Obydwoje o tym wiedzieli. Za jej plecami, na podłodze leżało wyciągnięte ciało rannego mężczyzny. Oprawca jest sam. Ona mam do ocalenia więcej żywotów. Co najmniej dwa. Myśli tylko o tym, że jeżeli zginie blondyn zabije również jego. Nie może zginąć. To wszystko trwa ułamki sekund, ale w końcu naciska spust. Huk wystrzału eksploduje tuż przed nią, ale zdaje się go nie słyszeć. Tak, jakby w jednej chwili przeniosła się do innego świata. Świata bez wojen, a w swojej ręce nie dzierżyła narzędzia śmierci, tylko bukiet kwiatów.
Śmierć. Przed nią pokonana wystrzałem upada istota ludzka, do złudzenia przypominająca jesienny liść. Jego brązowa koszula barwi się nawet kolorami czerwieni nadając temu realny wygląd. Przecież jest czerwiec, myśli kobieta, ale przypatruje się temu z fascynacją i szokiem. Śledzi jego upadek, aż do momentu, gdy jego ciało spotyka się z szarym betonem. Brązowe oczy pozostają otwarte, a ona bezskutecznie próbuje doszukać się w nich blasku. Nie ma. Zniknęło. To dziwne, jak w ułamku sekund stajemy się nicością. Zamyślona spogląda na ciało, aż zza jej pleców dobiega cichy jęk. Obraca się szybko i pada na kolana. Mężczyzna jest nieprzytomny. Jęczy z bólu. Obwiązuję mu nogę nad raną, najsilniej jak potrafi, starając się zahamować krwotok, płynący z rany na udzie. „Wytrzymaj jeszcze chwilę" – myśli, ale nie mówi tego głośno. Jeszcze kilka kroków i będą bezpieczni, skryci w podziemnym azylu, który nazywa domem. „Że też ten skubaniec musiał dopaść nas akurat teraz. Kilka minut od bezpiecznego miejsca. Gdyby tylko poszedł w inną stronę, zamiast gonić nas, być może jeszcze by żył" – myśli roztrzęsionymi rękami obwiązując ranę. Być może. Zanim nie zabiłby go ktoś inny. W zamian za to zmusił ją do bycia zabójczynią. Bo właśnie tym się stała w jednej chwili. Mordercą. Świadomie odebrała życie innemu człowiekowi. Stara się nie myśleć o tym, że ten łajdak mógł mieć rodzinę. On nie myślał. A być może myślał i dlatego nie zabił jej od razu? Wstaje z kolan i zanim podnosi żywego mężczyznę z ziemi podchodzi do trupa i wymawiając ciche „Niech spoczywa w pokoju" zabiera jego broń.
Wyrzuty sumienia to ból rozsadzający płuca, łzy cieknące po policzkach, drżenie rąk i ból serca. Cuci mężczyznę i patrzy jak uchyla powieki przez które prześwituje zielone, cierpiące spojrzenie. Pomagam mu wstać, przerzucając ciężką rękę przez swój kark. Lewa noga ciągnie się za resztą ciała. Idą, a właściwie powoli suną, zostawiając martwego człowieka za sobą. Jego ciało będzie tu leżeć jeszcze jakiś czas, zanim nie zjedzą go szczury, albo nim ich towarzysze nie przeniosą jego ciała, pod osłoną nocy, w inne miejsce. Jeszcze kilka kroków, najgorzej będzie zejść po drabinie do schronu. Na wąskiej klatce schodowej opiera go ramieniem i ciągnie za sobą, oddając część ciężaru męskiego ciała, ścianie.
– Wiki – słyszy jego błagający szept. – Zostaw mnie, nie dam rady zejść.
– Dasz. Ja dałam radę zabić człowieka, więc ty dasz radę zejść po tej cholernej drabince – warczy przez zaciśnięte zęby. Gdy przystają przy prawie niewidocznym wejściu, ukrytym za starą, pustą szafą, kobieta przesuwa ją i nerwowo szarpie ukryte drzwi. – Idziesz pierwszy – odciąga go od ściany i pomaga ustawić w wygodnej pozycji. Krew przecieka przez prowizoryczny bandaż, którym zawinęła mu ranę. Krzywiąc się z bólu mężczyzna schodzi w dół, a ona ustawiając wszystko na swoim miejscu podąża za nim w ciemną otchłań tunelu.
Jej historia nie zaczęła się dzisiaj. Nie w momencie, kiedy pierwszy raz zabiła człowieka, ale znaczniej wcześniej. Kilka miesięcy temu, gdy po raz pierwszy musiała podjąć właściwie decyzje, w efekcie czego świat, jaki znała, runął.

VictrollaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz