18. Niczym przyjaciele do łóżka

3.6K 99 6
                                    

Beatrice

O piątej wychodzimy z apartamentu biznesmena, w którym panowała przerażająca cisza. W windzie spoglądamy na siebie, jednak nic nie mówimy.

Po drodze do naszego wieżowca wstępujemy na śniadanie, gdzie nadal się do siebie nie odzywamy.

To przyjemne.

***

Po południu zastaję dziwny widok w kuchni. A mianowicie mężczyznę z nagim torsem i w krótkich spodenkach na tyłku. Kładzie dwie małe miski na wyspie kuchennej, a po chwili jedną dużą, pełną małż. W tym samym miejscu stoi już dzban z wodą, dwie szklanki, butelka z białym winem i dwa kieliszki zapełnione do połowy. Vito woli czerwone, a jednak postanowił się skusić.

– Nie gadaj nawet, że sam to zrobiłeś! – unoszę palec ostrzegawczo, podejrzanie spoglądając na muszle. – Ktoś tu był? Zamówiłeś to?

Mężczyzna siada na krześle, po czym wskazuje na drugie, stojące obok.

– Nieco się z tym męczyłem, ale wyszło. Powinno być zjadliwe.

Małże się pootwierały, więc możliwe. Natomiast, jeśli do godziny zacznie boleć mnie brzuch i będzie mi niedobrze, będę znać przyczynę całego zamieszania.

– Bym zapomniał – przesuwa dłonią po świeżym zaroście.

– Hm?

– Jest jeszcze sałatka – wyjaśnia.

Wstaje, wyraźnie zadowolony z siebie. Wyciąga z lodówki kolejną miskę, po czym z nią wraca. Jest w niej wiele sałaty, jeszcze więcej pomidorów, już mniej oliwek i sera fety, a później znów od groma oliwy z oliwek i octu balsamicznego.

Przynajmniej się starał.

Może mu wybaczę, jeśli obędzie się bez rewolucji w łazience.

Szczypcami stworzonymi do tego – choć z komplikacjami – nakłada nam na talerze po trochu. Zaczyna jedzenie od pomidorków koktajlowych, a ja od oliwek.

– Smakuje ci? – Vito nie spogląda na mnie, a zajmuje się nabijaniem fety.

– Nie zrobiłabym tego lepiej. Nawet nigdy nie uczono mnie gotowania. Może i w jakiś sposób zostałam wychowana na panią w domu, ale zawsze miałam być tą, której podaje się wszystko na tacy. Najlepiej złotej.

Nie odwraca głowy, jednak wzrok przekierowuje na mój profil.

– Widać. Całe szczęście, że masz kogoś takiego jak ja. Może zaczniemy tworzyć normalny związek? – jego słowa aż ociekają ironią.

Wypełniam szklankę wodą.

– Wiesz, jaka jest różnica między naszym związkiem, a większości na tym świecie?

Szatyn zatrzymuje widelec przed otworzonymi ustami. Unosi wysoko brwi i się prostuje. Z wbitym we mnie spojrzeniem wsadza jedzenie do buzi, ściąga zębami ze sztućca i przeżuwa.

Biorę łyk wody z cytryną, kładę łokieć na blacie stołu i opieram na pięści policzek. Gdy Vito kończy przeżuwać, zasysa wnętrze prawego policzka.

– Jaka? – nachyla się nad moją twarzą.

Jego zapach jest tak piękny, że chyba, kurwa, ukradnę te perfumy.

– Bea?

Chyba go nieco zaintrygowałam.

– Niektórzy mężczyźni zaczynają od zostawiania czerwonych serduszek z papieru na walentynki – wzruszam jakby nigdy nic ramionami.

– Nie dawałem ci niczego takiego.

Sięga po swój kieliszek. Gdy chce się z niego napić, to dla mnie idealny moment na ten tekst. Jego mina będzie bezcennym widokiem.

– O tym właśnie mówię. Ty praktycznie od razu zostawiłeś je w moim kalendarzyku. Niczym przyjaciele do łóżka.

Szatyn wypluwa ciecz. Wymieszana ze śliną ląduje wszędzie. Już nie tknę niczego, bo jest skażone. Fuj. I auć, bo będę głodna. Między innymi dlatego nie pozwalam mu się całować w usta. Może i nie ma chorób wenerycznych, ale i tak jest skażony.

– O kurwa mać – charczy, waląc się pięścią po klacie. – Ty jesteś jebnięta.

Kaszle, a ja zaczynam się śmiać jak pojebana. Jak niestabilna psychicznie wariatka. To niesamowite, ale aż prawie spadam z krzesła.

– Jesteś pewna, że Matteo był twoim biologicznym ojcem?

Dźgam go łokciem w bok.

– Niebywałe, co? – poprawiam włosy. – Ale tak, jestem pewna. Mama była wierna.

– To może podmienili cię w szpitalu? Nie zdziwiłoby mnie to.

Mężczyzna wstaje i podchodzi do płatu naprzeciw. Urywa kawałek ręczniczka papierowego i ciężko wzdycha. Odwraca się, a na widok narobionego syfu się wzdryga.

– Urodziłam się w domu. Jak mogłeś nie wiedzieć?! – wydzieram się, rozkładając ręce. – Powinieneś wiedzieć takie rzeczy!

– Nie drzyj się – palcami ściska nasadę nosa. – Coś obiło mi się o uszy. Możliwe, że pomyliłem cię z kochanką...

– Dupek – wypluwam z siebie zirytowana.

– Nadal będziesz uważać, że nie jesteś zazdrosna?

– Bo nie jestem. Po prostu dbam o to, co moje. A ty jesteś mój. Pamiętasz swoją reakcję, gdy wczoraj siedziałam na kolanach Richarda? – poruszam znacząco brwiami.

Czerwienieje. Tak, jak się spodziewałam.

– Lepiej nic już nie mów – wystawia przed siebie rękę, jakby chciał mnie zatrzymać.

– Widzisz? Chodzi o to, że oboje jesteśmy zaborczymi Włochami.

– To na pewno, Beatrice.

Zsuwam się z gracją, stając na prostych nogach. Odwracam się plecami do niego i zaczynam iść. Najbliższe godziny chcę spędzić w towarzystwie książki i muzyki w słuchawkach.

– Bea?

Wzdycham.

– Donie?

– Za dwa dni wracamy do Palermo. Wrócimy tu za jakieś półtora miesiąca, dobrze?

Aż hamuję gołymi stopami.

– Dlaczego nie rozkazujesz, a pytasz o moje zdanie? Doceniam to, ale wiesz, to dziwne.

Czuję, że się na mnie patrzy. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby na mój tyłek.

– Związek polega na partnerstwie. Przynajmniej tyle o tym wiem.

Podobno tak.

– Z chęcią za niedługo tu wrócę – mówię, znów idąc przed siebie.

Gdyby był normalnym mężczyzną, może bym się w nim zakochała. Gdybym była normalną kobietą, może bym się w nim zakochała. Oboje nie jesteśmy normalni. Myślę, że pod każdym względem.

NEW MAFIA DONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz