24. Nałożysz mi, kochanie?

3.3K 122 8
                                    

Beatrice

Mijają kolejne dwa tygodnie.

Dziś przylatuje do nas na trzy dni Barbara, by nie siedzieć sama w czterech ścianach. Myślę, że w miarę się polubiłyśmy i nie będziemy się nudzić. Jesteśmy w podobnym wieku, co jest dużym ułatwieniem.

Zamykam właśnie zakończoną książkę i wchodzę do willi. Vito zniósł zakaz mojego wychodzenia z domu tego samego dnia, którego wróciliśmy z cmentarza. Rozpuszczam wcześniej spięte klamrą włosy i wzdycham z ulgą, gdy jestem w chłodnym pomieszczeniu.

Chwilę później jestem już w naszej łazience. Zrzucam z siebie bikini i wchodzę do kabiny prysznicowej. Myję się dokładnie, by z ciała spłynęła resztka chloru i kremu z filtrem. Spędziłam na słońcu trzy godziny, a to mnie nieco wymęczyło.

Po wytarciu się i ubraniu w świeże ubrania, biorę telefon i schodzę na dół. Idę od razu do kuchni, która okazuje się pusta, więc sama nakładam sobie pełen talerz makaronu z sosem serowym i krewetkami.

Jeju, jak to pięknie pachnie! Niby to typowe, że Włosi kochają makaron, ale to naprawdę jedno z moich ulubionych dań.

Nalewam sobie do szklanki coli z lodem, biorę widelec – bo łyżki nie używam – i idę ze wszystkim usiąść przy wyspie kuchennej.

Nabijam krewetkę i przybliżam sztuciec do ust. Zsuwam zębami jedzenie, a gdy tylko dotyka mojego języka, mimowolnie wyrywa się z mojego gardła jęk.

– Kazałem wziąść niepotrzebnej służbie wolne popołudnie i wieczór.

Za jakie grzechy on tu przyszedł?

– Ładnie proszę, idź sobie – jęczę niczym męczennica.

– Ja też muszę coś jeść, mądralo – wzdycha.

Przewracam oczami.

– Akurat teraz?

– Tak, akurat teraz.

W dupę.

Nabijam wściekle krewetkę na widelec. Patrzę się na niego, pokazując swoje stuprocentowe niezadowolenie.

– Nałożysz mi, kochanie? – stuka placem w moje ramię.

– Chyba śnisz. Bozia rączki dała? – mówię z kpiną i irytacją. – Poradź sobie sam, jesteś dużym chłopcem.

Gdy on podchodzi do blatu, ja jem krewetkę, obserwując jego każdy ruch. Nie ma marynarki, a pod koszulą jego mięśnie idealnie się napinają. Mogłabym wbić w nie zęby.

Zajmuję się jedzeniem, odwracając wzrok. To danie jest miliard razy lepsze od niego. Dobre i nie gada.

Upijam łyk zimnej cieczy, która przyjemnie spływa po moim gardle, wywołując ciarki na mym ciele. Ten słodki smak to doskonały dodatek do życia u boku Vito. I ten jego perfidny uśmieszek... zrzygam się.

Siada obok mnie, łokciem dotykając mojego. Szturcham go tą samą ręką, a drugą odstawiam szklankę.

– Usiądź gdzieś indziej, Vito. Zmień miejsce, jest ich dużo.

– Bozia nóżki dała? Dała, więc sama je zmień – odpyskowuje.

Zabiję go.

Jeszcze moment i makaron wyląduje na jego głowie. Poświęcę to cudo dla mojego podniebienia.

– Współczuję twoim ludziom, że muszą tyle z tobą przebywać.

Śmieje się w odpowiedzi.

– No co? – unoszę brew. – Taka prawda! Odsuń się i daj mi jeść, człowieku. Byłam tu pierwsza.

NEW MAFIA DONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz