40. Spłonę żywcem

2.9K 123 14
                                    

Beatrice

Po godzinnej kłótni z Vito, długim ubieraniem się i powolnym robieniu makijażu, w końcu wychodzimy z hotelu. Zamiast zjeść tam, idziemy do jakiejś kawiarni, bo zamarzyłam sobie coś słodkiego, dobre espresso i cappuccino.

– Przestaniesz się dąsać? – Vito próbuje objąć mnie ramieniem, jednak sprawnie tego unikam. – Okej, a więc nie w najbliższej przyszłości.

Jestem wnerwiona na niego, swoją rękę i cały świat. Irytuje mnie nawet głośne oddychanie.

– Bea, nie możesz się do mnie już nigdy nie odezwać.

Wyciągam z kieszeni spodni telefon, odblokowuję go i wchodzę w wiadomości. Wybieram Vito, do którego napiszę jedynie jedną wiadomość.

– Masz zamiar tak do śmierci?

Wysyłam, a jego urządzenie od razu o tym informuje. Wywraca oczami i również sięga do kieszeni.

– Jeśli to znowu jakieś gówno od G... Ja pierdolę, Beatrice...

Unosi głowę i wpatruje się w niebo, biorąc głębokie wdechy. Chyba liczy do dziesięciu. I dla innych ludzi musi wyglądać serio groźnie, skoro schodzą mu z drogi jak najbardziej się da.

– Mogę. I mam taki zamiar. Zostaw mnie w spokoju tylko aż do śmierci, ty skończony... – Vito cytuje piskliwym głosem, jednak średnio chce mi się go słuchać.

Po paru minutach docieramy do celu. Wchodzimy do klimatyzowanego lokalu i siadamy przy stoliku ulokowanym tuż pod jednym z okien. Podbiega do nas mężczyzna w fartuchu, który podaje nam karty i oznajmia, że wróci za pięć minut, ale gdy tylko będziemy chcieli złożyć zamówienie szybciej, znajdzie się w sekundę przy nas.

Obserwuję zza karty męża. Ma łokcie położone na blacie stolika i czyta. Obserwuję jego skupioną twarz. Ma jak zwykle idealnie ułożone włosy, jest przystojny i... nadal jest tym samym dupkiem.

Z westchnięciem odwracam nieco głowę, przywołuję kelnera ruchem zdrowej ręki i posyłam mordercze spojrzenie kobiecie stojącej przy ladzie z ciastami, która od naszego wejścia śledzi każdy ruch Vito. Szatynka posyła mi zawstydzony uśmiech, by po chwili udać się szybkim krokiem na zaplecze.

– A więc jakie jest państwa zamówienie?

– Espresso i panna cotta. Co dla ciebie, tesoro?

Twoja głowa.

– Poproszę świeżo wyciskany sok z pomarańczy, koniecznie na zimno i ze słomką. Do tego lody... Oh, jednak niech będzie tiramisu.

– Oczywiście, za moment przyniosę.

Kelner odchodzi, a szatyn kopie mnie pod stołem.

– Przyszliśmy tu, bo zamarzyłaś sobie dobrą kawę, a ty bierzesz jakiś sok? Serio? Chcesz mi zrobić na złość czy co? Wiesz, że chciałem spróbować tego śniadania w hotelu akurat dziś, bo na sali miał się pojawić pierdolony kucharz, którego chciałem zatrudnić na ślub siostry. Dzięki tobie będę musiał zrobić to później i tracić czas, który miał być na naszą rozmowę.

Wzruszam ramionami.

Mam przeogromną ochotę rzucić jakimś chamskim tekstem, ale omertà to moje pierwsze imię na dziś.

Wstaję z miejsca, zasuwając za sobą krzesło. Mężczyzna robi to samo, jednak siada, gdy powoli kręcę głową.

Droga do łazienki mija mi spokojnie. Wiem, że mam nie więcej niż pięć minut, bo w innym przypadku mój nadwrażliwy mężuś postawi całą La Cosa Nostrę na nogi. W łazience więc szybko zajmuję jedną z dwóch kabin i najpierw uderzam głowę w drzwi, a dopiero później biorę się za sikanie.

NEW MAFIA DONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz