Rozdział 10 - Kochałam to

584 12 2
                                    

Jego wzrok był intensywny. Nie powiem nie, że się delikatnie zarumieniłam raczej nie było tego widać bo miałam dosyć kryjący podkład.

-Co ty się tak na mnie patrzysz jakbym była jakimś klaunem?
musiałam udawać głupią co nie. To było logicznie.

-Widziałem gdzieś podobną osobę do ciebie droga Hailie. Miała identyczne rysy twarzy i podobne włosy.
dalej mi się przyglądał.

Już myślałam że mnie rozpozna jako Madison Tayler. Obsralam zbroje, nie zdążą mi się to często lecz bywają takie sytuacje np takie jak ta.

-Podejrzane Vincent. Coś ukrywasz przede mną.
zagrałam trochę zaintrygowaną ale jednocześnie podejrzliwą.

-Nie zupełnie nie.
wszystko ukrywa ale ja to wszystko wiem.

-Dobra dobra i tak wszystko wiem. Ściany mają uszy.
mrugnęłam do niego jedny okiem.

-Jutro jest bankiet o 17 wiec, widzę cię na dole przy garażu o 16:30. Chcę abyś się na nim zjawiła Hailie.
widzę jak chciał uciec od tamtego tematu.

Dobra mam świetny pomysł. Ubiorę sukienkę w której mnie na pewno widzieli. Przecież oni posraja gaty. Ale musiałam wrócić wspomnieniami i ogarną w której mnie widzieli.

Dobra znalazłam jakąś w której chyba mnie widzieli ale nie umiem dokładnie sobie tego przypomnieć. Była to czerwona satynowa sukienka z wiązaniem i rozcięcuami na plecach. (z tego ci pamiętam chyba miala ją ubrana na spotkanie z Santanem i Vincentem~). Ale i tak włosy dużo zdradzają. Zrobiłam sobie makijaż w stylu "Madison" i włosy.

Była 16:28 więc zeszłam już na dół.

Vincent się nie odzywał chyba sobie przypominał kogo ostatnio widział o podobnym wyglądzie. A no takk to byłam ja hehe.

Dojechaliśmy na miejsce po 15 mintach. Szybko jechaliśmy jak na Vinca.

Weszłam i od razu wszyscy członkowie organizacji popatrzyli na mnie. Już żałowałam tej decyzji że przefarbowała włosy. Jezu będą się na mnie teraz gapić.

Pierwszy przylazł do mnie Santan. Jeszcze jego brakowało.

-Dzien dobry Santan.
specjalnie pomieszałam moje obydwa głosy, żeby chłopak miał sprany mózg.

-Kogo moje oczy widzą panna Taylor.
i on się nabrał? Niby taki spostrzegawczy no chyba nie.

-Chyba zaszła pomyłka. Jestem Hailie Monet.
Nie mogłam z jego miny. Przedstawiała jednocześnie szok, zażenowanie i zagubienie. No nie mogłam wytrzymać że śmiechu ale się powstrzymałam.

-A cuż to za zmiana wyglądu Hailie Monet?

-A co nie mogę? Nie jestem twoim pupilkiem już. Na szczęście.
mówiłam z kpiną w głosie. Widziałam jak był zły że stracił taką gwiazdę. No sory ale na gwiazdy się czeka.

-No niestety już nie jesteś. Może ponownie chciałabyś być?
taa i ja się.na to zgodzę. No chyba nie.

-Podziękuję.
i odeszłam. Dosłownie dałam mu kosza pieprzonemu Santanowi. Fajne.

Następny podszedł do mnie Rodric (nwm czy to ten, którego nie obchodzą zasady oganizacji i wgl bo był jeszcze jeden o podobnym imieniu ale ich nierozróżniam~)

No ja już niechcę.

-Dzień dobry Rodricu.
teraz zmieniałam głos na Madison. Kochałam mieć władze nad nimi.

-Witaj Madison Tayler. Miło poznać piękną panią.
już wiedziałam że będzie z nim ciężko.

-Nie jestem Madison Tayler.
oznajmiłam.

Rodzina Monet-kolacja z SantanemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz