Rozdział 1

118 19 74
                                    

Naz wciąż czekała na odbycie się wizyty u ginekolożki. Choć lekarka zaczęła przyjmować z powrotem swoje umówione pacjentki, to obowiązywała je wcześniej ustalona kolejność. Dobre w tym wszystkim było to, że część z umówionych na ten dzień kobiet, zrezygnowało z badania kontrolnego, dlatego kolejka sprawnie się przesuwała.

Kunt siedziała najbliżej drzwi. Ogarnęły ją coraz większe obawy. Widmo usłyszenia złej diagnozy, powróciło do niej niczym bumerang. Wprawdzie wyniki cytologii odbierze dopiero za kilka dni, ale dziewczyna wiedziała, że moment pobrania materiału nieodwracalnie o wszystkim decydował.

Skupiona na tym, żeby przygotować się na najgorsze, intensywnie rozważała każdą ewentualność. Jej myśli wędrowały w niebezpiecznym kierunku. Do głowy przyszło jej nawet, że nie powinna się bać. Diagnoza nowotworowa wcale nie jest taka zła. Wręcz przeciwnie, umożliwiłaby jej ponowne zjednoczenie się z ukochanym. Wewnętrzny głos mówił, że on przecież czekał na nią po drugiej stronie. Jemu też jej brakowało, więc znalazł sposób, żeby ściągnąć ją do siebie, skoro sam nie może wrócić z zaświatów.

Zaczęła się z tego podświadomie cieszyć, ponieważ bardzo za nim tęskniła. Wiele by dała, aby móc się do niego przytulić, poczuć na plecach jego silne ramię.

Tak szybko, jak przywołała te dziwne myśli do swojej głowy, tak samo prędko się ich pozbyła. To było okropne. Jak mogła w ogóle rozważać taką opcję i na dodatek się z niej cieszyć? Działanie ludzkiego umysłu w sytuacjach stresowych zawsze ją zastanawiało. Normalnie nie pomyślałaby o czymś tak absurdalnym. Owszem jej ukochanego już tu nie było, lecz ona wciąż miała jeszcze wiele do zrobienia na tym świecie.

Wtedy też przypomniała sobie słowa Buraka.

— A może teraz będzie zupełnie inaczej? Może to jest ten moment, gdy los się do ciebie uśmiechnie?

Właśnie. To, że przyszła powtórzyć badanie, które za pierwszym razem się nie udało z powodu niedokładnego pobrania materiału, nie musiało oznaczać niczego złego. Widząc światełko w tunelu pośród tysiąca złych myśli, od razu podniosła się z krzesła, gdy kobieta będąca przed nią w kolejce, opuściła gabinet ginekologiczny.

Zachowała względny spokój leżąc na fotelu i myśląc o tym, dlaczego dbała o swoje zdrowie. Regularne badania pozwalały na wykrycie w porę wszelkich niepokojących zmian i dawały większe szanse na wyleczenie. Niezależnie od tego, jakiego specjalistę medycyny się odwiedzało.

— Gdy przyjdą wyniki cytologii, ktoś z rejestracji panią poinformuje — oznajmiła lekarka, choć brunetka doskonale znała całą procedurę. — Tym razem nie powinno być już żadnych problemów.

— Cierpliwie zaczekam na telefon — odparła Naz, wkładając bieliznę i naciągając rajstopy za parawanem.

Chwilę później, opuściła gabinet lekarski. Poczuła się lekka jak piórko, odnosząc wrażenie, że nagromadzone emocje w ciągu dnia wreszcie z niej spływają.

W jednej z kanap w szpitalnym holu zauważyła swojego brata. Zaskoczona jego obecnością, uśmiechnęła się do niego. Nie spodziewała się zobaczyć go w tym miejscu.

— Mama powiedziała, że wciąż nie wróciłaś do domu, więc przyjechałem, skoro mam wolną chwilę — wyjaśnił Genco, całując siostrę w policzek. — Nie chciałem wchodzić na górę. Tam pewnie są same kobiety.

— Miałbyś na kim zawiesić oko — zażartowała, wiedząc, jak bardzo brat podobał się płci pięknej.

Genco Kunt mierzył sto osiemdziesiąt dwa centymetry, miał czarne, gęste włosy i delikatny zarost. Starał się regularnie chodzić na siłownię, ponieważ sprawności fizycznej wymagał od niego obecny pracodawca. Był magnesem przyciągającym kobiety, co potrafił wykorzystać na swój sposób, jednak wciąż jego serce nie było zajęte. Głównie dlatego, że miał talent do pakowania się w kłopoty.

Pamięć ciała (PISANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz