9.

1.4K 108 32
                                    

Dni ciągną się w nieskończoność, a każdy jest podobny do poprzedniego. Ostatnio zbywałam Amandę, która po dwóch dniach zrozumiała, że na razie musi mi dać spokój. Wpadł również Noah, z którym zamieniłam kilka słów i obiecałam, że jak poczuję się lepiej, to przyjdę do stajni. Wyszukuję coraz to nowszych horrorów, thrillerów i kryminałów, które odciągną moje myśli od niewłaściwych torów, prowadzących do przeszłości. Czuję się, jakbym zawisła pomiędzy niebem a ziemią. Jestem na etapie wegetacji, życiowego zawieszenia, a jedyną rzeczą, której nie może zabraknąć w lodówce to wino. Różne jego rodzaje - jestem smakoszem.

W miasteczku pojawiam się tylko idąc do sklepu po podstawowe zakupy, ale w cukierni Niebo w gębie jestem codziennie rano i czeka na mnie już torba pełna rogalików. Yvonne jest przesympatyczną kobietą w średnim wieku. Za każdym razem zagaduję mnie, wciągając w niezobowiązująca rozmowę.

Część rogalików zjadam w drodze powrotnej do domu, część przy kawie. Cukier poprawia mi nastrój, niemalże na równi z alkoholem, a moim ulubionym miejscem w Haven Cove jest klif do którego znam już drogę na pamięć i powoli wydeptuję do niego własną ścieżkę. To właśnie tutaj moje myśli wyciszają się, jak za dotknięciem magicznej różdżki, jakby świadomość tego, jak bardzo blisko śmierci jestem uspokajała mnie. Cóż, pociesza mnie fakt, że życie nie trwa wiecznie. To pomaga przejść przez trudne chwile i pomóc wykrzesać z siebie nadzieję, że będzie lepiej i słońce znowu zaświeci, a gdzieś tam, jest jakaś bezpieczna przystań przy której będzie można zacumować.

Ściskam w dłoni telefon, który jest zapisem ostatnich cztetech lat mojego życia. Zawiera wiadomości pomiędzy mną a Jasonem, niektóre zarchiwizowane, zdjęcia, filmy. Ta sentymentalna strona mnie jest widoczna tylko dla najbliższych.

Wszystko ma swój początek i koniec. Coś się rodzi, coś umiera. Nie można, i nie da się nawet, zatrzymać wszystkiego na zawsze. Muszę pogodzić się z tym, jak jest. Zakończył się pewien etap w moim życiu, a żeby ruszyć na przód, czasem symboliczne przerwanie więzi łączących z przeszłością jest w tym pomocne. To zawsze już jakiś krok.

Przymykam oczy, ściskając telefon jeszcze mocniej. Biorę zamach i...

- Bo spadniesz - słyszę za sobą drwiący, znajomy już głos.

Podskakuję przestraszona i odwracam się gwałtownie. Mrużę oczy na widok Blake'a. Na jego twarzy błąka się lekki uśmiech, ale nie patrzy na mnie, a na rozpościerający się horyzont przed nami. Odsuwam się trochę od krawędzi.

Cholera, byłam tak bardzo pogrążona w swoich myślach, że nawet nie usłyszałam żadnego szelestu. Cokolwiek, co dałoby sygnał, że ktoś się zbliża. Widzę na jego policzku świeże zadrapanie, jakby uderzyła go gałąź. Nagle zdaję sobie sprawę z tego, że jestem z nim kompletnie sama, na klifie z którego upadek jest pewną śmiercią. Wciąż nie mam pojęcia z kim mam do czynienia i jak bardzo powinnam być ostrożna.

- Co tu robisz? - pytam opryskliwie.

- Akurat ten klif nie należy do twojego terenu prywatnego - odpowiada w tym samym tonie, rzucając mi przelotne spojrzenie. - Mam prawo tu być.

- Śledziłeś mnie?

- Nie schlebiaj sobie - parska, przewracając oczami. - Nie jesteś wystarczająco interesująca, żeby stać się moją obsesją.

Chowam telefon do kieszeni, poirytowana, że została mi przerwana celebracja chwili, w której miałam pożegnać się z przeszłością. Wzdycham cicho i wycofuję się. Kiedy chcę go bez słowa wyminąć i zrobić miejsce, on zatrzymuje mnie, łapiąc za rękę. Ten gest tak mnie zaskakuję, że staję jak wryta. Patrzymy na siebie i widzę w jego oczach ostrożność, dystans, ale jest w nich coś jeszcze, co nie pozwala mi odwrócić wzroku. Jego dotyk jest miękki, inny niż pierwszej nocy, gdy ściskał mój nadgarstek aż krew nie dopływała do dłoni. Przede wszystkim nie sprawia bólu. Mogłabym na spokojnie się z niego wyswobodzić. Mam wrażenie, że daje mi tą możliwość, ale nie robię tego. Nie wiem, dlaczego. Czekam na jakiś jego ruch.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz