18.

1.1K 105 13
                                    

Zostałam na ognisko, bo Sally nie dałaby mi żyć. To, że ja zostałam, może jeszcze nie jest takie dziwne, ale to, że został Blake, już tak.
Przyglądam się ukradkiem jego twarzy oświetlonej przez płomienie ogniska. Nie drgnie nawet, gdy dzieciaki zaczynają piszczeć, wystraszone przez nagły ruch Sally, którą od pół godziny męczą, prosząc o opowiadanie strasznych historii. Jest dużo śmiechu, a siostra doskonale odnajduję się w roli gawędziarza. Dzieciaki lgną do niej jak pszczoły do miodu. Cała uwaga jest skupiona na niej, dlatego ja, mogę patrzeć na Blake’a. Siedzi po drugiej stronie ogniska.. Wygląda, jakby był myślami gdzieś bardzo daleko i jego dusza opuściła ciało. Nagle drga, jakby się otrząsnął. Powinnam odwrócić wzrok, póki mam na to czas.

Ale nie robię tego.

Gdy nasze spojrzenia się spotykają, w ognisku trzaskają drwa i iskry szybują do góry. Zniżony, tajemniczy głos Sally, która opowiada na poczekaniu kolejną straszną historię, staje się cichszy i oddala się coraz bardziej. W uszach zaczyna mi szumieć i słyszę bicie własnego serca. Blake staję się punktem centralnym, jak wyostrzony punkt na rozmytym tle.

W jego oczach odbija się blask z ogniska. Jego spojrzenie jest jak prolog do historii bez szczęśliwego zakończenia, a może porzuconej w połowie powieści? Słyszę muzykę. Cichą, mroczną, tajemniczą. Rozpoznaję tonację b-moll, która zawsze kojarzyła mi się z melancholijnym spacerem w mglistym ogrodzie. Dźwięki tej tonacji brzmią tajemniczo i głęboko, są mieszaniną emocji, a jednocześnie przywodzą na myśl chłodny deszcz, opadający na rozgrzaną słońcem skórę. Widzę fale oceanu, rozbijające się o skały klifu i czarną postać u jego krawędzi, wpatrzoną w pochmurne niebo, które przecina błyskawica, zupełnie taka sama, jaką właśnie widzę w jego oczach.

Przygryzam wargę. Znowu czuję w palcach napięcie, aż błagają, żeby zainicjować grę...
Blake pierwszy przerywa kontakt wzrokowy.

Biorę głęboki wdech, jakbym wynurzyła się spod wody.

Muzyki już nie ma. Wracają wyraźne piskliwe, chóralne błagania dzieci o kolejną historię.

– Emily, przyjechała twoja mama – oznajmia Noah i wstaje, witając się z kobietą.

Wbijam wzrok w swoje trampki i spuszczam głowę, zasłaniając twarz włosami. Drapię się po karku i wstaję z miejsca, mrucząc, że muszę iść do łazienki, jakby kogoś to obchodziło. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Samantha siedzi, owinięta kocem, z głową wspartą na ramieniu Amandy. Przysypia. Kuzynka gładzi ją po włosach. Noah uśmiecha się, patrząc na to, jak Sally obsiadły dzieciaki, prosząc, żeby znowu coś zaśpiewała. Wcześniej śpiewała z Amandą jakieś harcerskie piosenki. Emily usilnie błaga mamę, żeby jeszcze mogła na chwilę zostać. Dziewczynka podskakuje i składa dłonie jak do modlitwy.

Znikam niezauważona i wchodzę do domu. Po omacku idę na górę, odnajduję łazienkę, zapalam światło i wchodzę do środka. Siadam na krawędzi wanny i chowam twarz w dłoniach. Mama gorące policzki, aż mnie palą, jakbym przykładała dłonie do rozgrzanego kaloryfera.

Nie podoba mi się to, że Blake stał się inspiracją.

Przemywam twarz zimną wodą i unikam patrzenia w lustro. Zaschło mi w gardle. Przełykam z trudem gęstą ślinę, szczypią mnie oczy i boli głowa. Sally miała dzisiaj się przenieść do motelu, ale spędziłyśmy cały dzień w stadninie. Pomyślałam, że jeśli się zmęczę – pomagałam przy karmieniu koni, sprzątnęłam z Blake’iem trzy boksy i wywiozłam stos końskiego łajna w ciężkiej taczce, skupiając się, żeby nikogo nie przysypać stertą gówna – to zasnę. Przyjechałyśmy samochodem Sally, ale jestem skłonna wracać na piechotę, jeśli ona będzie chciała jeszcze zostać. Bóg mi świadkiem, że położyłabym się w tej wannie i po prostu poszła spać.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz