12.

1.3K 122 43
                                    

Odmówiłam Noah podwózki do domu. Uparłam się, że dam radę dotrzeć sama. To ostatni odcinek, a ja idę jak ranny żołnierz. Pali mnie dosłownie każdy mięsień. Ledwo stawiam kroki, chociaż powiedzenie, że powłóczę stopami bardziej pasuje do mojego sposobu poruszania się. Mam wysuszone gardło, pieką mnie rozpalone poliki, szczypie podrażniona od siana skóra. Do tego mój pot nęci leśne robactwo, które obsiada mnie i brzęczy przy uszach, a ja nie mam siły machnąć dłonią, żeby je odpędzić. W wyobraźni już moczę się w zimnej wodzie w wannie. Nie mniej jednak, gdybym miała wybrać siedzenie w domu, a jeszcze raz pomóc Noah w stajni, wybrałabym to drugie. Stanowczo lepiej znoszę fizyczne sponiewieranie niż psychiczne. Ale przez następny tydzień nie wyjdę z domu na pewno!

Kiedy w końcu docieram do domu, zdejmuję trampki i osuwam się po drzwiach na podłogę. Wejście po schodach wydaję się w tej chwili wyczynem ponad moje możliwości. Drewniane stopnie jawią się niczym Mount Everest. Pozwalam sobie więc na odpoczynek na chłodnej podłodze.
Po dwudziestu minutach dźwigam się na nogi. Słyszę skrzypnięcie czyiś kroków na ganku i cała się spinam. Po chwili rozlega się pukanie. Czekam chwilę, aż ten ktoś sobie pójdzie. Nie mam siły na żadne rozmowy. Gdy pukanie powtarza się, jest bardziej natarczywe i naglące. Wzdycham cicho i otwieram drzwi.

- Suprise!!! - wydziera się moja siostra, wyrzucając ręce w górę i, nie czekając na moją reakcję, rzuca mi się na szyję.

- Sally! - Oszołomiona, odsuwam ją na długość ramion, żeby się przyjrzeć. - Co tu robisz?

- Pomyślałam, że może potrzebujesz towarzystwa. Miałam cię uprzedzić, wiem, że nie lubisz być zaskakiwana, ale... - Marszczy brwi i łapie krótki kosmyk moich włosów. Uśmiecha się lekko, ale w tym uśmiechu jest ogrom siostrzanej troski i współczucia. - Ładnie wyglądasz w tych włosach, ale tak poza tym, dlaczego jesteś cała w sianie, kurzu i... - wącha mnie i zatyka nos - śmierdzisz łajnem?

- Pomagałam Noah w stajni.

- Aaaa, rozumiem - parska i puszcza do mnie oczko. - Słoma i te sprawy. - Porusza sugestywnie brwiami.

- Nie dorabiaj do tego żadnych teorii.

- Jasne, jasne. - Poklepuje mnie po ramieniu i popycha lekko, żeby zrobić sobie przejście. - Ja cieszyłabym się, gdybyś pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia i zaznała trochę szaleństwa. Kto wie? Może znajdziesz tutaj swoją miłość i jednak zostaniesz?

- Podziękuje - prycham.

- Zobaczymy.

- Na długo zostaniesz? - Mam nadzieję, że nie słyszy w moim głosie nadmiernej paniki. Kocham ją, ale sposób naszego myślenia i podejścia do wielu spraw jest diametralnie różny. Dawniej często się kłóciłyśmy.

- Raczej nie. - Sally wchodzi do salonu i rozgląda się po pomieszczeniu. - Byłam mała jak opuszczaliśmy Haven Cove, ale jak tylko wjechałam do miasteczka miałam retrospekcje. Wszystko zaczęło mi się przypominać. Też tak miałaś?

- Uhm.

Sally podchodzi do pianina i otwiera klapę. Naciska kilka dźwięków.

- Pamiętasz jak grałaś na pianinie, a tata porywał mamę do tańca? W ogóle kiedyś często tańczyli. I jak we trójkę oglądaliśmy gwiazdy przez teleskop, a on opowiadał nam o konstelacjach? - Przesuwa palcami po dębowym stole. Uśmiecha się nostalgicznie, zamyka oczy i wciąga w nozdrza powietrze. - Tęsknie za tamtymi czasami i chyba to zdecydowało o przyjeździe. Często wracam do wspomnień. Znowu jestem mała, a tata bierze mnie na barana i biega po placu. Lubiłam udawać, że jestem ptakiem. Nigdy się nie męczył, przynajmniej ja miałam takie wrażenie.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz