33.

1.1K 97 28
                                    

Cassie

– Śpisz?

– Nie.

– Jesteśmy już prawie w stajni.

Wzdycham i podnoszę się do siadu. Grzbiet Lestata jest moim ulubionym miejscem do odpoczynku. Jazda na nim stała się taką przyjemnością, że mogłabym siedzieć na tym koniu całe dnie. Blake zabrał nas na poranny spacer po plaży. Uległ moim namowom na pierwszą próbę galopu. Przynajmniej spadłam na miękki piasek.  Cztery razy. To jeszcze nie jest dobry czas, choć w kłusie siedzę już stabilnie.

Najgorsze jest to, że mam poczucie upływającego czasu i zbliżającego się nieuchronnie końca lata. Mam potrzebę spędzenia z tą dwójką każdej możliwej chwili. Blake nie przepędza mnie ze stajni, jest ciągle gdzieś w pobliżu. I tak samo jak wcześniej, jego wzrok przywołuje mnie, ściśle oplata, zagarnia, osiada, naznacza, wzbudza tęsknotę, a przecież wciąż jest. Jeszcze jest. Jeszcze nie dzieli nas jedenaście stanów, jakieś trzydzieści trzy godziny i – w przybliżeniu – ponad dwa tysiące mil. Wciąż jest na wyciągnięcie ręki. A już coś mnie boli.

Blake robi ogromne postępy w Nokturnie i jestem z niego niesamowicie dumna, ale ja jestem daleko w tyle z jazdą, choć moja relacja z Lestatem stała się dość zażyła. Uwielbiam, gdy kładzie mi pysk na ramieniu. Już nie ciągnie za włosy, a delikatnie, pieszczotliwie je skubie, rży na mój widok, nawet gdy tylko przechodzę obok.  Może to przez te ponad programowe kostki cukru, które mu daję, gdy Blake nie widzi? Nic na to nie poradzę, marchewką gardzi. Blake patrzył na mnie podejrzliwie, gdy podsuwał mu jabłko, ale jedynie skubnął wargami i wytrącił mu owoc z ręki. Uciekłam szybko z zasięgu jego wzroku, bo już wcześniej marudził, że rozpieszczam Lestata i przestaje go słuchać.

Od niefortunnego spotkania w parku minął tydzień.  Przez ten czas, miałam nieodpartą potrzebę zatrzymania Blake'a na noc, choć do tamtego momentu sypiałam całkiem dobrze, wróciło poczucie lęku i często wybudzam się w nocy. Mam wrażenie, że powietrze jest naładowane i coś w nim wisi. Jakaś burza, ale to nie niebo ją zapowiada. I choćbym nie wiem, jak bardzo starała się o tym nie myśleć, to po prostu gdzieś we mnie siedzi.

W stajni panuje cisza. Część prywatnych właścicieli zabrała swoje konie, znaczna część należąca do Noah została już sprzedana. Przyglądałam się Blake'owi, który w niezbyt przyjemny sposób zbył aż czterech potenacjalnych nabywców Queen. Ma słabość do tej klaczy. Na nic zdały się łzy ośmioletniej dziewczynki, gdy wkurzony ojciec ciągnął ją z powrotem do samochodu. Blake selekcjonuje nabywców, a ostatnio robi to w swoim mistrzowskim stylu zrażania do siebie ludzi. Jedna kobieta nawyzywała go od chamów.

Natomiast wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak wielkim szacunkiem obdarza te zwierzęta. I to nie jest prawda, że nie umie kochać. Wystarczy mu się przyjrzeć w środowisku koni. Ale przecież mu tego nie powiem, bo według siebie nie umie kochać. Poza tym nie chcę, żeby znowu przede mną uciekał. Gdyby to ode mnie zależało, nasza umowa przeszłaby poprawki i nie wypuściłabym go z domu. Podstępem próbowałam go zatrzymać na noc. Nic z tego. Jest konsekwentny, choć przedłużył pobyt u mnie dopóki nie zasnę. Bierzemy wspólnie kąpiel, a na koniec gra Kiss the Rain, Yirumy, którym utula mnie do snu. Zasypiam na kanapie, ale budzę się w łóżku.

Gdy dojeżdżamy na miejsce, zaprowadzam Lestata do boksu.

– Przyniosę owies – informuję, gdy okazuje się, że w worku już prawie nic nie zostało.

Blake rzuca kostki siana, które właśnie niesie.

– Pójdę z tobą, worki są ciężkie.

Prycham.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz