Blake
– Nie przeszkadza ci bycie chusteczką na otarcie łez?
Nawet się nie odwracam w stronę damskiego głosu, tylko patrzę za Cassie, odchodzącą z Lestatem w stronę lasu. Pierwszy raz pozwolił jej się wyprowadzić z boksu. Czuję coś na kształt... dumy. Gdy Lestat wyszedł, spojrzała na mnie tak radosnymi oczami, że nie mogłem się nie uśmiechnąć. Zauważyłem też delikatnie zaróżowione policzki. Kwitnie. Coraz mniej przypomina tą dziewczynę, którą po raz pierwszy spotkałem w domu Hogana – znikają sińce spod oczu, usta robią się bardziej miękkie i zjadła ostatnio pół pizzy. Częściej się uśmiecha, ruchy ciała robią się swobodniejsze, gdy idzie wygląda jakby unosiła się odrobinę nad ziemią. I chyba nie zdaje sobie sprawy jak ostatnio patrzył na nią miasteczkowy weterynarz. Wystarczyło jedno moje spojrzenie, żeby przestał.
– Nie – odpowiadam, gdy ta dwójka znika mi z oczu i odwracam się w stronę siostry Cassie. Patrzy na mnie nieufnie, z rękoma założonymi na piersi. Jest nieco niższa od siostry, ma jaśniejsze włosy, mniej porcelanową cerę, krąglejszą sylwetkę i nic specjalnego w sobie, co przykuwałoby uwagę. Jest ładna, w końcu to siostra mojej ślicznotki, ale czegoś jej brakuje. Może to te oczy? Nie są aż tak jasne, ani głębokie. Gdy je mruży, tak jak teraz, też to nie robi takiego wrażenie jak u Cassie. Ja w takich momentach czuję się, jakby samym wzrokiem wbijała we mnie sztylety. Tak, stanowczo spojrzeniem potrafi przekazać, co myśli i w cale nie potrzeba do tego słów.
Chyba zbyt perfidnie przesunąłem po dziewczynie wzrokiem, bo oplata się szczelniej ramiona, a cała hardość jaką chciała mi pokazać gdzieś znika. Robi krok w tył i przekrzywia głowę.– Dużo o tobie słyszałam, Blake.
– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – kpię.
Prycha i kręci głową.
– Nie wiem, jakich czarów na niej użyłeś, ale gdyby nie była w psychicznym dołku, jestem przekonana, że nie spojrzałaby na ciebie i na pewno wzięłaby pod uwagę twój... temperament. Brzydzi się przemocą. Jeśli ją skrzywdzisz, albo coś jej się stanie przez ciebie...
– Nie próbuj mi grozić, Lilly...
– Sally – warczy.
– ... bo nie robi to na mnie żadnego wrażenia – odpowiadam spokojnie. – Twoja siostra jest pełnoletnia, doskonale wie, co robi. To tylko seks, mała. – Ucieka spojrzeniem. Chyba nie do końca się tego spodziewała. – Kochała tego swojego wiolonczelistę, a takie głębokie uczucia nie rozpływają się w powietrzu, ot tak – pstrykam palcami. – Doskonale znam swoją rolę w tym układzie, więc nie pękaj, Lilly. – Przewraca oczami, ale mnie nie poprawia. To dobrze, bo za trzy sekundy i tak bym zapomniał jej imię. – Żadne łzy na koniec się nie poleją. Będzie jedynie tęskniła za zajebistym seksem. Nie wiem, czy znajdzie kogoś, kto w tym temacie mnie zastąpi. – Puszczam jej oczko i odchodzę.
Kłamcą jestem doskonałym. Tylko, kurwa, siebie tak ciężko oszukać. Czary... Prycham, wchodząc do stajni. To Cassie jest jakąś cholerną czarodziejką, bo gdy ostatnio grała, sprawiła, że poczułem bicie własnego serca, dlatego musiałem zamknąć klapę i jej przerwać. Ono ma siedzieć cicho i dalej być głazem. Tutaj nie ma miejsca na uczucia.
CZYTASZ
Melodia naszych serc
RomanceCassie, po zdradzie ukochanego, z którym tworzyła duet, wyjeżdża do rodzinnego miasteczka Haven Cove, aby poskładać swoje serce na nowo. Młoda pianistka, ze świetlaną przyszłością, przechodzi kryzys twórczy i nie ma ochoty na żadne nowe znajomości...