44.

1.1K 94 41
                                    

Cassie

Gdy wjechałam do Nowego Jorku, poczułam się, jakbym przekroczyła inny wymiar. Gwar, korki, tłok – wszystko to, czego tak bardzo nie lubię w tym mieście. Zaliczyłam środkowego palca od kierowcy przed którego się wepchnęłam, prawie potrąciłam nieuważnego rowerzyste, stałam w półgodzinnym korku, w akompaniamencie wściekłych klaksonów wiecznie spieszących się ludzi, jakby trąbienie miało wpływ na światła. Nocne życie jest widoczne na ulicach. Bary są przepełnione, miasto oświetlone setkami kolorów, przez uchylone okna w drzwiach dociera do mnie muzyka ulicznych grajków, kolorowe szyldy kasyn zapraszają do spróbowania swoich sił, więc
kiedy docieram do mieszkania, oddycham z ulgą i pierwsze co robię, nie jest nawet zdjęcie butów, a zadzwonienie do Blake'a. Potrzebuję usłyszeć jego głos, bo czuję się, jakby wszystko było tylko snem i właśnie się z niego obudziłam.

Włącza się poczta głosowa.

Wchodzę do salonu i zapalam światło. Potrzebuję chwili, aby przyzwyczaić się ponownie do tego widoku. Wszystko jest tak, jak zostawiłam trzy miesiące temu, gdy w pośpiechu wrzucałam rzeczy do torby, próbując się ratować przed spadaniem w dół.

Rozglądam się po salonie i czuję się obco we własnym mieszkaniu. Wydaję się jakieś małe, zbyt ciemne, zbyt ponure i puste. I zbyt drogie dla jednej osoby, a dobrze wiem, że stan mojego konta jasno sygnalizuje, że pora wziąć się za pracę, jeśli nie chcę wrócić do cioci Jen.

O tym zacznę myśleć jutro. Albo po jutrze, na chwilę obecną potrzebuję prysznica i łóżka.  

Pościel w sypialni jest tak samo skotłowana jak ją zostawiłam tamtego poranka, gdy zerwałam się z łóżka, po tym jak rzucałam się przez całą noc, wyczekując chwili snu, i podjęłam decyzję o wyjeździe.

Idę do łazienki i patrzę w lustro, doszukując się w swoich oczach znaczących zmian i zamiast mieć ochotę je rozbić, uśmiecham się do swojego odbicia. Rozbieram się i odkręcam wodę, a gdy tylko słyszę dźwięk telefonu, dobiegający z salonu, idę odebrać. Widząc, że to Blake spływa na mnie jakiś błogi spokój.

— Cześć. — Witam się i siadam na łóżku.

— Dojechałaś?

— Niedawno.

— Ja zatrzymałem się w motelu. Ruszę dalej z samego rana.

— Udało się dobić targu?

— Tak. Facet wyglądał na porządnego gościa. Chce odbudować stajnie i zrobić z Lucky Horse kompleks wypoczynkowy. Całkiem niegłupi pomysł.

— Jak się czujesz?

— Dziwnie. Surrealistycznie.

— Tak, ja też — przyznaję cicho.

Na chwilę zapada cisza, w której słuchamy jedynie swoich oddechów.

— Wiesz, miałam wziąć kąpiel.

— To ciekawe. Mów dalej — mruczy ochryple, na co parskam śmiechem, a znajome ciepło rozlewa się po moim ciele.

— Chcesz ze mną? W zasadzie to siedzę naga na łóżku, więc... — zawieszam głos, zastanawiając się, co ja najlepszego wyprawiam?

— Możesz mówić, nie krępuj się — zachęca, z nutką rozbawienia w głosie.

Przygryzam wargę, bo nagle rzuca się na mnie tysiące myśli, których nie dopuszczałam do siebie w trakcie dziesięciogodzinnej podróży, żeby przypadkiem nie rozbić się gdzieś, gdy zaczną przekrzykiwać się nawzajem, próbując przedwcześnie sprowadzić mnie na ziemię.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz