47.

1.2K 98 55
                                    

Ale żem pojechała z tymi rozdziałami 😅 No nic, dobrze, że to już koniec, a ten rozdział dedykuję Tereska76wiesz za co i dziękuję 😘

Cassie

Nie spałam całą noc. Wczorajsza rozmowa z Blake'iem była krótka. To on zakończył ją, mówiąc, żebym wyspała się przed ważnym dniem.

Jakiś impuls kazał mi zadzwonić do niego już o szóstej rano, ale miał wyłączony telefon. O siódmej, ósmej i dziewiątej też.

Stoję przed lustrem w łazience i próbuję zakryć sińce pod oczami, ale nigdy nie byłam dobra w robieniu makijażu.

Trzęsą mi się dłonie, gdy odkładam tusz. Patrzę sobie w oczy i nie widzę w nich tej pewności, którą powinnam mieć. Którą miałam kilka miesięcy temu, gdy po raz pierwszy miałam podpisać umowę.

Oddech mam nierówny, a serce niespokojne i brałam już trzy razy prysznic, bo tak bardzo się pocę.

Stres.

Ostatni raz spoglądam w lustro. Lepiej nie będzie. Nie będę wyglądała na pewną tego, co robię, skoro tak nie jest.

Siadam na kanapie i biorę telefon, chcąc jeszcze raz spróbować połączyć się z Blake'iem.

Poczta.

Wzdycham ciężko. Dlaczego teraz?! Nie miał kiedy wyłączy tego telefonu?

Wstaję, nie wiem z jakim zamiarem, gdy w końcu słyszę upragnioną irytującą melodyjkę. Chwytam telefon jakbym znalazła lek na całe zło i spoglądam na wyświetlacz.

Odbieram połączenie.

— Cassie! Co jest z Blake'iem? — Podekscytowany, ale jednocześnie zaniepokojony głos Noah, podrywa moje serce do szaleńczego tanga. — Próbuję się z nim skontaktować i nic!

— Ja też próbuję — mruczę. — Co się stało?

— Dzwonił do mnie Henry. Ojciec Blake'a nie  żyje.

— O jak dobrze — wzdycham z ulgą i opadam na kanapę. Po drugiej stronie cisza, a ja dopiero po kilku sekundach zdaję sobie sprawę z tego, co powiedziałam. — To znaczy, niech mu ziemia lekką będzie i takie tam — reflektuję się, pukając pięścią w głowę.

To chyba w cale nie zabrzmiało lepiej.

— Niech idzie do diabła, siostro! Mów, co myślisz! — Słyszę głos Sally i Noah parska śmiechem, ale odchrząka i również poważnieje.

— Cóż, ja tam pogrzebowego nastroju nie mam. — Przyznaje szczerze Noah. — Okazało się, że chorował na raka już od dłuższego czasu. Podejrzewam, że chciał zmusić Blake'a, żeby do niego przyszedł, żeby jeszcze ostatni raz namieszać mu w głowie.

— Co za... — Gryzę się w język.

— Skurwiel. — Noah się nie cacka. — Ale Blake w końcu będzie wolny. Wiesz, tak mentalnie i w ogóle.

— Tak myślisz? — pytam cicho i tak bardzo chciałabym z nim teraz porozmawiać. Dlaczego nie odbiera tego cholernego telefonu?!

Bo nie ma zasięgu, o czym mówił ci setki razy? Bo nie bierze ze sobą telefonu, gdy zaczyna pracę? A zaczyna ją o piątej, o czym też ci mówił — podpowiada cichy głosik.

Tak. Na pewno dlatego. Innej opcji nie ma.

— Mam taką nadzieję — mówi Noah. — Jak uda ci się z nim skontaktować, daj znać.

Melodia naszych sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz