XXIV Prawda

4 2 0
                                    

Westchnąłem przechodząc przez ulicę stolicy Labrove z płaszczem nałożonym na głowę, całe szczęście dobrze przygotowałem się na moją podróż, mam tylko nadzieję że nic mi nie zamoknie...  "Myślisz że dobrze zrobiliśmy zostawiając go samego sobie?" Rozbrzmiał głos w mojej głowie.

- Tak, lepiej będzie zamknąć ten rozdział... - powiedziałem sam do siebie, rzucając okiem na wielkie czarne chmury. - Zresztą to nie było pożegnanie, może i nas nie pamięta, ale możemy zawsze go odwiedzić, przecież wiemy gdzie go szukać, no o ile nigdzie nie zniknie... - jeśli mam być szczery, to jest coś dziwnego w chęci poznania na nowo ducha własnego brata... Głos w mojej głowie ponownie się odezwał. "Na chwilę obecną jedną z chyba najbliższych nam osób jest kurdupel z lisimi uszami i ogonem, który na dodatek jest niebywałym alkoholikiem..." -Ta... Chyba nie mamy prawa wypowiadać się o tym co jest dziwne, a co nie? - co prawda sam fakt spotkania Victora powinien przebić wszystko, ale wszystko koniec końców wyszło nam obu na dobre.

Podszedłem do bram zamku, gdzie o dziwo przywitał mnie... Myrian.

- Jak podróż? - zapytał wzdychając i nawet na mnie nie patrząc.
- Kto cię zmusił do zapytania o to? - odparłem stając przed nim.
- Król prosił żebym w końcu nauczył się ciebie chociaż tolerować... - trochę to zajmie, bez dwóch zdań. Zwłaszcza że nie trudno zauważyć że robi to tylko dlatego że mu kazano.
- To spróbuj jeszcze raz gdy będziesz faktycznie gotów mnie tolerować, dobra? - przeszedłem obok niego i poklepałem go po ramieniu.
- Mi to pasuje... - hmm, najwidoczniej to docenił... Szczerze mówiąc trochę mi wisi to co o mnie myśli, od pierwszego dnia średnio za nim przepadałem, ale jeśli będę musiał go tolerować to jakoś to przeboleję...

Cóż minął nieco ponad miesiąc od kiedy mnie nie było, w sumie to sam nie jestem pewny co powinienem zrobić po tak długiej nieobecności. Prawdopodobnie powinienem się zgłosić do Swaina...

Wszedłem do sali tronowej i natychmiast przykułem uwagę Swaina, a na jego twarzy równie szybko pokazał się uśmiech.

- Wróciłeś. - powiedział wstając z tronu.
- Tak, chociaż z lekkimi komplikacjami... - westchnąłem ciężko.
- Coś się stało? - zapytał przechylając głowę na bok.
- Niby tak, niby nie, zależy czy masz czas na wysłuchanie tego wszystkiego...
- Jasne, ale chciałbym powiedzieć o tym większej ilości osób niż tylko tobie. Roi, Klio, Zaro i Mirian też powinni o tym wiedzieć... - odparłem wypowiadając imię Miriana z delikatną niechęcią.
- Postaram się ich za chwilę zgromadzić. Roia pilnuje Klio, mógłbyś proszę ich poszukać? - kiwnąłem głową i odwróciłem się do wyjścia.

Zapytałem się wzechwiedzy gdzie jest pokojówka i książe. Byli w komnacie książęcej, więc tam się udałem i zapukałem do drzwi.

- Tak? - drzwi otworzyła szarowłosa dziewczyna, a ja uśmiechnąłem się na jej widok. Po chwili patrzenia na moją twarz rzuciła się na mnie i mnie przytuliła. - Tęskniliśmy...
- My też. - uśmiechnąłem się i wszedłem do pokoju.
- Wyglądasz na zmęczonego... - odparła trochę zmartwionym głosem.
- Wydaję ci się, gdzie jest Roi? - odparłem zauważając bruneta za drzwiami. - Urosłeś...
- Wydaję ci się. - odparł śmiejąc się pod nosem. - Przyszedłeś się przywitać, czy masz jakiś inny powód?
- Mógłbym was prosić do sali tronowej...? - powiedziałem czując dziwne uczucie w mojej klatce, a głos w głowie zapytał ,,Na pewno jesteśmy na to gotowi?". Na pewno nie jestem na to gotowy, ale to trzeba zrobić, teraz albo nigdy. 

Nie mówiłem nic więcej gdy Klio i Roi zgodzili się ze mną pójść. Otworzyłem drzwi do sali tronowej, gdzie czekali na mnie Swain, królowa, Zaro i Mirian... Pokazałem dwójce która ze mną przyszła by dołączyli do reszty na delikatnym podwyższeniu prowadzącym do tronu. Zaśmiałem się cicho zważając na ironiczną symbolikę tego gdzie znajduję się, jestem pod nimi, zarówno w położeniu, jak i w tym kim jestem... Otworzyłem usta chcąc się w końcu wysłowić.

- A więc. - poczułem że ten drugi próbuję przejąć kontrolę. - Nie... Zasługują by wiedzieć. - nagle moje włosy przyjęły biały kolor. - Mieliśmy to zostawić za sobą! - zgromadzenie spojrzało na mnie zdziwione, a mój kolor włosów wrócił do czerni. - Mieliśmy, a to jest pierwszy krok do tego, jesteśmy to winni, nam, im, mamie, ojcu... Victorowi... Pochodzimy z dalekiej krainy nazwanej Loft, tak jak każdy anioł... - zacząłem i poczułem jak próby przejęcia kontroli ustają. - Gdy miałem 14 lat nasz kraj najechała banda ludzi, kradli, gwałcili i zabijali. - zacisnąłem mocno pięści czując jak słowa starają się zatrzymać w moim gardle, ale nie pozwalałem im na to. - Gdy miałem 16 lat musiałem zaciągnąć się do wojska i szybko dostałem się do tak zwanych "Niebiańskich wojowników" - Mirian uniósł się.
- Przecież to była banda psychopatów! - wykrzyczal.
- Patriotów Mirian, anioły nie miały nigdy wcześniej wojska, nie było czegoś takiego jak dyscyplina wojskowa. Po prostu banda młodych aniołów którzy chcieli pomścić rodziny, przyjaciół i niewinnych ludzi skrzywdzonych przez was! Ludzi, którzy postanowili że posilą się na pokojowej rasie którą byliśmy! - uniosłem się, a reszta słuchaczy zrobiła krok w tył. - Przepraszam, najwidoczniej nie wszystkie rany można tak łatwo uleczyć.
- Czyli rozumiem że chciałeś zabijać tak jak oni? - zapytał Mirian.
- Czemu miałbym nie chcieć? Znałem osobiście osoby skrzywdzone przez tamtych barbarzyńców. - odparłem wzruszając ramionami. - Wygraliśmy tą wojnę, ale szybko powstał inny problem. Król kazał wznieść barierę wokół całej wyspy, byliśmy zdani tylko na siebie, żadnego kontaktu ze światem poza Loft... Pewnej osobie się to nie spodobało i postanowił postawić się temu systemowi, ale potrzebował pomocy swojego brata, więc szukał mnie.
- Masz brata? - usłyszałem to samo pytanie od kilku osób.
- Miałem, rewolucja bywa krwawym miejscem...
- Czyli po wojnie z ludźmi, nie było ci dość krwi? - podszedł bliżej mnie, zniżając się do mojego poziomu i stanął przede mną.
- Nie masz pojęcia co mówisz... - rudowłosy mężczyzna złapał mnie za koszulę, a ja spojrzałem na niego.
- Jak nie mam pojęcia, przecież to oczywiste... Jesteś psychopatą i tyle, pewnie cały twój naród jest identyczny co?! - westchnąłem i zacisnąłem ręce powstrzymując się, ale nagle ten drugi przejął kontrolę i wyprowadził uderzenie w kierunku Miriana uderzając go w twarz i odsuwając go ode mnie.
- Nie masz pojęcia ile straciliśmy na tej pieprzonej wojnie! Szedłem do naboru z dzieciakami których znałem przez długi czas... Wróciłem do domu każdego z nich tylko po to żeby poinformować ich matki o tym że synowie nie wrócą do domu! Mieli szesnaście lat Mirian, przeżyłeś kiedykolwiek prawdziwą wojnę? Czy tylko czytałeś o nich w swoich pierdolonych książkach? - spojrzałem na niego z gniewem. - Nie jestem święty, mów o mnie co chcesz, nazywaj mnie tym pieprzonym tytułem wojskowym którego nienawidzę, pluj mi w twarz i rzygaj na mój widok, ale spróbuj chociaż jeszcze raz powiedzieć coś złego o moich towarzyszach broni... Nikt tu mnie nie powstrzyma, a jeśli spróbuje... Może oberwać rykoszetem. - powiedziałem z poważnym wzrokiem wlepionym w każdego z obecnych. - Żebyś wiedział to w jak okropnej sytuacji byliśmy, to ja dowodziłem oddziałem. Ja! Szesnastoletni szczyl który po prostu pokazał że coś potrafi! - spojrzałem na Roia. - Wyobrażasz sobie Roia idącego na wojnę i przewodzącego wojsku? - zrobiłem przerwę i westchnąłem. - Dołączyłem do rewolucji pod warunkiem braku rozlewu krwi, nie chciałem mordować ludzi których kiedyś chroniłem. - oczy Miriana poszerzyły się na tą wiadomość. - Stwierdziliśmy że ta rewolucja będzie miała na celu otworzenie oczu innym, jeśli całe społeczeństwo będzie przeciwne władzy, władza będzie musiała się dostosować... - westchnąłem pokręciłem głową. - W oczach naszych towarzyszy, byliśmy bohaterami, w oczach władz byliśmy przestępstwami, w oczach ludu byliśmy szansą na lepsze jutro, a dla mnie... Byliśmy czymś koniecznym... - królowa wyszła przed szereg, a nagle niebieska poświata otoczyła ją i mnie.
- Zobaczmy ile wycierpiałeś Mael... - usłyszałem głos kobiety i poczułem kolejną obecność w moim ciele.

Oczami AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz