XX Koszmary przeszłości

8 2 0
                                    


Uniosłem swoją głowę z łóżka przecierając moje zmęczone oczy, rozejrzałem się po pokoju. Był środek nocy, jedyna rzecz która pozwalała mi na dostrzeżenie czegokolwiek w totalnej ciemności która spowijała mój pokój to mała świeczka której najwidoczniej zapomniałem zgasić gdy kładłem się spać. Z jakiegoś niejasnego mi powodu postanowiłem wyjść z pokoju by rozprostować nogi, w końcu trochę czasu nie miałem okazji chodzić o własnych siłach. Wychodząc z pokoju zamknąłem drzwi na klucz i zabrałem ze sobą świeczkę na podstawce. Powoli przemierzałem korytarz zamku, gdy nagle przeszedł mnie dziwny chłód, który wywołał u mnie mimowolne zatrzepotanie skrzydłami. "Mam dziwne przeczucie..." powiedział głos w mojej głowie, a ja pokiwałem tylko głową by pokazać że również takowe przeczucie posiadam. W końcu moja przechadzka została przerwana przez głośny trzask i krzyk dobiegający z pomieszczenia które ja rozpoznałem jako sala tronowa. Jak długo szedłem skoro dotarłem aż tutaj? Nie ma na to czasu, pobiegłem do sali otwierając wielkie drzwi z wystarczającą siłą by te wydały z siebie głośny trzask. Stanąłem w miejscu zszokowany. Pod tronem leżał Swain, jego karmazynowa ręka była z dobry metr od niego. Na tronie należącym do mojego przyjaciela siedziała dziwna, ale jednak znana mi istota. Wyglądał jak chodzący cień, kształt postaci na tronie stawał się być płynny,  część gdzie każda przeciętna istota miałaby włosy poruszała się w praktycznie identyczny sposób co płomień mojej świeczki. Istota zeszła z tronu i klaskała w swoje czarne jak noc za oknem dłonie, te także nie były normalnymi dłońmi, zdawały się być ostre, prawie jakby były pazurami, a nie dłońmi.

-W końcu się spotykamy znowu upadły aniele... - odezwał się męski głos rzucając koronę króla Labrove na bok, zaczął się przechadzać po sali tronowej mówiąc dalej. -Ile to lat minęło Maelu? Sto? A może jednak dwieście? Jak dawno to było gdy przyjęliśmy cię tutaj, a ty wziąłeś nasze zaufanie, naszą gościnność i naszą dumę, i splunąłeś na nią bez zawahania. 

Mężczyzna odwrócił się plecami do Swaina patrząc na portret do którego pozowałem wcześniej. Ja w tym czasie podbiegłem do króla i owinąłem jego rękę w materiał... "Jesteśmy za późno..." usłyszałem znowu ten pewny siebie głos. Chciałem mu wykrzyczeć że wcale nie, ale nie ma co się oszukiwać... On nie żyję...

-Co ja... - zacząłem mówić, ale w tym czasie czarna postać odwróciła się na pięcie w moim kierunku.
-Co zrobiłeś? Odpowiem ci na to pytanie, zabiłeś go. To przez ciebie i to co robiłeś kiedyś mi. - powiedział zerkając na portret. - Nie próbuj mi wmówić że to ja to zrobiłem. To ty masz jego krew na sobie. - miał rację, moja biała koszula była cała w krwi Swaina, ta sama koszula za której uszycie zapłacił... - Odbiorę ci wszystko, tak jak ty odebrałeś wszystko mi. Pozostają tylko...

Wystawił rękę w kierunku portretu, a jego palce wydłużyły się przebijając serca osób z portretu, najpierw wbił szpon w królową, następnie w Klio, następnie w Myriana, Roia i Swaina.

-Niestety, błazen odgrywa swoją rolę doskonale, tchórz do samego końca. - postać w końcu spojrzała w moje oczy. Zamiast oczu i ust na jego twarzy były dwa szare świecące się punkty i duża biała linia, a te "oczy" i "usta" z dumnego uśmiechu zmieniły się w gniewny grymas. Prawdopodobnie spowodowany moją spokojną twarzą, nie chciałem okazywać żadnych emocji... W końcu to moja wina... -TEGO W TOBIE NIENAWIDZĘ! Odebrałem ci wszystko co miałeś, teraz znowu będziesz sam, SAM! Czemu nic sobie z tego nie robisz!? Nie byliśc-

Mężczyzna przerwał gdy po moim policzku spadła pojedyncza łza, a za nią kolejna. "Wiesz co musimy zrobić..." głos w mojej głowie odezwał kolejny raz gdy miecz Swaina został do mnie kopnięty wraz z maniakalnym śmiechem kogoś kogo kiedyś znałem.

-Tak... TAK, TAK, TAK! Jakie to uczucie chaosie? Stracić wszystko co kiedykolwiek miałeś? Przyjaciół, podopiecznych, ukochanych? Jakie to uczucie? No mów! - mężczyzna śmiał się maniakalnie patrząc na moje wilgotne policzki. -Na pewno dziwne to uczucie co? Chociaż raz nie być tym który odbiera, tylko tym który traci. 

Spojrzałem na chodzący cień, aż w końcu wydusiłem z siebie jakiekolwiek słowa, nie były głośne, ale jednak nie miał problemu by je usłyszeć.

-Kai... Co oni ci zrobili...? -zapytałem podnosząc miecz z ziemi i spojrzałem na ostrze skąpane w krwi trupa który leżał za mną. -Byli niewinni, nie taki byłeś...
-Racja, nie byłem, ale ktoś mnie zmienił, ktoś pokazał mi że niewinni zawsze obrywają najgorzej. - miałem coś powiedzieć, ale uniemożliwił mi to krzyk Kaia. -Co zrobił mój ojciec, co zrobiła moja matka? Co zrobiła moja mała siostrzyczka... CO ZROBIŁA LEA?! Czym oni zasłużyli sobie na to na co ich skazałeś?! - wykrzyczał patrząc na mnie, a biała ciecz wyciekła mu z oczu. -Byliśmy jak rodzina Mael, czemu to zrobiłeś?! -Cień rzucił się na mnie z mieczem, a ja zablokowałem jego cios.

Wszystko pamiętam idealnie... To on miał panować krajem który był tu przed Labrove, to on jako pierwszy pokazał mi że nie każdy jest taki jak Anioły... To jego duszę zaprzedałem za swoją wolność jeszcze zanim go poznałem... Nienawidzę się za to czego go pozbawiłem, ale nie miałem wyboru. "Czy aby na pewno nie mieliśmy wyboru?" odezwał się czarnowłosy ja w mojej głowie. "Mogliśmy pomóc im, postawiliśmy siebie ponad całą rasę." Kontynuował, a ja dalej blokowałem ataki Kaia. "Skoro nie mieliśmy wyboru, to czemu nad nim płaczesz?" Powiedział wzdychając ciężko. Nie miałem wyboru, albo my albo oni... Taka jest prawda. "W takim razie nie powinieneś się bronić tylko atakować. Tym w końcu jesteśmy, wykonujemy pracę innych. On chciał wybicia rasy zamieszkującej Itzale, więc zaatakuj jej ostatniego członka!" Krzyknął, ale ja dalej tylko blokowałem. W końcu moje włosy przybrały kolor czerni, a mój miecz powędrował w kierunku ruchomego cienia, przecinając go w pół.

-Ah... Nie spodziewałem się tego po tobie, zawsze zdawałeś się być tym spokojniejszym... Najwidoczniej nawet potwory się zmieniają... - górna część ciała Kaia uśmiechnęła się i ponownie przyłączyła się do jego nóg. -Rzeźnik zapomniał jak się zabija jego ulubioną zwierzynę? - mężczyzna zaśmiał się patrząc mi w oczy.
-Nie chcieliśmy tego... - powiedziałem wzdychając ciężko.
-Skończ pieprzyć, gdybyście tego nie chcieli to dalej by żyli! - rzucił we mnie nożem, ale zatrzymałem go przed moją twarzą przy pomocy telekinezy.
-Nie mieliśmy wyboru, gdybym odmówił zarżnęli by was jak świnie. - mężczyzna w końcu rzucił się na mnie wyrzucając swój miecz.
-Wolałbym już ginąć w katuszach! -złapał mnie za ubranie i uderzył w twarz. - Ufałem ci! - kolejne uderzenie. - Wierzyłem w ciebie! - i kolejne... - Jadłeś z nami przy jednym stole! - z oczu Kaia zaczęły lecieć białe łzy. - Byłeś... Byłeś moim bratem do cholery! - mężczyzna patrzył na moją poobijaną twarz, a ja spojrzałem w białą pustkę w jego oczach i ujrzałem jak znowu zapełnia się emocjami.  - Mael... Za co!? - jego łzy zaczęły spadać na moje zakrwawione ubranie.
-Nie mieliśmy wyboru... Musieliśmy uciekać. - mężczyzna znowu mnie uderzył.
-Przed kim!? Twierdziłeś zawsze że jesteś najsilniejszy, chciałem być taki jak ty! - zamachnął się znowu w moim kierunku, ale zatrzymał się przed moją zakrwawioną twarzą. 
-Uderz... Zasługujemy na to... - powiedziałem, a głos w mojej głowie dodał... "Zasługujemy na rzeczy gorsze niż to."
-Powinienem cię zarżnąć jak świnię... - Kai puścił moją koszulę i patrzył mi w oczy. - Ale nie mogę... Nie jestem taki jak ty... Nie potrafię zabić kogoś kto był moją rodziną... - powiedział ewidentnie wściekły na siebie, możliwe że jeszcze bardziej niż na mnie.
-Jesteś lepszy Kai... Chciałbym kiedyś być taki jak ty... - powiedziałem przyciągając go do siebie i uściskałem mojego dawnego przyjaciela. -Ale niestety, potwory się nie zmieniają... - wyszeptałem i przebiłem cień mieczem, a z ciała Kaia wyleciał czerwony kryształ. Moje włosy wróciły do koloru bieli, a moje oczy ponownie napełniły się łzami. -Nie popełnię znowu tych samych błędów, kraj którym kiedyś miałeś władać stanie się najpotężniejszym krajem na świecie... 

Ciało Kaia powoli zaczęło się rozpadać, wszystkiemu towarzyszył czarny dym, zanim zniknęła jego głowa, Kai uśmiechnął się lekko i westchnął.

-To obudź się Chaosie... - ostatnie słowa mojego dawnego przyjaciela rozbrzmiały echem po całej sali tronowej.

Podniosłem głowę z mojego łózka, moje czoło było mokre od potu, a moje oczy i poduszka mokre od łez. W pokoju nikogo nie było, a przynajmniej tak mi się wydawało zanim nie odezwał się głos Zaro.

-Co ci się śniło? - niski błazen siedział na krześle przy moim biurku, lekko oświetlony światłem ze świecy. Siedziałem cicho i przetarłem oczy ręką. -Chodź, przejdźmy się...

Oczami AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz