Gdy tylko drzwi chaty zamknęły się za nimi, Theo obrzucił Astorię rozbawionym spojrzeniem. Jego charakterystyczne czarne włosy zataczały taniec na wietrze, a iskry radości migotały w intensywnie niebieskich oczach.
Ślizgonka poczuła, jak jej serce przyspiesza bieg, gdy odwróciła się od Theo z uniesionymi brwiami. Nie mogła ukryć lekkiego zawstydzenia, które zakiełkowało w jej wnętrzu. Przyłapanie na gorącym uczynku sprawiło, że czuła się jak ptak złapany w pułapkę, a im więcej ludzi wiedziało o jej sytuacji, tym gorzej sobie radziła.
– Ale z ciebie komediantka, Greengrass – zachichotał chłopak, puszczając rękę dziewczyny. Nie zważając na jej zaskoczenie, wyciągnął różdżkę i jednym ruchem wyczarował nad nimi tarczę, by w drugim momencie wycelować atrybutem w stronę gór. – Bombarda Maxima!
– Co ty wyprawiasz? – pisnęła Astoria, odruchowo zakrywając twarz rękoma.
W odpowiedzi na pytanie Nott tylko się uśmiechnął. W tym samym momencie potężne wybuchy rozległy się za ich plecami, a kawałki śniegu i lodu zaczęły uderzać w barierę ochronną nad nimi.
– Musisz się jeszcze wiele nauczyć, słonko – rzucił wesoło Theodore, z satysfakcją obserwując zniszczenia, które tworzyły się na ich oczach. Drzewa zaczęły się łamać pod naporem, gdy potężna lawa śnieżna ruszyła w stronę polany. – Nie pękaj, jesteśmy bezpieczni.
– Co to miało być? – jęknęła dziewczyna, próbując zapanować nad strachem. Ściana białego szaleństwa zbliżała się w ich stronę, przyspieszając i przygłuszając wszystko dookoła.
– Chciałem kupić sobie trochę czasu. Malfoy'owi trochę zajmie, zanim odśnieży sobie drogę do domu – burknął Nott, wzruszając ramionami. – A ty możesz wracać do siebie, w jakiejkolwiek jaskini teraz się zaszyłaś.
Astoria, wstrząśnięta aktualnym zbiegiem wydarzeń, patrzyła na Theo, jakby zobaczyło go po raz pierwszy w życiu.
– Kupić sobie czas? – powtórzyła zaniepokojona, unosząc się z ziemi po potężnym trzęsieniu. – Co z Draco? Jest bezpieczny?
Theodore spojrzał w kierunku zbocza góry, gdzie lawina przesuwała się dalej, niszcząc wszystko na swojej drodze.
– Malfoy jest pewnie zbyt zajęty próbą przetrwania. Poza tym nie wydaje mi się, żeby był teraz twoim głównym problemem – odparł, obracając się w stronę Astorii.
Dziewczyna zamrugała zdekoncentrowana.
– Co masz na myśli?
Chłopak jej nie odpowiedział. Zamiast tego złapał ją za ramię i zaczął ciągnąć w stronę polany. W miarę jak zbliżali się do krawędzi lasu, dźwięk huków stawał się coraz głośniejszy. Astoria czuła, jak przyspieszone bicie jej serca rytmizowało się z hałasem zbliżającej się katastrofy.
– Przygotuj się na bieg – rzucił Theo, puszczając jej rękę i sam przyśpieszając kroku. – Musimy uniknąć uwięzienia pod zasypem.
Posłuchała jego rady i zaczęła biec, goniąc go we wskazanym kierunku. Drzewa wydawały się jedynym schronieniem przed zwałami śniegu. W miarę jak zbliżali się do lasu, Theo odwrócił się, sprawdzając, czy Astoria jest nadal za nim.
– Złap się czegoś!
Przytaknęła, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, niespodziewanie uderzył ich potężny podmuch. Nott zdołał się zatrzymać i złapać za drzewo, jednak ona została wyrzucona na bok, wprost w mroźną pułapkę.
– Theo! – krzyknęła, próbując utrzymać równowagę.
Brunet, choć sam zmagając się z siłą lawiny, zdołał dobiec do Astorii, zanim zniknęła pod białym żywiołem. Zgrabnie chwycił ją za rękę i pociągnął w swoją stronę, chroniąc ją przed bezwzględnym uderzeniem. Razem wtoczyli się między drzewa jak dwa uciekające przed polowaniem zwierzęta.
CZYTASZ
Bal Debiutantek | Dramione
FanfictionCzarodziejski świat odzyskał równowagę, a wszyscy śmierciożercy zostali przesłuchani i skazani na długie pobyty w Azkabanie. Wyjątek stanowi rodzina Malfoyów, na którą nie znaleziono wystarczających dowodów, a co dziwniejsze, świadkowie ich okrucień...