Rozdział 6 : Labirynt niepokoju

406 37 3
                                    

– Znowu ta sama przeklęta ściana!

Hermiona błądziła po omacku już dobry kwadrans, ciągle trafiając do punktu wyjścia.

W środku nocy, gdy ciemność całkowicie oplotła starą, bogatą rezydencję, rozwidlający się przed nią długi korytarz, jeszcze bardziej wzbudzał uczucie tajemnicy i niepokoju. Odgłos jej skórzanych butów, szurających o posadzkę zanikał w nieprzeniknionym mroku.

Mury budynku zdawały się kurczyć z każdym krokiem. Popełniła błąd. Przez zmęczenie straciła czujność, wybierając się na eskapadę bez różdżki. Teraz wątpiła, czy w ogóle da radę wrócić do swojego pokoju, a co dopiero znaleźć kuchnię.

– Ta oburzające, że brudna szlama postawiła stopę w tej rezydencji – burknął jeden z wiszących portretów, którego najwidoczniej zbudziło jej narzekanie.

Mężczyzna, zamieszkujący ramy nie wyglądał na więcej niż trzydzieści lat. Jego blond włosy zostały ujęte przez malarza jako długi zapleciony warkocz, dodający uroku ostrym rysom twarzy. Stał dostojnie, prawie królewsko.

– Bardzo przepraszam za zakłócanie twojego cennego spokoju – odparła zgryźliwie, podpierając rękami biodra. – Moja szlamowata krew nie będzie cię już niepokoić, jeżeli powiesz mi, gdzie znajdę jakieś jedzenie, panie...?

– Sir Cezar Juliusz Malfoy – uroczyście przedstawił jej portret, unosząc z dumą brodę, jakby oczekiwał ukłonów.

Hermiona parsknęła.

– Juliusz Cezar? Mugolski dyktator? O rany, ta rodzina jest pełna hipokrytów.

– Ty ignorancka dziewucho! To czarodziej z krwi i kości – zaprotestował, łypiąc na nią groźnie. – W rodowej bibliotece jest pełno publikacji na temat wielkich dyktatorów, mających czystokrwiste pochodzenie. Tylko ktoś taki, jak ty mógłby pomyśleć...

– Oh daruj sobie – nie miała zamiaru słuchać obelg, umierając przy tym na skurcze żołądka. Oczywiście, kwestia tajemniczych książek wywołała u niej ciekawość, ale nie chciała się tym dzielić. – Jestem głodna.

– W piwnicy jest pracownia. Powinnaś znaleźć kilka ciekawych trucizn.

– Świetnie – spiorunowała go wzrokiem. – Lord Dracon na pewno się ucieszy z podżegania do samobójstwa jednej z jego kandydatek. Muszę przekazać mu twoje pozdrowienia.

Wątpiła, czy Malfoy jakkolwiek przejmie się niesfornym malowidłem, ale lubiła mieć ostatnie słowo w dyskusjach.

– Już się boję tego dzieciaka – Cezar wzniósł oczy ku sufitowi. – Może w końcu przy jednym ze swoich dołujących nocnych lamentów, zechce zamienić słowo z mądrymi przodkami najbardziej szanowanego rodu, zamiast impertynencko nas ignorować.

Spojrzała na portret z dziwnym wyrazem twarzy.

– On... nie radzi sobie najlepiej?

Portret skrzywił się, zmęczony jej wścibskimi pytaniami. Widocznie sir Cezar zdał sobie sprawę, że powiedział trochę za dużo, bo rzucił ostatnie zirytowane spojrzenie, zanim zniknął.

– Czekaj! – krzyknęła, z żalem dotykając czarnego tła. – Chociaż mi pomóż znaleźć drogę!

Jednak obraz pozostawał pusty, a jego właściciel nie miał zamiaru wrócić.

– Cholerni Ślizgoni.

Jeszcze przez chwilę pozwoliła sobie podziwiać ramę obrazu, nie chcąc ruszać dalej. Jej powierzchnia była bogato zdobiona ornamentami, które wydawały się płynnie przepływać przez całość. Nie była pewna czy to delikatny wzór roślinny, układający się w harmonijne arabeski czy grawerowane motywy geometryczne, bo zdobienia zdążyły lekko wybladnąć, ukazując upływ czasu.

Bal Debiutantek | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz