Rozdział 21. Na Kanarach U Blanhe

319 7 1
                                    

Właśnie czytałam książkę kiedy zaczęło się lądowanie. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w bardzo miłej rodzinnej atmosferze. Był to dla mnie przyjemne dwa tygodnie. Dużo rozmawiałam z White'm. Opowiedział mi o swoim pełnym adrenaliny życiu uciekiniera. Ja natomiast powiedziałam mu o mnie i moim chłopaku, o moich uczuciach, a także o relacji z Hailie. Poza tym polubiłam się z Mayą. Okazało się że pomimo tego kim jest i pomimo jej wieku jest naprawdę spoko osobą. Moje więzi z Monetami też uległy poprawie. Dwa dni przed nami uciekinierzy przenieśli się na Kanary, a to tylko dlatego żebyśmy nie budzili podejrzeń. Potsumowując te wakacje były najciekawsze jakie do tamtej pory miałam.

Spakowałam książkę do plecaka i wyszłam z samolotu. Od razu powiało nas ciepłe powietrze. Oczywiście młodszy brunet po chwili splótł nasze palce i poprowadził do wyjścia, przed którym czekał na nas Beny. Jak się okazało jest to obecny partner Blanche. Weszliśmy do jego samochodu poczym pojechaliśmy do domu babci Monetów. Był duży, a także porastało go dużo roślin co dawało dodadkowy efekt. Na wejściu stał Camden z starszą kobietą.

- Są tu te moje wnuczenta i ta jedna dziewczyna? Bo jakoś nie czuje. - powiedziała a mi przypomniało się co muwił mi o niej Tony, a dokładniej to że jest niewidoma. Po kolei od najstarszego podeszli do kobiety a ona dotknęła ich twarzy. Dodatkowo coś do nich powiedziała. Po nich, do staruszki podeszłam ja.

- Dzień dobry pani Blanche. - powiedziałam do kobiety która nie odpowiedziała, bo była zbyt zajęta obmacywaniem mojej twarzy

- Acha. Czyli to ty jesteś tą sławnie-niesławną Yn.

- Owszem to ja.

- Jesteś podobna do brata. Swoją drogą to jest bardzo pomocny. - naszą krótką wymianę zdań przerwał wyłaniający się zza zakrętu White.

- Witam, witam. - objął mnie a staruszka postanowiła wrócić do środka. Dom w środku okazał się bardzo przytulnie urządzony. Wszystko idealnie do siebie pasowało. Nie wyglądał na jakiś mega drogi ale też nie na najtańszy. Po jakimś czasie okazało się że w budynku jest za mało pokoi dlatego też przydzielono mi pokój z Tony'm, przez co mój brat nie oszczędzał nam swojego marudzenia. Trochę go rozumiałam. No bo gdyby nie było pokoji i Hailie miała by spać z jakim kolwiek przedstawicielem puci przeciwnej, to bracia Monet woleli by się powiesić niż do tego dopuścić. White Kane natomiast był wyrozumiały i widział jak się przy nim czułam. I pomyśleć że już niedługo będę go przeklinać razem z życiem. Z przemyśleń wyrwał mnie głos Dylana.

- Idziesz z nami dziewczynko poskakać do wody z klifu? - zapytał blondyn co mnie zdziwiło. On proponował to mi. Proponował mi skakanie z klifu. Japierdole.

- A kto idzie? - byłam tego ciekawa ponieważ myślałam że a takie coś to zazwyczaj sama święta trójca chodziła.

- Ja, bliźniaki, Hailie i White. - to mnie sparaliżowało. Hailie Monet idzie poskakać z klifu. Ze swoimi braćmi. Co tu się odkurwia? No bo przecież to nie mogło się dziać naprawdę. Co nie?

- Dobra. Idę z wami. Tylko dajcie mi dziesięć minut. - do dziś zastanawiam się dlaczego postanowiłam to zrobić. Może żeby nie wyjść na tchurza? Albo żeby wykorzystać tą szansę?

Mniejsza o to. Wzięłam strój do nurkowania i ruszyłam do pokoju. Puźniej jeszcze zmieniłam makijaż na wodoodporny. Bo przecież nie chciałabym się rozmnażać o wyglądać jak zombie. Przy wyjściu zauważyłam czekających chłopaków. Chociaż nie jestem ostatnia. Na brunetkę czekaliśmy jeszczę pięć minut, po których poszliśmy do bezpiecznego klifu. Niemal od razu poinformowałam moich toważyszy że ja chcę ostatnia. Dlatego też pierwszy skakał Shane. Widać było że próbował się wycwanić ale mu to nie wyszło bo brzuchem udeżył o taflę morza. Drugi bliźniak był następny. Z kolei on akurat skakał na główkę co mu się udało. Potem Dylan. Blondyn jakby na pokaz zrobił jedno salto w przód. Potem ostatni z chłopaków. Tak ogólnie to ja z bratem mamy wrodzony talent do skakania salt o robienia śrób. Dlatego też zrobił po jednym z każdego. Po chwili do krawędzi podeszła moja przyjaciółka. Dziewczyna postawiła na bezpieczeństwo przez co postanowiła skoczyć na nogi. I wtedy nadeszła moja kolej. Podeszłam do krawędzi i niemal od razu skoczyłam. W powietrzu postanowiłam zrobić dwa salta i trzy śruby. Lekko się wzdrygnęłam gdy dotknęłam zimnej wody. I mieliśmy jeszcze takie dwie kolejki. Po nich grupowo ustaliliśmy że idziemy zjeść obiad, a potem przeniesiemy się na plażę. Posiłek był bardzo smaczny. Dostaliśmy bardzo dobrze zaserwowane krewetki. Chwilowy pobyt w domu minął na rozmowach.

Gdy już każdy zjadł swoją porcję wzięliśmy ręczniki, koce i parasole plażowe. Moneci nie oszczędzili sobie także komentarzy typu " ej a Hailie nie powinna może mieć przy sobie rękawków do pływania?". Momo ich słów postanowiła być nie ugięta i nic im nie odpowiedziała. Gdyby tu chodziło o mnie to bym dowaliła jakimś tekstem typu : " a tobie to by się przydał cały zamek powietrzny. Chociaż nie, czekaj on by przecież utonął gdyby zobaczył jakiego idiote ma na pokładzie" i bym dumna odeszła ( a tak naprawdę spierdalała bym stamtąd ile sił w nogach bojąc się konsekwencji). W końcu po pięciu minutach chodzenia w piekielnym upake doszliśmy do mojej prywatnej plaży. Jak to wogule brzmi. Między innymi ta plaża należała do mnie, a dostałam ją w spadku. Myśl że kiedyś przesiadywał tu Santanowie i pili obrzydliwie drogie drinki dziwnie mnie zasmuciła. Właśnie wtedy zaczęliśmy się rozkładać. W pewnym momencie ogarneliśmy starszy bliźniak kupił w sklepie multum słodyczy co dodadkowo przyprawiło mnie o dobry nastrój. Po około dwudziestu minutach opowiadania sobie śmiesznich historii postanowiliśmy wziąść się za budowanie zamku. Efekt prezentował się niesamowicie tak samo jak czas który z w niego włożyliśmy bo były to aż dwie godziny. Natomiast nasza praca wyglądała tak :

 Natomiast nasza praca wyglądała tak :

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Później zaczęło się "nie masz psychy". Mi akurat wybierał żarłok.

- Yn, nie masz psychy wskoczyć do wody i na całe gardło krzyknąć kocham Tony'ego. - powiedział a ja uznałam że raz się żyje. Dlatego też zerwałam się z miejsca i pobiegłam lekko uderzając w taflę. Jako że pierwszą część zakładu wykonałam przyszedł czas na drugą.

- Kocham cię Tony!!! - wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam. Chwilę puźniej wszyscy znaleźliśmy się we wodzie. Oblewaliśmy i przewracaliśmy się nawzajem a śmiechą nie było końca. Po jakimś czasie zaczęliśmy łączyć się w grupy. Bliźniaki razem, najstarsze i najmłodsze z rodzeństwa Monet razem i duet rodzeństwa Kane. Wtedy wydawało się że ta zabawa nie będzie miała końca...

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz