Rozdział 20. Wakacje

338 7 2
                                    

Dziś dzień wyjazdu. Wyjazdu, do którego przygotowywałam się od tygodnia, a to wszystko przez White'a. Dogadaliśmy się że wynajmie pokój w jakimś hotelu  a my spotkamy się na jakieś imprezie bądź plaży. I właśnie tego nie przemyśleliśmy. Bo niema chuja żeby Moneci pozwoli mi samej iść na melanż lub na oglądanie zachodu słońca. Bynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

Spakowałam do mojego bagażu podręcznego inkBoook żeby niw brać za dużo książek. No bo bym zabrała z połowę półki. Wsadziłam tam także telefon, power banka, ładowarkę i słuchawki. Bo nigdy nie wiadomo kiedy te rzeczy mogą się przydać. W sumie cały luty spędzimy na podrużach. Pierwsze pół miesiąca spędzimy na jachcie i we Francji, a drugie pół na Kanarach. Lekko się stresowałam ponieważ miałam poznać jeszcze piątkę Monetów. May'ę, Monty'ego, Flyn'a, Camdena i Blanche. W międzyczasie dowiedziałam się że babcia Hailie jest niewidoma oraz że mieszka ze swoim partnerem. No po prostu zajebiście. Moje dwie walizki zostały wczoraj w nocy przeniesione do prywatnego samolotu. Między innymi spakowałam do nich łyżwy myśląc że może z kimś pujdę. Kiedy o tym myślałam coś zawibrowało. Okazało się że to mój telefon.

❤️Palacz❤️: Czekamy skarbie

Ja : idę ❤️

Zeszłam do kuchni gdzie czekało na mnie czworga najmłodszego rodzeństwa Monet. Gdy mnie zauważyli momentalnie się przywitali. Potem poszliśmy do zamówionej przez nich limuzyny. Czułam się jak jebana królowa. Droga minęła nam w ciszy. Jak tylko dotarliśmy na lotnisko Tony chwycił mnie za rękę i poprowadził do samolotu. Kiedy tylko do niego weszliśmy poczułam odur bogactwa. Było tam dużo luksusowych foteli, jeden wielki telewizor z PlayStation 5 oraz bar. Chłopak poprowadził mnie do jednego z siedzeń. Niemal natychmiast usiadł obok mnie. Kątem oka widziałam jak Shane przewrócił oczami. Mogłam się założyć że zawsze siadał koło bliźniaka. Lot spędziłam dość miło. Czytałam, oglądam strzelankę brunetów, rozmawiałam z Hailie i przytulałam się do Tony'ego. Gdy tylko weszliśmy przed lotnisko usłyszałam piskliwy damski głos.

- Aaaa. Nareszcie jesteście! - zawołała podbiegająca do nas kobieta. Była blądynką, mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na około dwadzieścia pięć lat co mnie zdziwiło. Po chwili wywnioskowałam że to May'a. Szczerze mówiąc zdziwiło mnie to ponieważ myślałam że tak jak powoli idący w naszym kierunku mężczyzna, który prawdopodobnie miał na imię Monty, będzie około czterdziestki.- Witamy was we Saint-Topez!

- Skarbie możesz tak nie krzyczeć? - zapytał Montegune. Blondynka puściła tę uwagę mimo uszu. Podeszła do brunetki i ją przytuliła. Chłopaką jedyne co to podała rękę. Na końcu podeszła do mnie.

- Miło cię w końcu widzieć Yn. Vincent dużo nam o tobie opowiadał. - przywitała mnie z pogodnym uśmiechem.

- Ciebie także. - po moich słowach niemal od razu mnie przytuliła. Trochę mnie to zdezorientowało ale mimo tego odwzajemniłam uścisk. Potem przyszedł do mnie najstarszy z obecnego towarzystwa.

- Cześć Yn. Jestem Monty. Ale mów na mnie wujek Monty. - po chwili kontaktu wzrokowego przytulił mnie. Uważałam to za miłe przywitanie. - taka przestroga ode mnie, bo słyszałem że jesteś z Tony'm. Jeszcze nie miał żadnej dziewczyny na dłużej niż tydzień. Bo zazwyczaj traktował je jak chwilowe zabawki.

- Zapamiętam. - nasza rozmowa była mówiona tak żeby wytatuowany brunet nie usłyszał. Potem wsiedliśmy do kolejnej limuzymy, która zawiozła nas pod mniejszą willę obok morza. Narpierw poszliśmy się rozpakować a potem wszyscy spotkaliśmy się przy jachcie. A kiedy tylko na niego weszliśmy usłyszałam lekko zachrypnięty głos.

- Kogo ja tu widzę? Witajcie. - powiedział a ja wywnioskować że to jest Camden. Na początku przywitał się ze swoim dziećmi a potem podszedł do mnie. - Witaj Yn.

- Dzień dobry.

- Chciałbym Ci podziękować za uwolnienie świata od Adriena. Był z niego nawet dobry chłopak ale pojeb jakich mało...

- Skąd pan wie że to moja sprawka? - zapytałam prubując przeanalizować jego słowa.

- To miała być niespodzianka ale...- nie zdążył dokończyć bo przerwał mu znajomy mi głos, na który niemal natychmiast się uśmiechnęłam.

- Siemano! - wykrzyknął wyłaniający się zza zakrętu White. Od razu podbiegł do mnie i mocno przytulił. - Elo młoda.

- Elo stary. - po chwili oderwał się ode mnie i poszedł przywitać resztę. Nadal nie wiedziałam co tu się odpierdala. Co on tu robi? Jak wyryta stałam i patrzyłam kiedy skanował Tony'ego podejrzliwym spojrzeniem. What the fuck. Puźniej poszliśmy do jadalni zjeść obiad. I to właśnie wtedy nie wytrzymałam z pytaniami bo buło ich zbyt dużo. - Czy mogę się zapytać jakim to cudem tutaj jest White?

- Ech... To długa historia. - powiedział brat, a ja miałam to w dupie.

- A, ja chcę odpowiedzi. - i wtedy wszyscy chłopacy chórem westchnęli.

- Wszystko zaczęło się kiedy wszystko nam powiedziałaś. Ja postanowiłem poszukać tej krótko falówki żeby pogadać z twoim bratem... - mówił Tony a ja uważnie się mu przysłuchiwałam choć nie powiem trochę mnie wkurzył fakt że grzebał w moich rzeczach. - Jak już ją znalazłem to trochę pogadaliśmy i postanowiliśmy że poleci do Tajlandii do naszego ojca.

- Puźniej trochę razem po mieszkaliśmy poukrywaliśmy się no i dowiedziałem się że jeszie na wakacje z moją siostrzyczką, dlatego też postanowiłem zapytać się czy też mogę jechać. A po tym wylądowałam tutaj z wami. - dokończył White. To zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Moneci mają kontakt z moim bratem? To było dla mnie zdecydowanie za dużo. Dlatego też przeprosiłam towarzystwo i poszłam się przespać. Definitywnie w głowie kłębiło mi się za dużo myśli. Po obudzeniu zobaczyłam na zegarku pierwszą w  nocy przez co postanowiłam się jeszcze położyć. Na marne prubowałam zasnąć. Spędziłam w łużku dwie godziny po których uznałam że nie usnę więc zaczęłam czytać książkę. Nad ranem przyszedł do mnie Tony. Trochę się do mnie poprzytulał co było miłe. Bynajmniej w tamtej chwili. To wszystko, ta cała relacja była za piękna. W tamtym momencie łudziłam się że to prawdziwa miłość i że to przetrwa na dłużej. Że nie jestem jedną z tych jego lasek które ma na chwilę. Że to nigdy się nie skończy. Nic bardzie mylnego. Najlepsze jest to że już niedługo miałam się o tym przekonać. O bolesnej prawdzie, o tym jak boli złamane serce oraz o tym jaka ja jestem głupia i naiwna.

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz