Rozdział 29. Włamanie

223 7 4
                                    

Już dziś był ten dzień. Dzień w którym mieliśmy włamać się do rezydencji Grace. Najgorsze było to, że stresowałam się jak cholera. Nawet mało brakowało, a bym poszła wygadać się Willowi! Jedyne co mnie cieszyło to fakt spotkania z bratem. Szczerze mówiąc lekko zazdrościłam mu tego życia. No bo może ukrywał się przed policją, ale to nie zmienia faktu, że na ekskluzywnych wyspach. Hajsu ma pod dostatkiem, tak samo jak alkoholu. Czego chcieć więcej? Ciekawa jestem jaki jest jego plan po wyciągnięciu rodziców z tego bagna. No bo przecież nie mogą wrócić do Nowego Orlenu, a już na pewno nie do domu. A to wszystko przez typa który miał czelność nazywać się ojcem mojej matki. Czasami nawet rozmyślam co by było gdyby mama zgodziła się na ten ślub. No bo w sumie mogłabym się nie narodzić, albo być jedynaczką. Jedyne co wiem na pewno to, to, że gdybym się narodziła w takim domu była bym obrzydliwie bogata.

Właśnie zakładałam mój kombinezon kuloodporny i wkładałam w jego przegródki bronie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Chwilę puźniej moim oczą ukazała się głowa mojego dzisiejszego wspólnika.

- Cześć dziewczynko. - powiedział i wszedł do pomieszczenia, ubrany tak samo jak ja, po czym objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.

- Cześć chłopczyku. - powiedziałam, a chwilę puźniej złączył nasze usta w pocałunku.

W tamtym momencie nie wiedziałam co zrobić. Faktycznie ostatno zaczęłam rozumieć, że coś do niego czuje, ale jeszcze nigdy o tym nie porozmawialiśmy. Po krótkiej chwili przemyśleń odwzajemniłam pocałunek, który on niemal od razu pogłębił. Nasze języki walczyły że sobą o dominację, jednocześnie splatając się w dzikim tańcu. Ale oczywiście wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć, bo gdy chłopak popchnął mnie na ścianę i wyszeptał ledwo słyszalne : „jak długo na to czekałem” usłyszeliśmy dźwięk połączenia, dobiegającego z mojego telefonu.

Na wyświetlaczu pokazała się zajebista dla niego nazwa, czyli : „Białowłosy debil”. Mówcie co chcecie, ale wolałabym, żeby policja się nie dowiedziała, że mam z nim jakikolwiek kontakt, a ostatnio jebnął sobie włosy na biało więc zajebiście do niego pasowało. Po odebraniu usłyszałam od niego, że mamy się zbierać i idziemy.

Dylan wziął jeszcze ze sobą laptopa żeby mógł zhakować dostęp do kamer. Tak więc pięć minut puźniej wsiedliśmy do czarnego camaro. Zastanawiało mnie z kąd je wytrzasnął, myślałam, że przyjedzie jakimś Nissanem, a tu taka fura. Może uznał, że z takim cackiem będzie łatwiej wtopić się w tło.

Droga minęła nam w ciszy. Żaden z chłopaków się nie odzywał. W sumie  mi też jakoś nie rwało się do rozmów. Jak już dojechaliśmy to zostawiliśmy samochód z Monetem w lesie i po dostaniu sygnału poszliśmy do rezydencji.

Trochę się stresowałam. Nie chodzi mi tu nawet o włamanie, a o fakt powrotu tam. No bo jednak przez kilka miesięcy tam mieszkałam. Mówcie co chcecie, ale w głębi serca brakowało mi tego domu. Nie mówię, że mieszkanie z Monetami jest złe, ale po prostu jakoś tak dziwnie tęsknię za rezydencją Santanów. I tak doszliśmy do bramy, która została zdalnie otworzona przez Dylana.

- Stresujesz się? - zapytał nagle brat.

- A ty niby nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Masz rację. To dopiero piąty włam w moim życiu i... - nie zdążył dokończyć bo mu przerwałam.

- Piąty?

- Ups... No miałem już kilka takich akcji, ale nigdy nie z tobą i nie chodziło o rodziców. - Ja pierdole. Odrazy po jego słowach uderzyłam się w czoło, dając mu tym samym znak, że nie mam już sił na niego.

- Dobrą, wchodźmy tam póki jeszcze się nie rozmyśliłam. - i tak też zrobiliśmy.

Powoli i dyskretnie mijaliśmy ochroniarzy, dzięki czemu weszliśmy do domu. Szczerze mówiąc myślałam, że będzie chociaż trochę ciężej. Mimo wszystko nie narzekałam. Gdy byliśmy już w willi, szybko i dyskretnie poszliśmy do piwnicy. Brat otwierał zamek, a ja w tym czasie stałam z bronią na czatach „w razie czego”.

Gdy już udało mu się rozbroić wejście ruszyliśmy w dół po schodach. To co tam znaleźliśmy, przeraziło mnie i uszczęśliwiło jednocześnie. Byli tam nasi kochani rodzice. Ale nie tacy jakich zapamiętałam. Wyglądem przypominali ludzikiem ciała po śmierci, a to głównie dla tego, że ich skóra była blada i cała w siniakach. W sumie jedyną rzeczą zdradzającą, że wciąż żyją były ich ciche rozmowy i lekko podnoszące się klatki piersiowe. Podbiegłam do nich dopiero po chwili. Ale gdy już to zrobiłam to delikatnie przytuliłam mamę.

- Yn? White? - zapytała cichym i łamiącym serce głosem. - Boże dziedzko co ty tu robisz?

- Wyciągamy was z tąd. - oznajmił im mój brat a na ich twarzach pojawił się lekki uśmiech.

Na początku pomogliśmy im wstać i wejść po schodach, co wcale nie było takie łatwe. Jednak mimo wszystko udało nam się. Szliśmy tak razem aż do wyjścia. Ale jak to mówią wszystko co dobre szybko się kończy, w naszym przypadku było tak tylko dlatego, że gdy przechodziliśmy przez salon, usłyszeliśmy ciche chrząknięcie. Jak się okazało należało ono do siedzącej na sofie Grace. Nosz kurwa! Czemu zawsze musi się coś zjebać?!

- Witam, witam. - powiedziała, a mnie oblał zimny pot.

- Grace... - wysyczał przez zęby mój tata.

- Dlaczego? Dlaczego nas porwałaś? - zapytała mama.

- Gdzie moje maniery? Usiądźcie, a ja wam już wszystko opowiadam. Słuchajcie uważnie bo nie mam zamiaru się powtarzać. Szczególnie wy dzieci. - no i się zaczęło. - Zacznijmy od tego, że kiedyś miałam wyjść za Felixa. - zmarszczyłam brwi, a ona ciągnęła dalej. - Byliśmy naprawdę parą idealną. Kochaliśmy się naprawdę mocno. Bynajmniej tak mi się wtedy wydawało.  A potem odwalili tą całą szopkę z imprezą i ucieczką. Nie wiem czy wiecie, ale macie jeszcze brata. - zwróciła się bezpośrednio do mnie i White'a. - To była jakby taka zaliczka Archera. No i jeszcze zemsta za zdradę. Jeszcze mój ukochany wujek się powiesił. Pamiętasz jak przyszła do ciebie policja i oznajmiła zgon tej dwójki? - wzkazała na rodziców. - Przysłali ją Adrien z Egbertem, a mi w ramach zemsty pozwolili ich porwać, albo zabić. W sumie żyją tylko dlatego, że chciałam aby ich cierpienie było dłuższe. Wiesz dlaczego Cię tak nie nawidzę smarkulo? - zapytała się bezpośrednio mnie. - Bo wynajełaś płatnego zabójce który zabił mi brata, a późnej przez to wszystko mój ojciec dostał zawału i również zmarł. A teraz nareszcie karma wróci. - mówiąc to wyjęła pistolet i wycelował mi w głowę. - Przykro mi smarkulo, że urodziłaś się w takim świecie.

Po jej słowach myślałam, że to będzie koniec. Ale jednak zamiast jednego strzału, usłyszałam dwa, a zamiast bólu poczułam ciało Dylana na swoim. I wtedy zrozumiałam, że zasłonił mnie własnym ciałem...

💙💜💙Dla wytrwałych💜💙💜

Jak tam wrażenia po kolejnym rozdziale?

Mam nadzieję, że nie namieszałam wam trochę za mocno w głowach.

Nie bójcie się to nie jest jeszcze koniec. Planuje jeszcze około 10/15 rozdziałów.

Reszty moich planów zdradzać wam nie będę, ale do następnego :)

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz