Rozdział 31. Halloween

190 5 5
                                    

Dziś mija dokładny tydzień odkąd Dylan wyszedł ze szpitala. Co z tym idzie? Dokładny tydzień odkąd oficjalnie jesteśmy razem. Szczerze mówiąc to po tym co odjebał w naszym „związku" Tonym, nie nastawiam się na coś dłuższego. Niby go kocham, ale z jego młodszym bratem też tak mówiłam. Ale on nie zaryzykował dla ciebie życia. W sumie to oni są inni. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Blondyn daje nam czas i na razie randkujemy i wymieniamy pocałunki, natomiast brunet tylko zaciągał mnie do łużka. W sumie to nawet nie wiem dlaczego nadal się z nim przyjaźnie. Że względu na Haillie? Że względu na to, że razem mieszkamy?

Z letargu wyrwał mnie odgłos pukania w drzwi.

- Proszę! - krzyknęłam, a po chwili moja przyjaciółka rzuciła mi się na szyję.

- Yn, wiesz, że Cię uwielbiam...- i już wiedziałam, że będzie chciała mnie namówić na jakąś Halloweenową impreze.

- Dobrze - powiedziałam nie mając siły się z nią droczyć. - Pójdę z tobą, ale musisz przekonać Willa i Vincenta.

Właśnie takim sposobem wylądowałyśmy w gabinecie najstarszego brata Monet. Ku mojemu zaskoczeniu, zgodził się, ale przedstawił nam kilka warunków. Po pierwsze święta trójca miała iść z nami. Po drugie mieliśmy wrócić maksymalnie o drugiej w nocy. Po trzecie zero alkoholu, a jak już to minimalnie mało. I tak skończę najebana w trzy dupy. Po czwarte każdy z nas miał mieć swojego ochroniarza, a my z Haillie po dwa. No, a na deser : chłopaki mają nie pić. Szczerze mówiąc to będzie najtrudniejsze, ale damy radę.

Na początku poszłyśmy do Shane'a. Chłopak wzbraniał się tak długo, aż siostra powiedziała mu, że pójdzie w stroju ledwo zasłaniającym tyłek. Po tym na trafiłyśmy na Dylana. Z nim było łatwo. Pocałowałam go po czym oznajmiłam mu, że idziemy na imprezę i, że jak się zgodzi to pozwolę mu wybrać dla siebie strój. Na koniec został nam Tony. Tu sprawa się trochę skomplikowała. Ale wygrałyśmy argumentem, że Alice z naszej klasy będzie, i to taka za którą chłopaki się uganiają. Na nasze szczęście Monet jej (jako jednej z nie licznych) nie przeleciał, więc się zgodził.

Około godziny dziewietnastej, razem z przyjaciółką zaczęłyśmy się szykować. Ona ubrała czarną sukienkę, rękawiczki kabaretki, kozaki, a na końcu zrobiła upiorny makijaż. Natomiast ja postanowiłam dotrzymać słowa danego mojemu chłopakowi i pozwoliłam mu wybrać dla siebie strój. Tak też skończyłam w krótkiej czarnej sukience, która dobrze eksponowała mój biust, na to założyłam czarny gorset i maskę ghostface oraz wysokie czarne kozaki. Dobrałam do tego czarną torebkę w którą wsadziłam telefon, scyzoryk i nóż. Tak dla bezpieczeństwa. Dylan ubrał się podobnie. Czarna koszula, czarne spodznie czarne snakersy i ta sama maska. Bliźniaki natomiast poszli w coś zdecydowanie innego. Shane odwzorował na sobię billy the puppet, nawet nie wiadomo skąd wytrzasnął czerwono-biały rowerek. Tony poprosił nas żebyśmy go pomalowały na Jokera i za niego też był przebrany.

Wyszliśmy z domu równo o dwudziestej pierwszej. W samochodzie pomyślałam, że w sumie mogliśmy się zgadać i wszyscy przebrać za rodzinę Adamsów. Ja bym była Mortishią, mój chłopak tym ojcem, Haillie Wedneseday, Tony Pagshleyem, natomiast Shane tym wujkiem z autyzmem.

Gdy dojechaliśmy pod dom Colina, gdzie odbywała się impreza. Na wejściu powitał nas i zaprosił do środka. Już na wejściu poczułam zapach alkoholu, potu i papierosy. Właśnie! Dawno nie jarałam! Dość szybko doleciałam do kuchni i zrobiłam sobie drinka z mieszanką różnych alkoholi. Potem doszła do mnie przyjaciółka i chlałyśmy, wkurwiające tym samym jej braci. Po jakimś czasie poszłam tańczyć. W pewnym momencie światło zgasło, ale po chwili znów zostało zapalone. To pewnie było zaplanowane. Jakiś czas później poszłam na dwór i poprosiłam kogoś o skręta. Mina Dylana kiedy mnie z nim zobaczył była bezcenna. Od razu ruszył w moją stronę i wyrwał go z ust, i sam się nim zaciągnął.

- Wiesz, że jeden papieros skraca życie o pięć i pół minuty? - zapytał, po czym zaciągnął się nikotyną.

Zdeptał skręta butem i mnie pocałował. Jednak jak zawsze musiało się coś zjebać. Usłyszeliśmy jakiś krzyk, a potem zauważyliśmy kogoś w masce jakiegoś japońskiego demona. Mój wzrok mimowolnie powędrował na leżącą obok, zakrwawioną dziewczynę. Właśnie wtedy ogarnęłam, że ona nie żyła. Kurwa. Jakby tego było mało mężczyzna wyciągnął nóż z tamtej laski i zaczął iść w naszą stronę. Niemal od razu Dylan chwycił mnie za rękę, chcąc zacząć uciekać. Jednak ja miałam inne plany. Wyciągnęłam z torebki nóż i nim rzuciłam. Specjalne skierowałam go pod takim kątem by idealnie trafiło napastnika w rękę i żeby go nie zraniło za mocno. Chłopak ryknął z bólu, a ja od razu podbiegłam do niego i przywaliłam mu w nos.

- No co tak stoisz idioto?! Dzwoń po psy! - krzyknęłam w stronę Moneta, a on wyciągnął telefon. - Szybciej!

Tak zaczęliśmy się szarpać. I w sumie wszystko by było dobrze, gdyby nie fakt, że po jakimś czasie przyjechał kolega tego typa i próbował mnie wciągnąć do furgonetki. Na moje szczęście, miałam ze sobą mojego rycerza na białym koniu, (bez konia) który mnie uratował, i pomagał w przygwożdzaniu do ziemi, aż nie przyjechała policja. Niedługo po tym wyszedł Shane z Haillie, która zwymiotowała w krzaki. Kiedy już przyjechali, zdjęli mężczyzną maski. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wygląda podobnie do mamy. Mój brat. Ja pierdole. Ta rodzina pachnie patologią.

- E, ty! - wydarł się, a ja na niego spojrzałam. - Do zobaczenia siostrzyczko! - powiedział to z takim sarkazmem w głosie, że nawet nie wiedziałam, że tak się da.

Potem oczywiście spisanie protokołu, zeznań i tak dalej. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że Tony przyszedł do nas dopiero wtedy kiedy to się skończyło. Oczywiste było to, że zabawiał się z Alice. Najgorsze było to, że miał zmyty makijaż, który tak długo robiłyśmy. Chwilę później mój telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Vincenta. Kurwa. Mamy przejebane.

- Yn, co wy robicie? Dlaczego nikt nie odbiera telefonu? I dlaczego moi pracownicy z komędy do mnie dzwonili, że coś tam się stało?- niby powiedział to spolojnia, ale w jego głosie można było usłyszeć furię.

- Obecnie wszyscy stoimy przed domem Colina Wooda. Nikt nie odebrał telefon bo go nie usłyszał. A jeżeli chodzi o ten telefon z komisariatu to... Byliśmy z Dylanem świadkami morderstwa.

Na lini zapadła cisza. Nikt z nas nie chciał się odezwać pierwszy. Podejrzewałam, że każdy z nas właśnie wtedy przetwarzał w głowie wszystkie informacje.

- Wiesz kto to był? - zapytał, a mi ledwo przeszła odpowiedź przez usta.

- Damon Retter, mój brat.

- Wracajcie do domu. Teraz.

Razem z resztą ruszyliśmy do samochodu. Już miałam wsiadać gdy zobaczyłam coś jeszcze. Zwłoki.

- Kurwa - powiedziałam po czym odeszłam od pojazdu i ruszyłam w ich stronę.

- Yn! - krzyczeli za mną przyjaciela, ale ja z determinacją podchodziłam do ciała. Jakie było moje zakończenie gdy zobaczyłam, że ów zmarłym był Mithel pieprzony Carter.

💙💜💙Dla wytrwałych💜💙💜

Jakbyście nie pamiętali kim jest Mithel to pojawia się w 19, 23 i 24 rozdziale.

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Miłego czytania. Autorka :)

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz