Rozdział 24. Nie Wyjaśnione Sprawy

284 8 2
                                    

Dziś wracamy do Pensylwani. Mogło by się wydawać, że zagraniczne wakacje trwały dosyć długo, ale jak dla mnie to ten czas tak zapierdalał, że szkoda gadać. W międzyczasie wszystko stało się inne. Tony przestał się do mnie odzywać, przez co spałam z Hailie. Moja relacja z dziewczynami znacznie się polepszyła, bardzo się ze sobą zżyłyśmy i ciężko jest pozostawić Mayę, po czym wyjechać. Natomiast z Shanem to jak zawsze. Byliśmy dla siebie niczym typowi znajomi ze szkolnej ławki. Inna sytuacja była z Dylanem. Unikałam rozmowy z nim, od czasu gdy mnie pocałował na tamtej imprezie czułam się w jego towarzystwie niezręcznie, a moje zmieszanie gdy tylko niebieskooki blondyn znajdował się w pobliżu, można by było wyczuć na kilometr. A jeśli chodzi Mithela, jedyne co się dowiedziałam to, że żyje i został wypisany oraz, że gdzieś się przeprowadził. Tak znowu. Czekałam na powrót do domu (dziwnie tak było nazywać rezydencje Monetów) tylko z jednego powodu. Otwarto tam specjalnie dla mnie (co było bardzo miłym gestem od pracoholików) całoroczne lodowisko kryte. To właśnie z tego powodu Will i Vinc nie przyjechali wcześniej. Z transu wyrwał mnie głos przyjaciółki.

- Yn? Idziesz? - zapytała, a ja podniosłam się z miejsca, wzięłam bagaż podręczny i wyszłam z samolotu.

Niemal od razu przywitało mnie ciepłe powietrze. Co było dosyć miłym uczuciem, po kilku godzinach w zimnym samolocie. Moneci oczywiście musieli wynająć limuzynę. No bo czemu by nie? Pojechaliśmy nią do rezydencji. Gdy się już rozpakowałam, postanowiłam zapytać czy mogę iść na lodowisko. Niegdyś chodziłam na takie całymi dniami, do czasu... Nie, stop. Nie mam czasu się nad sobą i swoimi wyborami użalać. Po chwili zeszłam do kuchni gdzie siedział mój prawny opiekun. O to moja szansa.

- Will... - zaczęłam niechętnie.

- Słucham.

- Czy mogę jechać na lodowisko? - zapytałam a on zaczął się nad czymś głęboko zastanawiać.

- Oczywiście, ale wróć przed dwudziestą. - powiedział, a ja go przytuliłam.

Nie wierzyłam, że to się naprawdę dzieje. Miałam wsiąść na łyżwy, pierwszy raz od połowy roku. Pełnej adrenaliny połowy roku. Wsiadłam do swojego lamborgini i zauważyłam jak bardzo brakowało mi tego samochodu. Włączyłam losową playlistyę, a potem zaczęłam śpiewać piosenkę : "Paris". Kto jak kto ale ja ją naprawdę lubiłam. Po około dziesięciu minutach zaparkowałam na ogromnym parkingu. Co jak co ale Moneci mają klasę i trzeba to przyznąć. Budynek był wielki. Gdy tylko do niego weszłam zobaczyłam recepcjonistę którym okazał się być Leo.

- Hej. - powiedziałam, a on oderwał wzrok od książki.

- Hej. Gdzie idziesz? - zapytał na co ja uniosłam brwi.

- Co?

- No w sensie na co. Na siłownię, na jogę...

- Na lodowisko. - odparłam, a chłopak bez przedłużania dał mi karnet i pokazał w którą stronę mam iść.

Byłam podekscytowana. I to bardziej niż bardzo. Miałam wejść na lód po półrocznej przerwie. Miałam wreszcie znów oddać się w objęcia ukochanego sportu. Kto wie, może kiedyś nawet pojadę na zawody. Bo to byłam ja. Yn Kane, dziewczyna wielu talentów. Jak tylko zauważyłam lód na horyzoncie, na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. Dlatego też, w pośpiechu zawiązałam sznórówki moich figuruwek. Dokładnie tak jak kiedyś. Włożyłam jeszcze ocieplacze na ręce i nogi, po czym weszłam na za mrożoną taflę. Niemal od razu pochłonął mnie ukochany sport. Dobrze, że nikogo nie było. Zrobiłam między innymi : Rittbergra, śróbę i Axla. Byłam sama, a jazda dała mi wielkie ukojenie. Było tak do czasu gdy usłyszałam ten jakże dobrze znany mi głos.

- Tak też myślałam, że Cię tu znajdę łyżwiaro. - zamarłam. Stałam jak wykryta, patrząc jak on podjeżdża do mnie i przytula. To było coś czego zdecydowanie się nie spodziewałam. Bynajmniej nie po nim. - przepraszam - wyszeptał. - Tak bardzo Cię kurwa przepraszam.

- Dlaczego - wyjąkałam. - Dlaczego to zrobiłeś i nic mi nie powiedziałeś?

- To będzie materiał na dłuższą rozmowę. - stwierdził - Możemy się jutro spotkać? Najlepiej w jakiejś kawiarni czy coś. A teraz pojeździmy? - zapytał a ja skinęłam głową. I tak o to znowu uległam spojrzeniu zielonookiego bruneta.

***

Czy wspominałam już jak Dylan mnie wkurzał? Tak, to bardzo możliwe. Dziś na przykład uparł się żeby zawieść mnie na rozmowę z Carter'em. W samochodzie cały czas mi mówił że jakby coś mi się działo to mam dzwonić, a po moim miliardowym zapewnieniu że tak zrobię, blondyn ustalił ze mną godzinę odbioru. Jakbym też nie mogła zabrać swojego co zaoszczędził by jego i mój czas. Wysiadłam z pojazdu a on żucił szybkie : "baw się dobrze", i odjechał. W tamtym momencie uświadomiłam sobie że, mogłam nie nawidzić łyżwiaża ale musiałam przyznać jedno. W głębi duszy tęskniłam. Za wszystkim. Za jego zapachem, za wzrokiem który rozbierał mnie przy każdym spotkaniu, a nawet za tym jego melodyjnym głosem. Po prostu mi go brakowało. Serce zaczęło bić mi mocniej gdy tylko zauważyłam Carter'a siedzącego przy jednym ze stolików. Dłużej nie myśląc pewna siebie, zajęłam miejsce na przeciwko bruneta i lekko się uśmiechnęłam.

- Bo to opowiadaj. - rzuciłam prosto z mostu i wygodnie usiadowiłam się na krześle.

- Ech... Z góry mówię, że ta historia jest dość długa i skomplikowana. - zaczął. - Wszystko rozegrało się tamtego lata... Przeprowadziłem się do USA razem z rodzicami. A po nie długim czasie poznałem ciebie. Możesz wierzysz lub nie ale byłaś moim ideałem. Zakochałem się już po kilku tygodniach. Ale puźniej się coś zmieniło. Może ty tego nie zauważyłaś, bo to nie pomiędzy nami. Ktoś mi wysłał list. Do teraz znam na pamięć jego treść, a brzmiała ona tak : "Masz miesiąc. Jeden jebany miesiąc żeby się wyprowadzić, rozstać z ukochaną i zostawić Yn. A jak tego nie zrobisz to możesz się pożegnać z rodziną. To samo dotyczy jak komuś o tym powiesz". Podpisano to A.S. Nie wiedziałem kto to jest ale poczułem, że może być niebezpieczny. Dlatego też postanowiłem wcisnąć każdemu ten cały kit, że mam raka i upozorować swoją śmierć. Teraz już wiem kto wysłał pogróżki. Był to jebany Adrien Santan. Czyli człowiek który kazał mi Cię zranić, by potem zmusić do ślubu. - nawet nie zauważyłam gdy do moich oczu zaczęły na pływać łzy. Zielonooki po zakończeniu opowieści podszedł do mnie i mocno przytulił. - Wiem, że nie jesteś wstanie mi stu procentowo zaufać, ale czy możemy znowu być przyjaciółmi?

- Tak. I nawet nie wiesz jak bardzo mi ciebie brakowało...

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz